Reklama

Jerzy Hoffman: Pusta sala to klęska

- Jestem reżyserem, który uważa pustą salę kinową za osobistą klęskę - mówi Jerzy Hoffman, reżyser "1920. Bitwy Warszawskiej". - Nie mam wątpliwości, że w przypadku tego filmu sale kinowe znów będą pełne - dodaje operator obrazu, Sławomir Idziak.

"1920. Bitwa Warszawska" była jednym z najbardziej wyczekiwanych filmów sezonu. Jerzy Hoffman ujawnił, że pomysł na realizację obrazu o "cudzie nad Wisłą" był inicjatywą... producencką.

- Pracowałem nad całkiem innym tematem! Siedzieliśmy nad moją Syberiadą, moim dzieciństwem, ale jak po grudzie mi się to pisało... Jedna wersja gorsza od drugiej. I nagle pojawił się pan Mariusz Gazda [współproducent "Bitwy..."] i mówi: "Panie Jerzy, skoro pana zainteresował temat Bitwy Warszawskiej, to pierwsze 10 milionów...". No to jak można się nie zainteresować, prawda? - opowiadał Hoffman.

Reklama

- Poza tym to rzadki u nas temat, który się nie kończy martyrologią. Jedyne samodzielne zwycięstwo od końca XVI wieku, zapomniana bitwa, która uchroniła poważną część Europy przed "bolszewizną" (..) Fascynujący czas. A że dzisiaj znowu mamy, jak to śpiewa pewien satyryk: "jeden naród, dwa plemiona"...? - dodał reżyser "Bitwy".

- Chciałbym żeby [mój film] nie był nudny, żeby trafił do młodych ludzi ale też nie odtrącił i nie obraził starszego pokolenia. Chciałem uzyskać to, czego zawsze wymagam od swoich filmów. Ja jestem reżyserem, który uważa pustą salę kinową za klęskę osobistą. Kino, na które przyjdą ludzie, będą przeżywać losy bohaterów, wzruszać się i wyjdą z jakimś ładunkiem energii, optymizmu - to mój cel - Hoffman wygłosił swą "deklarację wiary".

Operator 'Bitwy...", Sławomir Idziak, pozostaje pod wrażeniem umiejętności przyciągania przez Hoffmana tłumów do kinowych sal.

- Jerzy mówił kiedyś żartem, że dzieli reżyserów na trzy kategorie: niezdolnych, zdolnych oraz kasowych. Kasowy to dla mnie również zdolny. Umiejętność spowodowania tego, że ludzie, którzy w ogóle nie chodzą do kina - tak to jest w wypadku Jerzego - na jego film jednak poszli. To jest stworzenie czegoś, co jest często lekceważone przez młodych twórców. Oni lekceważą swoją własną widownię. Nie mam wątpliwości, że w przypadku tego filmu, sale kinowe znów będą pełne - zapewnił Idziak.

Trzecia rewolucja w kinie

Czy przyciągnięciu widzów do kin miało służyć posłużenie się najnowszą zdobyczą współczesnej technologii - obrazu trójwymiarowego?

- Czy ktoś chce, czy nie - to jest trzecia rewolucja w kinie. Tak jak pierwszą był dźwięk, a drugą - kolor, to trzecią jest 3D. Można to lubić, można nie lubić, ale jesteśmy na 3D skazani - stwierdził Jerzy Hoffman.

- Doszliśmy też do wniosku, że na świecie, gdzie nieanglojęzyczne kino jest prawie bez szans, dzisiaj - kiedy coraz więcej sal kinowych jest dostosowanych do 3D, będziemy mieć taką szansę. Film po prostu będzie pokazany poza granicami Polski i zobaczy go szeroka widownia, a nie tylko Polacy na specjalnych pokazach w ambasadach - dodał reżyser. - To jest prawo naturalnego postępu, stawianie tam na tej rzece może się skończyć tylko wielkim wylewem. Nie ma odwrotu - zaopiniował twórca "Bitwy Warszawskiej".


Odnosząc się do niepochlebnej recenzji Tadeusza Sobolewskiego, dodał również: - Jeden z naszych krytyków filmowych oświadczył z góry, że nie lubi [3D]. No, nie lubi, to nie lubi. Jeden lubi zapach róż, drugi - skarpetek... I tak się czasem zdarza. To jest wszystko indywidualna sprawa.

Pełne sale

Negatywna oceną swego filmu przez większość krytyki Hoffman niezbyt się przejmuje. - Dla mnie krytykiem jest widz. Prorokują już od dawna, że rozmijam się z widzem, że czasy się zmieniły, a ja dalej kręcę te swoje filmy. A widz chodzi na moje filmy, tak jak chodził. I tu znowu będą miliony widzów. A ci panowie niech piszą, co chcą; ja z ich drogą donikąd dla polskiego kina nigdy się ani nie będę solidaryzował, ani się na nią nie zgodzę - zapewnił reżyser.

Przeczytaj recenzję "1920. Bitwy Warszawskiej" na stronach INTERIA.PL!

- Jestem przyzwyczajony. Gdy "Potop" dostawał nominację do Oscara, to pisano, że to przypadek. Oskarżano mnie, że nakręciłem apoteozę kultury szlacheckiej. "Ogniem i mieczem"? Ktoś napisał, że rytm i tempo tego filmu to nie jest zasługa reżysera, tylko czasów. To jest dla mnie codzienna śpiewka. Oni swoje, ja - swoje. Oni preferują filmy, które maja puste sale, a ja robię filmy, które mają pełne sale - odgryzł się Hoffman.

Sławomir Idziak nie chciał oceniać artystycznych walorów "1920. Bitwy Warszawskiej", koncentrując się na pracy operatorskiej.

- Uważam, że się udało. Udało się na tyle nadzwyczajnie, że przyjechała do nas niemiecka ekipa - producent, reżyser i współpracownicy - i po zobaczeniu 'Bitwy Warszawskiej" nie tylko zaangażowali mnie do własnego projektu, ale wzięli też całą polską ekipą, która pracowała przy 'Bitwie...". Mogę więc tylko na podstawie zewnętrznych czynników ocenić swoją pracę... Staraliśmy się zrobić to jak najlepiej. Ja osobiście - nie oceniając artystycznie tego filmu - uważam, że technicznie, w ramach tego, co Amerykanie nazywają "production values", się udało - przyznał Idziak.

Jak oglądać 3D?

Operator 'Bitwy..." przestrzegł również widzów (i krytyków) przed wyborem odpowiedniego miejsca na sali kinowej na filmie Hoffmana. Gdzie siadać na seansach 3D?

- Najlepiej w środkowych rzędach. Kina nie są jeszcze dostosowane do technologii 3D. Trzeba unikać siadania bardzo blisko ekranu, bo wtedy skraca się wszystko, np. piłka staje się bardzo płaska, z kolei ta sama piłka zobaczona w ostatnim rzędzie, zrobi się eliptyczna. Krótko mówiąc - im dalej siedzimy od ekranu - tym wszystko się wydłuża, a jak za blisko siedzimy - to się skraca. Kino 3D to jest nowa technologia i tak jak my mamy kłopoty na planie, tak widz musi pamiętać, że idąc do kina, inwestując w bilet, powinien pomyśleć z góry, że warto to przeżycie 3D mieć prawdziwe, ale pod warunkiem, że się siedzi we właściwym miejscu - przestrzegł Idziak.


Operator ujawnił też, że na planie "Bitwy..." doszło do poważnego wypadku.

- [Jako operator] nie pozwalałem sobie na luksus czekania. Wiedziałem, że ciśnienie pieniędzy i czasu jest naszym najgroźniejszym przeciwnikiem. Robiliśmy więc ten film niezależnie od kłopotów, które nas spotykały. Tym się najbardziej denerwowałem na planie. No i oczywiście sceny bitewne - jestem człowiekiem, który przeżył już wiele wypadków na planie i w momencie, kiedy się realizuje takie sceny, zawsze zamiera mi serce, że coś się może wydarzyć. Staram się przewidywać wszystkie możliwe złe scenariusze...

Nie uniknęliśmy paru niewielkich wydarzeń, ale najbardziej bolesną dla mnie sprawą - której ja sam też doświadczyłem na planie "Helikoptera w ogniu" - był wypadek, wskutek którego mój młody współpracownik, jeden z najlepszych operatorów, Adam Cichocki, stracił na planie "Bitwy Warszawskiej" 30 procent słuchu. To są te przykre efekty uboczne pracy przy takich filmach - zakończył Idziak.


- - - - - - - - -

Głównym bohaterem "1920 Bitwy Warszawskiej" jest Jan (Borys Szyc), poeta i kawalerzysta, który po otrzymaniu rozkazu wyjazdu na front, oświadcza się swojej narzeczonej Oli (Natasza Urbańska), aktorce warszawskiego teatru rewiowego. Ślubu w kościele św. Anny udziela młodym ksiądz Ignacy Skorupka (Łukasz Garlicki). Podczas walk Jan zostaje posądzony o bolszewicką agitację i skazany na karę śmierci. Tymczasem Olę nachodzi w teatrze natrętny wielbiciel, żandarm o nazwisku Kostrzewa (Jerzy Bończak). Wkrótce Ola wstępuje do Ochotniczej Legii Kobiet jako sanitariuszka i przygotowuje się do obrony Warszawy.

W filmie zobaczymy też inne gwiazdy kina polskiego, m.in. Daniela Olbrychskiego, Bogusława Lindę, Adama Ferencego, Wiktora Zborowskiego, Wojciecha Pszoniaka, Mariana Dziędziela, Ewę Wiśniewską, Stanisławę Celińską i Grażynę Szapołowską.

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Zastanawiasz się, jak spędzić wieczór? A może warto obejrzeć film? Sprawdź nasz repertuar kin!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy