Reklama

Julianne Moore: Życie po happy endzie

- Jeśli przypatrzeć się moim filmom, można znaleźć wśród nich zarówno takie, które nie należą do mainstreamu, jak i takie, które są jego częścią - mówi Julianne Moore. - Zabawne jest to, że można by je podzielić na grupy. W jednej z nich znalazłyby się filmy familijne, w następnej - filmy traktujące o sztuce, a jeszcze w innej - filmy akcji.

Moore grała zarówno w produkcjach, które były skazane na komercyjny sukces - jak "Ścigany"(1993), "Dziewięć miesięcy" (1995), "Zaginiony Świat: Park Jurajski" (1997) czy "Ewolucja" - jak i w bardziej ryzykownych, kameralnych dramatach, by wymienić chociażby "Boogie Nights" (1997), "Big Lebowski" (1998), "Godziny" (2002) i "Daleko od nieba" (2002).

Reklama

Prawda jest jednak taka, że gwiazda Julianne najbardziej błyszczy w dramatach niezależnych, które pozwalają jej zaprezentować pełną gamę posiadanych możliwości - i jej nieustraszoność. To filmy, takie jak "Na skróty" (1993), "Schronienie" (1995), "Mapa świata" (1999), "Kwestia zaufania" (2005) czy "Samotny mężczyzna" (2009).

Moszcząc się wygodnie w fotelu, z którego będzie odpowiadać na pytania grupki dziennikarzy zgromadzonych w jednym z hoteli na Manhattanie, Moore wyjaśnia, że jej wyborami rządzą cały czas te same motywy. Pierwszym z nich jest atrakcyjność narracji: zawsze szuka fascynujących historii. Drugim - zachowanie. Julianne uwielbia zgłębiać decyzje, wybory i postawy swoich bohaterek oraz sposób, w jaki przejawiają się one w zachowaniu tych kobiet.

- Wspólnym mianownikiem - podkreśla - są relacje międzyludzkie.

- Na pewnym etapie mojej kariery zdałam sobie sprawę, że większość moich filmów traktowała o związkach różnego rodzaju. Wynika to stąd, że jestem przekonana, iż w ostatecznym rozrachunku tylko to tak naprawdę ma znaczenie: kogo znamy, kogo kochamy, z kim spędzamy czas. W swojej najnowszej książce, w rozdziale poświęconym aktorstwu, Zadie Smith zauważyła coś bardzo interesującego: przytoczyła historię aktora, który był powszechnie dyskredytowany jako etatowy odtwórca ról w filmach familijnych, jakby nie miało to żadnego znaczenia, jakby historie rodzinne nie były dominującą narracją w ludzkim życiu.

- Pomyślałam: "To fantastyczne! Moje odczucia są dokładnie takie same". Twoja rodzina, osoba, którą poślubiasz - to właśnie jest ta dominanta, to jest ta ważna historia. Tak więc scenariusze traktujące o związkach nieodmienne przykuwają moją uwagę.

Ślub jest dopiero początkiem

Nie dziwi więc, że najnowszy film z udziałem Julianne Moore, "Chloe" (który wchodzi na ekrany amerykańskich kin 2 kwietnia), zgłębia właśnie ten temat. Rzecz dzieje się w Toronto, a wymyślona przez Erin Cressindę Wilson i wyreżyserowana przez Atoma Egoyana historia koncentruje się wokół losów dwóch kobiet.

Moore gra Catherine, lekarkę i mężatkę z wieloletnim stażem, która zaczyna podejrzewać, że jej mąż David (w tej roli Liam Neeson) ma romans. Wynajmuje więc Chloe - piękną i młodą dziewczynę do towarzystwa - by ta nawiązała znajomość z Davidem i przetestowała jego lojalność względem żony. Osłabiona emocjonalnie przez zazdrość, frustrację i samotność, Catherine coraz bardziej zacieśnia więzi łączące ją z Chloe. Prawdziwe kłopoty zaczynają się jednak wtedy, gdy ta ostatnia zaczyna ujawniać swoją prawdziwą naturę...

- Mogłam odnieść się do tego aspektu postaci Catherine, który dotyczył jej wieloletniego małżeństwa - mówi 49-letnia Moore. Ona sama od 2003 roku jest żoną filmowca Barta Freundlicha (ślub nastąpił po siedmiu latach znajomości), z którym ma dwoje dzieci. - Większość filmów dotyczy samego wychodzenia za mąż. Schemat jest zazwyczaj następujący: "Poznałam faceta! Czy poprosi mnie o rękę?! Poprosił! Pobraliśmy się! Koniec!" W prawdziwym życiu małżeństwo to coś długiego i skomplikowanego, coś, czego ślub jest dopiero początkiem. Po pewnym czasie z trudem przychodzi nam go sobie przypomnieć! "Kiedy to się spotkaliśmy? Czy to było czternaście czy piętnaście lat temu?" Już nie pamiętasz?

- Taka perspektywa to maksymalne uproszczenie sprawy. Dlatego scenariusz opowiadający o kobiecie, która jest w połowie swojej drogi życiowej, od jakiegoś czasu jest mężatką i niespodziewanie napotyka w tym związku problemy, wydał mi się czymś absolutnie świeżym. Takich rzeczy nie widzi się często, po prostu. Bardzo mnie to zafascynowało.

Liam niesamowity, Amanda - przecudowna

Niebieskie oczy Moore rozjaśniają się, gdy zaczyna mówić o swoich kolegach z planu, Neesonie i Amandzie Seyfried, wcielającej się w rolę Chloe. Chociaż nie wspomina o tym ani słowem, to wszyscy pamiętają, że w trakcie trwania zdjęć Neeson stracił swoją żonę, aktorkę Natashę Richardson, która zginęła w tragicznym wypadku na stoku narciarskim. Wkrótce po tej tragedii wrócił jednak na plan, by dokończyć pracę nad filmem. Co do Seyfried, jest to obecnie gorące nazwisko w branży: młoda aktorka zagrała ostatnio w dwóch głośnych produkcjach, "Mamma Mia" (2008) i Wciąż ją kocham" (2010).

- Liam to niesamowity aktor - mówi Moore - a także człowiek, który w sposób wyjątkowy łączy ogromne wyczulenie na różne odcienie emocji i prawdziwą męskość. Taki właśnie typ osobowości był niezbędny do zbudowania tej roli - tak samo, jak jego nieustająca obecność.

- Producenci namawiali Erin, by włączyła do scenariusza więcej scen, w których obserwujemy Davida podczas rozmów z przyjaciółmi. Ale Erin stanowczo się temu sprzeciwiła: "On musi być taką trudną do uchwycenia postacią." Widz pamięta, że David cały czas przewija się przez fabułę, a jego żona tęskni za jego obecnością - ale nie jest to taka obecność, o jakiej ona marzy. Nie wiemy, o czym David myśli; nie wiemy, gdzie przebywa. Liam posiada tę wyjątkową zdolność oddania tego typu osobowości ze względu na swoje emocjonalne bogactwo.

- Amanda jest przecudowna. Największe wrażenie zrobiła na mniej jej niewiarygodna spostrzegawczość i skoncentrowanie na "tu i teraz". Nigdy nie wyprzedzała scenariusza. Nasze aktorstwo musiało opierać się na niuansach i w pewien sposób być powolne. To przecież historia o ludziach, którzy budują między sobą zaufanie i pozwalają sobie w tym wzajemnym układzie na wiele. Trzeba konstruować ją stopniowo. Amanda nie wyprzedzała rozwoju wypadków, chłonęła sugestie i dawała z siebie wszystko, czym bardzo mi zaimponowała.

Zobacz zwiastun filmu "Chloe":


Przyjemne doświadczenia

Oprócz "Chloe", Julianne zajmuje się obecnie kilkoma innymi rzeczami. Wciąż jest jedną z twarzy marki Revlon, co wiąże się ze stałym zaangażowaniem w kampanie reklamowe. Niedawno skończyła również zdjęcia do filmu "The Kids Are All Right". Nakręciła kolejny odcinek "Rockefeller Plaza 30", powracając jako obiekt uczuć Jacka (Alec Baldwin). Na horyzoncie jawi się również jednorazowy występ w "As the World Turns", emitowanej od lat operze mydlanej, która uczyniła ją rozpoznawalną, a obecnie weszła w swój ostatni sezon. Moore, która w latach 1985 - 1988 grała w niej podwójną rolę przyrodnich sióstr Frannie i Sabriny Hughes, pojawi się w odcinku, którego premierę zaplanowano na 5 kwietnia.

- Zrobiłam to - mówi. - Poproszono mnie o występ, ponieważ serial schodzi z anteny. To było miłe przeżycie. W powstawanie tej produkcji zaangażowane są osoby, które były mi bliskie. To była okazja, by powiedzieć "witajcie", a zarazem "do widzenia". Tak, to było przyjemne doświadczenie.

Tego lata Julianne zagra też w kolejnym filmie Barta Freundlicha. Zapytana, jaką rzecz, nieosiągalną dla innych reżyserów, może z niej wydobyć mąż - który wcześniej przetestował jej możliwości w "Zjeździe" (1997), "Światowym podróżniku" (2001) i "Kwestii zaufania" (2005) - udziela nieoczekiwanej odpowiedzi.

- Dostępność - mówi, wybuchając śmiechem.

Ian Spelling

Tłum. Katarzyna Kasińska

The New York Times Syndicate
Dowiedz się więcej na temat: Julianne Moore | filmy akcji | ślub | Happy | filmy | film | moore
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy