Jolanta i Zbigniew Buczkowscy: To, kim jest, zawdzięcza żonie
- Ożenić trzeba się raz, porządnie i na zawsze – mówi Zbigniew Buczkowski. Aktor we wrześniu świętuje 38. rocznicę ślubu. Z ukochaną żoną, która jest programistką komputerową, wyswatała go... mama.
To była miłość od drugiego wejrzenia. Do przytulnej kawiarni Mozaika zaprosiła pana Zbyszka jego mama. Ubolewała, że jej trzydziestoletni syn jeszcze się nie ożenił i pewnego dnia postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Zorganizowała mu prawdziwą randkę w ciemno!
Zbigniew Buczkowski dał się zaprosić do kawiarni. Gdy jednak podążał do Mozaiki, nie w głowie mu były amory. Ten niedoszły mechanik i elektryk zdążył już złapać filmowego bakcyla i rozmyślał o kolejnych rolach. Na koncie miał między innymi występ w filmach "Dziewczyny do wzięcia" i "Przepraszam, czy tu biją?".
Zaaferowany dotarł na miejsce, siadł przy kawiarnianym stoliku i dopiero oprzytomniał. Oprócz mamy, na spotkaniu była również jej koleżanka. Ta zaś przyprowadziła swoją siostrzenicę, Jolę. Pan Zbyszek spojrzał na śliczną blondynkę raz, a potem - już uważniej, drugi. I przepadł! - Od razu, na tym pierwszym spotkaniu, pomyślałem: - Ja się z tą Jolą ożenię! Gdy później powiedziałem o tym mamie, była wniebowzięta - śmieje się Zbigniew Buczkowski.
Przypomina, że w latach osiemdziesiątych ludzie pobierali się w dużo młodszym wieku niż obecnie.
- Trzydziestoletni singiel w powszechnej opinii był po prostu podejrzany albo wyjątkowo szpetny. Dlatego nie ociągałem się z oświadczynami. Szybko poprosiłem Jolę o rękę, a ona się zgodziła - wspomina pan Zbyszek.
Uważa, że żenić się trzeba raz, porządnie i na zawsze.
Na świat przyszły dzieci, Hania i Michał. Dziś, już dorosłe, podziwiają rodziców, że udało im się stworzyć ciepły dom.
- Jak w każdym małżeństwie, tak i u nas zdarzały się czasem drobne nieporozumienia. Na przykład jak człowiek późno wrócił, bo z kolegami zabarłożył. Moja żona jechała wtedy po mnie o pierwszej w nocy, żeby się nie martwić - wspomina aktor.
Podkreśla, że to właśnie dzięki pani Joli ma cudowny związek. - To zasługa żony, jej życiowej mądrości i ogromnej tolerancji. Jola potrafi załagodzić każdy spór, wyciszyć każde napięcie. Jej dobroć i moje wyrzuty sumienia, że nie zawsze jestem najlepszym mężem, powodują, że ciągle staram się zmieniać na lepsze. To, kim dziś jestem, zawdzięczam właśnie żonie - nie ukrywa pan Zbigniew.
Jaki ma sposób na to, aby ich miłość kwitła? Okazuje się, że regularnie zaprasza ukochaną na randki i pamięta o bukietach pięknych róż. Natomiast z okazji rocznicy ślubu chętnie zabiera żonę w niezapomniane podróże. Razem zwiedzili m.in. Australię.
Gdy wracają z urlopu, pan Zbigniew rzuca się w wir pracy. Kilkanaście lat temu oznajmił reżyserom, że ma już dość grania typków spod ciemnej gwiazdy. Tak często wcielał się w łobuzów, że widzowie zatrzymywali go na ulicach i prosili, aby dla odmiany zagrał jakąś pozytywną postać. Pan Zbigniew postanowił poczekać na inne propozycje - i opłaciło się.
W swojej karierze zagrał w ponad 200 produkcjach. Ma na swym koncie role w takich produkcjach, jak "Miś", "Dzień świra", "Nic śmiesznego", "Dziewczyny do wzięcia", "Przepraszam, czy tu biją?", "Hela w opałach", "Graczykowie", "39 i pół".
Obecnie oglądamy go w serialach "Barwy szczęścia" i "Lombard. Życie pod zastaw", gdzie wciela się w Kazimierza Barskiego. Pan Zbigniew mówi, że ma z nim wiele wspólnego, bo podobnie jak jego bohater, też lubi się troszczyć o wszystkich.
Kocha swój zawód, ale gdy tylko schodzi z planu, każdą wolną chwilę spędza z rodziną. Jego azylem jest dom wybudowany pod Piasecznem. Lubi razem z żoną siąść przy wygodnym stole w ogrodzie, popatrzeć na posadzone kwiaty i drzewa. Chętnie goszczą tu córkę i syna z czworgiem wnucząt.
- Uwielbiamy z nimi spędzać czas. Gdy nas odwiedzają, to jakby przez dom przeszło tornado. Ostatnio z małym Tomciem bawiliśmy się w parkowanie do garażu. Wnuczek siedział za kierownicą i udawał, że prowadzi mój samochód. Zabawa tak nam pięknie szła, że aż wyładował się akumulator - śmieje się aktor.
Katarzyna Ziemnicka