Jennifer Lawrence: Uwielbiam być Katniss
Ciężko nie zauważyć, że Jennifer Lawrence przebywa na Manhattanie. Przed hotelem Park Hyatt w centrum miasta kłębi się tłum nastoletnich dziewcząt, przepychając się wzajemnie i krzycząc wniebogłosy...
"Nawet w najśmielszych snach o tym nie marzyłam! Będą mnie zbierać z chodnika!" - krzyczy jedna z nich, tak jak reszta podekscytowana bliskością całej obsady "Igrzysk śmierci", która przyjechała tu na spotkanie z dziennikarzami.
Nikt nie ma jednak wątpliwości co do tego, kogo fani najbardziej chcą zobaczyć. To Jennifer Lawrence - która dla miłośników książek Suzanne Collins jest po prostu Katniss Everdeen, przywódczynią rebeliantów. Lawrence też marzy o spotkaniu z nimi. - Dajcie ich tutaj - mówi, wychodząc dziennikarzom na spotkanie. - To oni są najważniejsi.
Lawrence ma zaledwie 24 lata, a już ma na koncie Oscara i udział w dwóch kasowych filmowych cyklach ("Igrzyska śmierci" i "X-Men"). Zgromadziła też majątek, o jakim pewnie jej się nie śniło. O fanatycznym uwielbieniu, jakim darzą ją fani, nawet nie trzeba wspominać. W jaki sposób tak młoda osoba, której cztery lata temu jeszcze nikt nie znał, radzi sobie z tak ogromnym sukcesem?
- Wokół mnie są wspaniali ludzie, którzy potrafią powiedzieć mi: "Wyglądasz okropnie!" albo "Natychmiast przestań!" - śmieje się aktorka. - To osoby, które mnie znają i kochają.
Nie znaczy to, że pochodząca z Kentucky Jennifer przyjmuje to wszystko spokojnie. Ma już za sobą niejedną ciężką przeprawę - walkę z tabloidami, które fascynują się jej życiem prywatnym; bardzo niemiłą przygodę, jaką zafundowali jej hakerzy, wykradając jej nagie zdjęcia...
- Kiedy stajesz się sławny, twoje życie zmienia się w kuriozalny sposób - przyznaje Lawrence. - Ludzie nagle zaczynają dziwnie na ciebie patrzeć, chociaż w środku czujesz się tak samo. Przez te spojrzenia zaczynasz jednak czuć się wyobcowany; zaczynasz czuć się jakoś inaczej. To właśnie dlatego otaczam się ludźmi, którzy traktują mnie normalnie i nie wybuchają sztucznym śmiechem podczas rozmowy ze mną. Nienawidzę tego!
W dżdżyste, ponure sobotnie popołudnie Lawrence wygląda tak, jakby za chwilę miała wkroczyć na czerwony dywan. Czarny żakiet, w połączeniu z ciemną koronkową sukienką i szpilkami, kontrastuje z jej miodowymi, niedługimi włosami, tego dnia upiętymi w luźny kok. Całości wizerunku dopełniają pomalowane na intensywnie czerwony kolor paznokcie. Słowem - odtwórczyni roli Katniss w niczym nie przypomina swojej bohaterki, której znaki rozpoznawcze to zmierzwiona fryzura i cokolwiek męski strój.
Właśnie taką Katniss już niedługo zobaczą widzowie, którzy wybiorą się do kin na pierwszą część "Kosogłosu" - bowiem ostatnia odsłona "Igrzysk śmierci" zostanie im zaserwowana na dwie raty ("Kosogłos. Część 2" wejdzie na ekrany pod koniec 2015 r.).
W uniwersum "Igrzysk śmierci" dojrzewa już rebelia. Buntownicy chcą obalić dyktaturę z Kapitolu i przekazać władzę w ręce ludu. Potrzebny jest im jednak symbol, twarz rebelii - czyli tytułowy Kosogłos. To właśnie ta jednostka ma porwać za sobą tłumy i poprowadzić je do boju przeciwko autokratom.
- Ta część podobała mi się najbardziej - wyznaje Lawrence. - Nasza opowieść przybrała inny ton, wykonując mocną i dramatyczną woltę. To już nie igrzyska, teraz na plan pierwszy wysuwa się rebelia.
Ale Katniss nie odnosi się do rozwoju wydarzeń z entuzjazmem. Jej wcześniejsze przygody poraniły ją fizycznie i emocjonalnie, odbierając pewność siebie. - Moja postać symbolizuje konsekwencje wojny - tłumaczy Lawrence. - Z jednej strony ma świadomość, że Kapitol to straszny rząd, który dba tylko o interesy wąskiej, elitarnej grupy; z drugiej - wie, że wojna to skomplikowana sprawa, i że powoduje ona cierpienie po obu stronach konfliktu. Katniss uczy nas, że nie istnieje dobry sposób, by rozpocząć czy zakończyć wojnę.
"Kosogłos. Część 1" wypełnia widza wrażeniem wzbierającej burzy. O ile dwa pierwsze filmy przesycone były scenami akcji, tutaj mamy szansę lepiej poznać bohaterów, obserwując ich w trakcie przygotowań do ostatecznej rozprawy.
- To fakt - mówi Lawrence. - Katniss też jest już w innym miejscu pod względem emocjonalnym. Udział w igrzyskach odcisnął na niej olbrzymie piętno. Musi się teraz odbudować.
W istocie - nasza bohaterka w całym filmie strzela z łuku tylko raz. - Przy okazji chcę coś wyjaśnić - zaznacza Lawrence. - W tej scenie strzelam do poduszkowca. Wiem, że na filmie może wyglądać to tak, jakby strzała trafiła w słabszy punkt konstrukcji, co powoduje eksplozję pojazdu, ale tak naprawdę jest to strzała z ładunkiem wybuchowym.
Aktorka z ulgą przyjęła wiadomość, że trzecia część "Igrzysk śmierci" nie będzie wymagać od niej udziału w niezliczonych scenach akcji, przez które wcześniej niemal codziennie schodziła z planu poobijana i posiniaczona. Liam Hemsworth, jej kolega z obsady, nie miał już tyle szczęścia. - Złamał kostkę - radośnie oznajmia Lawrence. Jak się okazuje, nie to było jednak najgorsze.
- W dni, w które mam kręcić sceny pocałunków, nigdy jakoś szczególnie nie uważam na to, co jem - z rozbrajającą szczerością wyznaje aktorka. - Pewnego razu, przed romantyczną sceną z Liamem, "wciągnęłam" kanapkę z musztardą i cebulą. Była pyszna. Tuż przed ujęciem powiedziałam mu tylko: "Wybacz, nie zdążyłam umyć zębów!". Przynajmniej postawiłam sprawę jasno! (...)
Lawrence obraca się w świecie Hollywood od siedmiu lat. Jak mówi, wiele się w tym czasie nauczyła. - Przede wszystkim poznałam swoją wartość. Zawsze byłam osobą, która prosi wszystkich wokół: "Lubcie mnie!" Pod tym względem jestem trochę mięczakiem. Musiałam się nauczyć walczyć o swoje. Kiedyś pozwalałam, żeby inni po mnie deptali, ale przyjaciele - w tym Liam - pomogli mi się zmienić.
Chociaż, jak już zostało wspomniane, druga część "Kosogłosu" wejdzie do kin dopiero za rok, wszystkie sceny cyklu zostały już nakręcone. Ostatni dzień na planie był smutny zarówno dla Lawrence, jak i dla całej ekipy.
- To wszystko bardzo długo trwało - wzdycha gwiazda. - Kręciliśmy te dwa filmy przez dziesięć miesięcy. Była to ciężka i wyczerpująca praca. Jakaś część mnie chciała, żeby to się już skończyło; żebym mogła zrobić sobie przerwę - ale smuciła mnie sama myśl o tym, że będę musiała rozstać się z całą obsadą. Walczyły we mnie sprzeczne emocje. Koniec zdjęć był radosnym momentem - i smutnym zarazem. (...)
Co zatem stało się, kiedy Lawrence wypowiedziała swoje ostatnie słowa jako Katniss? - Pękło mi serce - odpowiada aktorka. - Reżyser zawołał "Mamy to!", a ja po prostu się rozpłakałam.
Dziś Jennifer jest już w stanie spojrzeć na to spokojniej. - Mam nadzieję, że Katniss stanie się dla młodych ludzi inspiracją. Młodzi muszą zrozumieć, jaką siłę ma ich głos. Chcę im powiedzieć, że podążanie za kimś to żadna sztuka. O wiele trudniej jest powiedzieć głośno swoje zdanie.
- Liczę na to, że postać Katniss uświadomi widzom, jak ważna jest umiejętność samodzielnego myślenia. Nie dopuszczajcie do tego, aby to inny myśleli za was.
© 2014 Cindy Pearlman
Tłum. Katarzyna Kasińska
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!