Reklama

Jeremy Renner był pewien, że nie przeżyje wypadku. Pisał już list pożegnalny

Gwiazdor filmów Marvela udzielił pierwszego wywiadu od czasu, gdy 1 stycznia został przejechany przez pług śnieżny, w wyniku czego doznał urazu klatki piersiowej oraz licznych złamań kości. Odtwórca roli Hawkeye’a ujawnił w rozmowie z Diane Sawyer, że gdy w stanie krytycznym trafił do szpitala, spodziewał się najgorszego. Dlatego zaczął pisać list pożegnalny. "Zapisywałem w telefonie notatki - ostatnie słowa skierowane do mojej rodziny" - wyznał aktor.

Gwiazdor filmów Marvela udzielił pierwszego wywiadu od czasu, gdy 1 stycznia został przejechany przez pług śnieżny, w wyniku czego doznał urazu klatki piersiowej oraz licznych złamań kości. Odtwórca roli Hawkeye’a ujawnił w rozmowie z Diane Sawyer, że gdy w stanie krytycznym trafił do szpitala, spodziewał się najgorszego. Dlatego zaczął pisać list pożegnalny. "Zapisywałem w telefonie notatki - ostatnie słowa skierowane do mojej rodziny" - wyznał aktor.
Jeremy Renner w pierwszym wywiadzie po wypadku /ABC /YouTube

Dziś wieczorem stacja ABC wyemituje w całości telewizyjny wywiad z Jeremym Rennerem. Jest to jego pierwsze publiczne wystąpienie od czasu groźnego wypadku, któremu uległ w noworoczny poranek w okolicach swojego domu w Nevadzie. Gwiazdor został wówczas przejechany przez ważący 6,5 tony pług śnieżny. Jak się później okazało, do wypadku doszło dlatego, że Renner ratował życie swojego siostrzeńca. W opublikowanej niedawno zapowiedzi wywiadu aktor został zapytany przez dziennikarkę Diane Sawyer o to, czy znając konsekwencje, ponownie zdobyłby się na ów heroiczny czyn. "Tak, zrobiłbym to jeszcze raz, bo pług jechał prosto na mojego siostrzeńca" - odparł bez wahania.

Reklama

Jeremy Renner pisał list pożegnalny do rodziny

Fragment tego wywiadu wyemitowano we wczorajszym odcinku programu "Good Morning America". Odtwórca roli superbohatera Hawkeye’a przyznał, że przez cały czas był świadomy tego, co się dzieje. Aktor podkreślił, że gdyby nie obecność siostrzeńca, prawdopodobnie by się poddał. "Gdybym był tam całkiem sam, na pewno bym umarł. I byłaby to potworna, samotna śmierć. Ale nie byłem sam, był ze mną mój siostrzeniec" - wyznał. Dodał też, że był przekonany, iż lekarze nie zdołają go uratować. Dlatego gdy w stanie krytycznym trafił do szpitala, zaczął więc pisać list pożegnalny. "Zapisywałem w telefonie notatki - ostatnie słowa skierowane do mojej rodziny" - wyjawił zdobywca Satelity.

Na szczęście jego przeczucia okazały się błędne. Lekarze uratowali mu życie, a on sam od trzech miesięcy z ogromną determinacją walczy o powrót do pełnej sprawności. I osiąga znakomite rezultaty. W lutym aktor zamieścił na Instagramie krótki filmik, w którym pokazał, jak korzysta z urządzenia do elektrostymulacji - zabiegu wykorzystującego impulsy elektryczne do wywołania skurczów mięśni. Pod koniec marca natomiast opublikował na Twitterze nagranie z treningu na bieżni antygrawitacyjnej, która pomaga chorym w powrocie do sprawności po kontuzjach, urazach i zabiegach chirurgicznych. Bliscy gwiazdora od samego początku byli pod wrażeniem jego determinacji i woli walki. "Ci, którzy znają Jeremy’ego, wiedzą, że jest prawdziwym wojownikiem, który nigdy się nie poddaje" - powiedziała w styczniu siostra Rennera.

PAP life
Dowiedz się więcej na temat: Jeremy Renner
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy