Reklama

Już wszystko jasne. 29-letni przystojniak zagra kultowego bohatera

Wiemy już, kto wcieli się w legendarnego He-Mana w superprodukcji "Masters of the Universe", której premiera zaplanowana została na 2026 rok. To Nicholas Galitzine, którego obecnie można oglądać u boku Anne Hathaway w hicie Amazon Prime "Na samą myśl o tobie". Trzeba przyznać, że młody aktor niespecjalnie przypomina blondwłosego osiłka.

"Masters of the Universe": Co wiemy o aktorskiej wersji?

W lipcu 2023 roku platforma streamingowa Netflix, która wyprodukowała nowe serie kreskówek umiejscowionych w uniwersum "Władców wszechświata", zrezygnowała z projektu filmu fabularnego opartego na tej samej franczyzie. Decyzja spotkała się z zaskoczeniem fanów, gdyż na rozwój tego projektu Netflix wydał już 30 milionów dolarów. Film mieli stworzyć bracia Aaron i Adam Nee ("Zaginione miasto"), a rolę He-Mana zagrać Kyle Allen ("West Side Story").

Projektem stworzenia aktorskich "Władców wszechświata" zainteresował się Amazon. W dalszym rozwoju projektu pomógł ogromny sukces kasowy innego filmu zainspirowanego kultową zabawką produkowaną przez firmę Mattel - "Barbie" w reżyserii Grety Gerwig.

Reklama

Jak informuje portal Variety, reżyserią filmu "Masters of the Universe" ma zająć się Travis Knight ("Kubo i dwie struny"), a scenariusz do niego napisze Chris Butler ("ParaNorman").

W oficjalnym opisie fabuły czytamy, że obraz opowie historię 10-letniego księcia Adama, którego statek kosmiczny rozbija się na Ziemi. Chłopiec zostaje rozdzielony z Mieczem Mocy, jedyną rzeczą, jaka łączy go z rodzinną planetą Eternią. Dwie dekady później, książę Adam w końcu odnajduje swój miecz. Dzięki niemu zostaje przeniesiony z powrotem w kosmos, by bronić rodzinnej planety przed armiami Szkieletora. Aby go pokonać, Adam będzie musiał poznać tajemnicę swojej przeszłości i stać się najpotężniejszym człowiekiem we wszechświecie: He-Manem.

Właśnie ogłoszono, kto wcieli się w rolę księcia Adama/He-Mana. To rozchwytywany w ostatnim czasie Nicholas Galitzine.

Nicholas Galitzine: Od sportowca do filmowego amanta

Galitzine urodził się w 1994 roku w Londynie. Jego rodzice związani są ze światem biznesu. Przyszły gwiazdor w młodości z sukcesami grał w rugby oraz piłkę nożną. Kontuzja uniemożliwiła mu jednak podjęcie kariery sportowej. Nigdy nie myślał poważnie o aktorstwie. Po ukończeniu szkoły część jego znajomych brała udział w przesłuchaniu do sztuki wystawianej na festiwalu w Edynburgu. W castingu brała udział dziewczyna, która podobała się Nicholasowi. To ojciec namówił go, by też spróbował swoich sił.

"Co zabawne, mój tata nigdy nie da mi o tym zapomnieć, ale podczas przesłuchania wyszedłem przed teatr i zawołałem go: 'Co ja tu robię? Nie jestem aktorem, nigdy wcześniej tego nie robiłem, to głupie, powinienem wrócić do domu. Przekonał mnie, że będzie to przynajmniej zabawne, nowe doświadczenie i prawdopodobnie będę żałować, jeśli tego nie zrobię" - wspominał w rozmowie z "The Last Magazine".

Galitzine dostał się do zespołu i wyjechał do Szkocji. Pracę młodych aktorów obserwowali przedstawiciele jednej z agencji aktorskich i niemal od razu zwrócili uwagę na młodego Anglika. Zaproponowali mu kontrakt i tak zaczęła się jego droga na ekrany. Po powrocie do Londynu udał się na casting do filmu "The Beat Beneath My Feet". "Nie spodziewałem się, że to dostanę. Kiedy oddzwonili do mnie dzień później i powiedzieli, że zagram główną rolę w filmie, poczułem mdłości. Musiałem iść na spacer do parku. Pamiętam, jak siedziałem na ławce i myślałem: 'Och, teraz naprawdę utknąłem w tym po uszy'" - przyznał po latach.

