Reklama

Jennifer Lawrence przerywa milczenie. To "przestępstwo seksualne"!

Jennifer Lawrence w pierwszym wywiadzie po aferze z nagimi zdjęciami nazwała proceder umieszczania w internecie prywatnych fotografii celebrytów "przestępstwem seksualnym". Aktorka jest gwiazdą najnowszego numeru magazynu "Vanity Fair".

Przypomnijmy: 31 sierpnia do portali społecznościowych "wyciekły" prywatne zdjęcia wielu celebrytek. Oprócz Jennifer Lawrence wśród ofiar internetowego hakera znalazły się m.in. Victoria Justice, Ariana Grande, Kate Upton i Kirsten Dunst.

Prywatne zdjęcia Lawrence zostały wykradzione z iPhone'a aktorki, a konkretnie z tzw. chmury (iCloud), czyli usługi, która była skonfigurowana z jej telefonem. Na części z nich aktorka była zupełnie rozebrana, na innych pozuje w skąpej bieliźnie.

Rzeczniczka Jennifer Lawrence potwierdziła autentyczność zamieszczonych w Sieci fotografii gwiazdy, dodając w specjalnym oświadczeniu opublikowanym na stronie "Us Weekly", że mamy do czynienia "z rażącym pogwałceniem prywatności".

Reklama

"Władze zostały poinformowane [o 'wycieku'] i będą karać każdego [użytkownika], który opublikuje w internecie skradzione fotografie Jennifer Lawrence"- dodała rzeczniczka gwiazdy.

Teraz, ponad miesiąc od afery, głos zabrała poszkodowana gwiazda. Jennifer Lawrence w obszernym wywiadzie dla październikowego numeru "Vanity Fair" przyznała: "Okropnie się bałam. Nie wiedziałam, w jaki sposób wpłynie to na moja karierę".

Lawrence spotkała się ze współpracującym z "Vanity Fair" Samem Kashnerem 13 sierpnia, dwa tygodnie zanim nagie zdjęcia trafiły do internetu. Po wybuchu afery autor skontaktował się z aktorką, by ta mogła odnieść się do "wycieku".

"Tylko dlatego, że jestem osobą publiczną; tylko dlatego, że jestem aktorką, nie oznacza wcale, że się o to prosiłam" - powiedziała Lawrence. "To moje ciało i to powinna być moja decyzja. Fakt, że nie zależy to ode mnie, jest absolutnie obrzydliwy" - dodała aktorka.

Gwiazda przyznała, że chciała napisać oświadczenie; za każdym razem, kiedy siadała przed ekranem komputera, albo ogarniała jednak rozpacz, albo wzbierała w niej złość. "Zaczęłam pisać przeprosiny, ale [zorientowałam się], że nie ma niczego, za co mogło być mi przykro. Od czterech lat byłam w szczęśliwym związku. Kiedy odległość między wami jest duża, twój chłopak ma wybór: albo oglądać porno, albo patrzeć na ciebie" - tłumaczyła Lawrence.

Aktorka stwierdziła także, że cała afera powinna zostać nazwana po imieniu. "To nie jest skandal. To przestępstwo seksualne" - wykrzyczała Lawrence. "To obrzydliwe. Trzeba doprowadzić do zmian w przepisach" - dodała gwiazda "Igrzysk śmierci".

Aktorka zaatakowała również wszystkich internautów, którzy poszukiwali jej nagich zdjęć. "Powinniście się wstydzić! Nawet ludzie, których znam i kocham, a którzy mówili mi: 'Tak, zerknąłem na te zdjęcia'... Nie chce wpadać w szał, ale myślę sobie, że nie pozwalałam wam, abyście patrzyli na moje nagie fotki!" - rozemocjonowała się aktorka.

Najnowszy numer "Vanity Fair" jest dostępny w internecie od 8 października. Do sklepów trafi 6 dni później.

Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady, a dowiesz się wielu interesujących rzeczy!

Interesują Cię plotki z życia gwiazd? Kliknij, a dowiesz się o nich wszystkiego!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Jennifer Lawrence
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama