Katarzyna Rosłaniec: Trudne sprawy
Jest bez wątpienia jedną z najbardziej obiecujących, ale też kontrowersyjnych reżyserek swojego pokolenia. Popularność zawdzięcza trudnym tematom swoich filmów i charakterowi, który niektórzy nazywają butnym, a inni bezkompromisowym i odpornym na krytykę. 23 listopada Katarzyna Rosłaniec obchodzi 40. urodziny.
Trudno jest wskazać filmowca, który zyskałby tak wielką widownię po nakręceniu zaledwie trzech filmów. "Galerianki" opowiadają o prostytucji nieletnich dziewcząt, "Bejbi blues" to historia nieletnich rodziców, którzy nie dojrzeli do rodzicielstwa, a "Szatan kazał tańczyć" skupia się na młodej pisarce, której życie powoli się rozpada, bo dominują w nim narkotyki i alkohol.
Gdy rozmawia się o filmach Rosłaniec, często pada słowo "niedojrzałość". Jej filmy faktycznie opowiedziane są w sposób nieortodoksyjny, lekko chaotyczny. Andrzej Wajda, po przeczytaniu scenariusza do debiutanckiego filmu Rosłaniec ("Galerianki"), powiedział, że "jest on napisany, jakby zrobiła to trzynastolatka". Sama reżyserka kilkakrotnie odpowiadała na ten zarzut. Zapytana o to na festiwalu w Gdyni, odparła: "Wtedy uważałam i nadal uważam, że to jest zaleta tego filmu, że on jest napisany językiem trzynastolatki. Bo to jest film o trzynastolatkach. Gdyby był napisany językiem trzydziestopięciolatka... No to coś by było nie tak".
Ta wypowiedź oddaje nastawienie do świata Rosłaniec, czyli nieprzejmowanie się cudzymi opiniami. Jej wypowiedzi często bulwersowały. Zdarzyło jej się powiedzieć, że na festiwalu w Gdyni "chodzi na te wszystkie śmieszne imprezy". W wywiadzie udzielonym dla "Zwierciadła" przyznała, że zdając do Szkoły Filmowej, była kompletnie niewyedukowana filmowo, a zaległości zaczęła nadrabiać dopiero w "filmówce".
Aktorka pochodzi z Malborka i po zakończeniu liceum zaczęła studia na Wydziale Ekonomicznym w Sopocie. Jak sama wspominała, jej studenckie lata były jedną wielką imprezą, a sopocki klub SPATiF stał się dla niej drugim domem.
Równie "od niechcenia" Rosłaniec dostała się do Szkoły Filmowej w Warszawie. We wspominanym już wywiadzie dla "Zwierciadła", zapytana o motywy, jakimi kierowała się, wybierając taką życiową drogę, odpowiedziała: "Nie miałam pomysłu, co dalej. Wiedziałam, że ta ekonomia nie jest dla mnie i muszę wybrać kolejne studia. Myślałam o historii sztuki albo o psychologii. Ale też nie myślałam za dużo, nie przesadzajmy, bo od czwartku do niedzieli była impreza".
Dlaczego więc "filmówka"? "Skończyłam studia, rozstałam się z facetem, moja przyjaciółka wyjechała do Nowego Jorku. Inni pozakładali rodziny" - wymieniała.
Rosłaniec zadebiutowała w 2009 roku filmem "Galerianki". Reżyserka podjęła bardzo kontrowersyjny i nieporuszany temat prostytucji nieletnich dziewcząt w galeriach handlowych. Film okazał się być jednym z najgłośniejszych debiutów roku 2009. Doceniony został również na kilku festiwalach m.in. na FPFF w Gdyni otrzymał nagrodę za najlepszy debiut reżyserski. Reżyserka byłą też nominowana do Orła w kategorii "odkrycie roku".
Nie wszystkim jednak ten film przypadł do gustu. Rosłaniec spotykała się z zarzutami, że nakręciła debiutancki film za szybko, że jest niedojrzały. "Kiedy po raz pierwszy pojechałam do Gdyni na festiwal i w dodatku dostałam nagrodę, kupiłyśmy z siostrą szampana i poszłyśmy do pokoju. Siedziałyśmy same, opijałyśmy sukces. Nie widziałam innych, z którymi mogłabym się cieszyć" - wspominała Rosłaniec swój gorzki (?) pierwszy sukces.
Trzy lata później w kinach pojawił się jej drugi film - "Bejbi blues". Obraz również poruszył kontrowersyjny temat nieletnich rodziców, którzy nie dojrzeli do rodzicielstwa. Film spotkał się z podobnymi zarzutami co jej debiut, ale również został doceniony w Gdyni. Dostał tam Nagrodę Specjalną Jury, a aktorka grająca główną rolę, Magdalena Berus zdobyła statuetkę za najlepszy debiut aktorski.
Film "Bejbi blues" doceniono również na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Berlinie, gdzie otrzymał Kryształowego Niedźwiedzia dla najlepszego filmu w sekcji "Generation 14plus" oraz w Krakowie na Międzynarodowym Festiwalu Kina Niezależnego "PKO Off Camera", gdzie triumfował w Konkursie Polskich Filmów Fabularnych.
"Już nie mogę się doczekać. Wszyscy mówią, że trzeci, czwarty film jest najlepszy. Więc czekam z poczuciem, że jestem w najlepszym momencie swojego życia" - mówiła Rosłaniec przed premierą swojego trzeciego filmu - "Szatan kazał tańczyć" z 2016 roku.
Główna bohaterka filmu - Karolina (znów grana przez Magdalenę Berus) - jak wiele współczesnych 20-, 30-latek - żyje szybko, intensywnie, pragnie doświadczyć wszystkiego ze zdwojoną siłą. W odróżnieniu od większości rówieśników, nie pracuje w korporacji - jest artystką, jakiś czas temu wydała pierwszą powieść, współczesną wersję "Lolity", która stała się międzynarodowym sukcesem. Dziewczyna wiedzie nihilistyczny tryb życia, spędzając czas na podróżach po świecie, romansach i ostrych imprezach. Ale jej życie wypełnia pustka, której nie są w stanie pokonać ani narkotyki, ani seks. Świat Karoliny, żyjącej w cieniu nie radzącej sobie z przemijaniem matki i atrakcyjniejszej siostry Matyldy, stopniowo się rozpada.
Rosłaniec zrezygnowała tym razem z przyczynowo-skutkowej narracji, by pełniej odnieść się do życiowych doświadczeń współczesnych młodych ludzi, którzy dorastają w modnych, europejskich metropoliach. To osoby, które nie tworzą długoterminowych relacji, nie planują przyszłości i nie odkładają przyjemności na później. Żyją tu i teraz. Nie myślą o karierze, wykształceniu, dorobku. Chcą przede wszystkim doświadczać, czuć. Podpatrują styl bycia celebrytów na Instagramie. Kopiując ich, spełniają swe marzenia na temat hedonistycznego życia, które stało się ideałem generacji.
- Portret mojej głównej bohaterki składa się z momentów. No bo co po nas zostaje? Chwile, jak polaroidy. Czas nie jest ważny, ważne jest tak naprawdę to, jak daną chwilę przeżyłaś, co za wspomnienie będzie ci towarzyszyć do końca dni. "Szatan kazał tańczyć" to kino, w którym pojęcie czasu nie istnieje. Ten projekt jest zbiorem dwuminutowych scen. Sceny można przekładać jak się chce, to nie zmienia wydźwięku historii i jej finału. Ten film jest niczym układanka, bawiłam się jak przy pudle z klockami, które trzeba złożyć - deklarowała Rosłaniec.