Julia Roberts je, modli się i kocha
Są takie chwile, kiedy nawet "Pretty Woman" musi zignorować głos rozsądku. W przypadku Julii Roberts ta chwila "dopadła" ją w pizzerii w Neapolu, podczas zdjęć do nowego filmu z jej udziałem - "Jedz, módl się, kochaj".
- Zjadłam osiem kawałków pizzy w 45 minut - wspomina Roberts. - Rzecz jasna, doskonałość smaku wyparowała gdzieś przy siódmym, ale mimo to pożerałam ją z myślą o niewieścim rodzie na całej planecie.
Osiem kawałków? Naprawdę?
- Byłam tak podekscytowana pobytem w Neapolu, że podczas pierwszego ujęcia moja postać wepchnęła sobie do ust cały kawałek pizzy na raz - tłumaczy ze śmiechem aktorka. - Nie wiem nawet, dlaczego tak się stało. A w planie mieliśmy jeszcze kilka ujęć.
Jeśli którykolwiek z tych kawałków poszedł Julii "w biodra", nie zauważyłam tego, rozmawiając z nią w luksusowym hotelu w Napa Valley tamtego chłodnego, letniego poranka. 42-letnia Roberts przyjechała na wywiad limuzyną, minęła siedzących przy barze miłośników wina, którzy nawet nie podnieśli wzroku, gdy przechodziła - i usiadła obok mnie, by porozmawiać o "Jedz, módl się, kochaj".
Roberts wygląda niezwykle smukło w czarnych, gniecionych spodniach i obszernej białej koszuli od Givenchy. Ciemne włosy falują wokół jej drobnej twarzy, na której rysuje się szeroki uśmiech.
Za kanwę filmu "Jedz, módl się, kochaj", którego reżyserem jest Robert Murphy, posłużył bestsellerowy dziennik Elizabeth Gilbert. Julia Roberts gra jego autorkę, która po bolesnym rozwodzie wpada w pułapkę szkodliwych nawyków. Wreszcie decyduje się na radykalne zerwanie z przeszłością i wyrusza w podróż dookoła świata, w ramach której postanawia zatrzymać się na dłużej we Włoszech, Indiach i na Bali, gdzie - odpowiednio - uczy się jeść, modlić się i znów kochać. W rolę byłego męża Elizabeth wciela się Billy Crudup, a w rolę męża przyszłego - Javier Bardem.
- Przytyłam do tego filmu jakieś cztery kilogramy - mówi Roberts. - Uściślijmy te dane, ponieważ czytałam już, że było to o wiele, wiele więcej. Przybrałam na wadze podczas zdjęć we Włoszech. Wszyscy mówili mi wówczas: "Och, daj spokój, zgubisz je, kiedy przeniesiemy się do Indii".
Julia przewraca oczami: - Ta notatka jakimś cudem do mnie nie dotarła.
Przyjęcie roli w "Jedz, módl się, kochaj" poprzedziły długie rozważania, mówi aktorka.
- Kiedy po raz pierwszy umówiłam się na lunch z Ryanem, nie miałam pojęcia, czy w ogóle zaangażuję się w ten projekt - wspomina. - Zacznijmy od tego, że jestem matką trójki małych dzieci, a to było spore obciążenie - nie wypadające trzy razy w tygodniu dni zdjęciowe w studio Sony, ale kręcenie w miejscach rozsianych dookoła świata. Nie potrafiłam odpowiedzieć sobie na pytanie, czy mogę na jakiś czas poświęcić rodzinę dla pracy.
- Kolejnym problemem był Ryan Murphy, który siedział naprzeciwko mnie i wyglądał jak najbardziej zrelaksowany człowiek na świecie. Pomyślałam: "Co to za gość?".
Ku zaskoczeniu Roberts - zamiast agresywnie namawiać ją do przyjęcia roli - Murphy oznajmił, że nie chce, by angażowała się w projekt, o ile nie jest pewna, że może poświęcić się mu całkowicie.
- Chciał mnie tylko pod warunkiem, że włożę w ten film całe serce i duszę - wspomina Julia. - Dziś, patrząc na to z perspektywy czasu, jestem bardzo szczęśliwa, że się zgodziłam, bo pracę nad "Jedz, módl się, kochaj" kończyłam zakochana w Ryanie tak samo mocno, jak tamtego pierwszego dnia.
Istotnie, reżyser i aktorka myślą już nad nową, wspólną komedią romantyczną, do której zdjęcia miałyby rozpocząć się w przyszłym roku.
O przyjęciu roli przez Roberts zadecydowała jednak książka Elizabeth Gilbert, którą aktorka dosłownie pochłonęła - jak zresztą miliony innych kobiet.
- Przeczytałam tę książkę, jeszcze zanim stała się tak oszałamiająco popularna - mówi. - Łatwo ulegam wpływom. Zawsze postanawiam sobie, że będę lubić daną rzecz lub nie lubić jej w stopniu większym, niż inni. Kiedy usłyszałam o książce Gilbert, nie czekałam na medialne zamieszanie. Kupiłam dwa egzemplarze, a jeden z nich wysłałam do mojej najlepszej przyjaciółki w Chicago. Powiedziałam jej: "Wygląda na to, że to wyjątkowa lektura. Przeczytajmy ją razem!".
Roberts zdecydowała się na spotkanie z Gilbert dopiero wtedy, gdy miała już pomysł na to, jak zagra swoją bohaterkę.
- Nie chciałam się z nią spotykać, dopóki nie przyjedziemy na pierwszy plan zdjęciowy, czyli do Rzymu - mówi. - To jedna z najmądrzejszych decyzji, jakie podjęłam na przestrzeni ostatnich czterech lat. Znałam Liz Gilbert "na papierze", z książki i ze scenariusza, i tak właśnie powinno być. Nie chciałam zbytnio zauroczyć się nią i ulec pokusie, by w konsekwencji starać się nią być. Moje zadanie polegało na tym, aby dokonać aktorskiej interpretacji jej osoby. Czekałam więc, aż praca nad filmem będzie zaawansowana do tego stopnia, że nie będę mogła zmienić sposobu gry.
Mimo, iż przełożyło się to na koszty produkcji i czas realizacji zdjęć, Ryan Murphy postanowił odtworzyć drogę, jaką przebyła Liz Gilbert - i nakręcić ujęcia w kolejności chronologicznej.
- Z mojego punktu widzenia był to wielki luksus - mówi Roberts. - Taki plan pracy był w zasadzie niezbędny dla rozwoju emocjonalnego mojej postaci. A poza tym, nie można przecież rozpocząć zdjęć do filmu na Bali, a potem wyjechać!
- Było to dla nas autentycznie ważne, by odbyć tę podróż tak, jak odbyła ją Liz, i w pełni zrozumieć, co dał jej każdy z tych etapów - dodaje. - Zanim mogła wyruszyć dalej, za każdym razem musiała nabyć pewną mądrość.
Najtrudniejszym etapem był etap pierwszy, w którym Gilbert zamyka rozdział na pierwszy rzut oka wyglądający jak szczęśliwe małżeństwo. Nie ma tu zdrady, przemocy, konfliktu - bohaterka po prostu odkochuje się w swoim mężu.
- To właśnie musiało wypaść przekonująco; bardziej nawet, niż cokolwiek innego w tym filmie - mówi Roberts. - Bardzo często dzieje się tak, że racje w związku nie rozkładają się na zasadzie: ja mam słuszność, a ty jesteś w błędzie. Racja i jej brak dotyczy po trochu każdego z partnerów.
Julia Roberts podkreśla, że jest w stanie zrozumieć, czym jest poszukiwanie prawdziwej miłości. Jak powszechnie wiadomo, aktorka była kiedyś zaręczona z Kieferem Sutherlandem, a potem z Dylanem McDermottem. Była również w związkach z Liamem Neesonem i Benjaminem Brattem. W 1993 roku wyszła za mąż za muzyka Lyle'a Lovetta, z którym rozwiodła się po dwóch latach. Od 2002 roku jest żoną operatora Danny'ego Modera, z którym ma trójkę dzieci: pięcioletnie bliźnięta Hazel i Phinnaeusa oraz trzyletniego Henry'ego.
Nie szukałam miłości w tak gorączkowy, uporczywy sposób, jak Liz - mówi Roberts - ale wiedziałam z niezbitą pewnością, że moje życie musiało przejść ewolucję, zanim mogłam znaleźć miejsce, w którym chciałam zostać już na zawsze. Tym miejscem jest mój obecny dom. Mogłam odnieść się do poszukiwań i wytrwałości mojej bohaterki.
Jej własne poszukiwania, podkreśla aktorka, są już zakończone. - To wspaniałe uczucie znaleźć wreszcie dom, móc wracać do niego i mówić od progu: "Jak dobrze, wszyscy są w domu. Nikomu nic się nie stało".
Roberts postanowiła, że mąż i dzieci będą towarzyszyć jej w każdym miejscu, w którym powstawały zdjęcia do "Jedz, módl się, kochaj". Okazało się, że to przedsięwzięcie dla twardzieli.
- Podróżowałam z pięciokilogramowym pudłem, które nazywam "bagażem mamuśki" - wspomina ze śmiechem. - Były w nim lekarstwa, Tylenol (lek przeciwbólowy i przeciwgorączkowy - przyp. tłum.), plastry opatrunkowe i ze cztery kilogramy słodyczy. Do moich ulubionych przekąsek podczas pobytu w Indiach należały batoniki z musli.
Nic jednak nie mogło przyćmić obrazów i wspomnień z Indii.
-Byliśmy na przykład w niezwykłej wiosce, gdzie wszystkie kobiety nosiły przewspaniałe stroje w jaskrawych kolorach - opowiada Julia. - Widok był wręcz oszałamiający. Zapytałam o to i wytłumaczono mi, że te jasne barwy zarezerwowane są tylko dla mężatek. Gdy kobieta zostaje wdową, nie może już ich nosić.
Jeśli chodzi o lokalną kuchnię we Włoszech i na Bali - cóż, na pewno nie zaszkodziła ona wysiłkom Roberts, przy przybrać nieco na wadze "dla roli". - Myślałam, że zrobię sobie krzywdę, próbując wbić się w dżinsy - śmieje się Julia.
Dodaje jednak, iż zgadza się z Elizabeth Gilbert co do tego, że mężczyznom nie przeszkadza kilka dodatkowych kilogramów.
- Uważam też, że facetów tak naprawdę nie obchodzi, jak wyglądasz nago - dopowiada. - Zresztą, od czego w końcu są regulatory światła?!
Sceny z Javierem Bardemem, który dołączył do ekipy dopiero na Bali, należały do jej ulubionych.
- Praca z Javierem to takie uczucie, jakby ktoś nagle podarował ci szczeniaczka - mówi Roberts. - Nie żartuję! Byłam już jakoś osadzona w tej roli, i wtedy na planie pojawił się on, pełen entuzjazmu, jak mały piesek: "Chodź, przeczytamy sobie sceny! Porozmawiamy! Przećwiczmy to!". Ten entuzjazm okazał się zaraźliwy.
Przystępując do zdjęć, Bardem był świeżo po zakończeniu pracy nad filmem "To nie jest kraj dla starych ludzi". Rola zimnego zabójcy przyniosła mu Oscara dla najlepszego aktora drugoplanowego.
- Bałam się tego filmu - wyznaje Roberts. - Któregoś dnia Javier pokazał mi zdjęcie siebie, ucharakteryzowanego do tamtej roli. Skoczyłam do góry na jakieś trzy metry!
Jedzenie i miłość to główne wątki filmu, ale istotną rolę w historii Liz Gilbert odegrała także modlitwa.
- Człowiek sam musi dojść do tego, jak się modlić - mówi z namysłem Julia Roberts. - Myślę, że nawiązanie relacji z istotą, która jest czymś większym od ciebie, jest konieczna, by osiągnąć pewne życiowe cele. Nieważne, jakim imieniem nazywasz tę istotę. Liczy się wysiłek, jaki wkładasz w to, by modlitwa była skuteczna.
Cindy Pearlman
"New York Times"
Tłum. Katarzyna Kasińska