Później wszystko potoczyło się bardzo szybko. Najpierw rola w serialu "Legends", później wyróżnienie Screen International, które nazwało go "Gwiazdą Jutra". W 2016 roku zagrał główne role w filmach "High Strung" oraz "Piękny drań". Druga produkcja otrzymała pięć nominacji do Irish Film & Television Awards. Nicholas Galitzine wcielił się w nastoletniego gracza rugby, który zmaga się z własną orientacją seksualną. Jego kolejny film, "Share", miał swoją premierę w 2019 roku podczas festiwalu Sundance.

Nicholas Galitzine: Nie boi się kontrowersyjnych ról

W 2019 roku wyprowadził się z Londynu i ruszył na podbój Hollywood. Tam zagrał najpierw w horrorze "Szkoła czarownic: Dziedzictwo", a następnie w musicalowej wersji "Kopciuszka". Przystojny Anglik oczywiście wcielił się w księcia, a na ekranie partnerował gwieździe muzyki pop, Camili Cabello. W 2022 przyszedł kolejny przełom w jego karierze za sprawą "Purpurowych serc" Netfliksa.

Amerykański melodramat przez kilka tygodni był jednym z najchętniej oglądanych filmów streamingowego giganta. Widzowie na całym świecie wzruszali się historią miłości Luke'a i Cassie (w tej roli Sofia Carson). 

Fani produkcji nie przejmowali się przewidywalnymi wątkami, czarno-białymi postaciami czy brakiem chemii między bohaterami. Choć  Nicholas Galitzine i Sofia Carson starali się jak tylko mogli, to scenariusz nie pozwalał im za bardzo na pokazanie aktorskich umiejętności. Zupełnie jakby twórcom zależało bardziej na ich wyglądzie niż talencie. Popularność filmu sprawiła jednak, że dzisiaj 29-letni Anglik zdecydowanie nie może narzekać na brak zajęć.

Kilka miesięcy później Galitzine podbił serca widzów oraz Tik Toka rolą księcia Henry'ego Fox-Mountchristen-Windsora. W filmie "Red, White & Royal Blue", na podstawie książki o tym samym tytule, zagrał młodego arystokratę, który (mimo początkowej niechęci) nawiązuje romans z synem prezydenta USA. 

W samym marcu na streamingi trafiły dwie produkcje z Nicholasem w głównych rolach. W serialu "Mary i George" zagrał u boku samej Julianne Moore. Produkcja SkyShowtime opowiada o kontrowersyjnym związku króla Anglii Jakuba I z George'em Villiersem (w tej roli Galitzine). Przystojny i charyzmatyczny, ale naiwny George zostaje wrzucony w środek uknutej przez matkę intrygi wymierzonej w króla. Mary Villiers nie cofnie się przed niczym, by jej syn został królewskim faworytem. W serialu nie brakuje odważnych scen. 

Nicholas Galitzine: Nie tylko romantyczny główny bohater

Śmiałych scen nie brakuje również w filmie "Na samą myśl o tobie", który 16 marca trafił na Prime Video. Tym razem Nicholas Galitzine zagrał 24-letniego Hayesa Campbella, wokalistę najpopularniejszego boysbandu na świecie, August Moon. Podczas spotkania z fanami poznaje 40-letnią Sophie (Anne Hathaway), która na koncert przyszła ze swoją córką. Młody piosenkarz i nieszczęśliwa rozwódka wdają się w płomienny romans. Scenariusz do filmu powstał na podstawie książki, o której zrobiło się głośno, gdy czytelnicy dostrzegli w postaci Hayesa podobieństwo do  Harry'ego Stylesa.

"Daję moim partnerom dostęp do siebie i mam nadzieję, że oni dadzą mi dostęp do siebie. Porozmawiajmy na przykład o 'Na samą myśl o tobie'. Chodzi mi o to, że Annie i ja musieliśmy zagrać kilka bardzo odważnych scen, w których jesteśmy w łóżku i musi istnieć między nami więź oraz zaufanie. Myślę, że gdybyśmy się przed sobą nie otworzyli, stworzyłoby to napięcie w scenie, które nie byłoby przydatne. W aktorstwie chodzi o więzi międzyludzkie. Dosłownie do tego się to sprowadza. I czuję, że jeśli tego nie masz, jeśli tworzysz bariery między sobą, to nigdy nie będzie to tak przekonujące" - tłumaczył 29-latek. 

Do tej pory Nicholas Galitzine osadzany był w rolach książąt, romantycznych głównych bohaterów czy aspirujących ikon społeczności LGBT. Nie chce się jednak zamykać w szufladce filmowego amanta. Niedawno w rozmowie z "The NY Times" stwierdził, że "odchodzi od romantycznych ról głównych". Nie ukrywa, że chciałby odkryć inne gatunki filmowe - western lub science fiction. Kreacja w "Masters of the Universe" stworzy mu do tego okazję.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy