Reklama

Jego żarty doprowadziły widza do... śmierci. "Zabiliśmy człowieka"

John Cleese przyznał w nowym epizodzie swego programu "The Dinosaur Hour", że wspólnie z Kevinem Kline'em "zabili człowieka". Gwiazdor wrócił wspomnieniami do tragicznego wydarzenia, do jakiego doszło w 1989 roku, kiedy duński audiolog Ole Bentzen umarł ze śmiechu w trakcie seansu filmu "Rybka zwana Wandą".

John Cleese przyznał w nowym epizodzie swego programu "The Dinosaur Hour", że wspólnie z Kevinem Kline'em "zabili człowieka". Gwiazdor wrócił wspomnieniami do tragicznego wydarzenia, do jakiego doszło w 1989 roku, kiedy duński audiolog Ole Bentzen umarł ze śmiechu w trakcie seansu filmu "Rybka zwana Wandą".
John Cleese w filmie "Rybka zwana Wandą" /Mary Evans Picture Library /Agencja FORUM

Fabuła "Rybki zwanej Wandą" skupiała się na trójce złodziei diamentów: femme fatale Wandzie (Jamie Lee Curtis), jąkającym się, nieśmiałym Kenie (Michael Palin) oraz Ottonie (Kevin Kline), którego twórcy określili jako "tumana, który nie zdaje sobie nawet sprawy, jak bardzo jest głupi". W sprawę zostaje wplatany bardzo spięty adwokat Archie Leach (John Cleese). Wkrótce wszyscy zaczynają się nawzajem zdradzać i knuć przeciwko sobie. Wszystkim chodzi pozornie o bezcenne diamenty. Tak naprawdę każdy stara się o względy pięknej Wandy.

Reklama

"Rybka zwana Wandą": Umrzeć ze śmiechu

"Rybka zwana Wandą" weszła do kin 7 lipca 1988 roku. Twórcy obawiali się wyniku finansowego i recenzji. To nie była amerykańska komedia. Brytyjski humor był o wiele mroczniejszy i mógł nie przypaść wszystkim do gustu. Ich obawy okazały się bezpodstawne. Publiczność pokochała "Rybkę...", która zarobiła na całym świecie ponad 188 milionów. Z sukcesem finansowym przyszły także nagrody. Film nominowano do trzech Oscarów: za reżyserię, scenariusz i drugoplanową rolę Kline'a. Ku zaskoczeniu wszystkich, aktor zwyciężył w swej kategorii. Był to nieczęsty przypadek, gdy zdobywca Oscara nie otrzymał wcześniej żadnego innego wyróżnienia podczas sezonu nagród.

Seans "Rybki zwanej Wandą" zakończył się tragicznie dla 56-letniego duńskiego audiologa Olego Bentzena, który... umarł ze śmiechu.

John Cleese: Zabiliśmy mężczyznę

"Kevin Kline i ja zabiliśmy człowieka w Dani. Był dentystą, miał słynny, potężny śmiech (...) To się zdarzyło w Aarhaus, niezbyt dużym mieście, ale wszyscy go [tam] znali. Poszedł do kina na 'Rybkę zwaną Wandą' i zaczął śmiać się przez około dwie minuty. Nie mógł przestać. Wynieśli go nieżywego, dostał zawału serca" - John Cleese powiedział w nowym odcinku swego programu "The Dinosaur Hour".

Historia z Aarhaus przez wiele lat uchodziła za miejską legendę, póki nie potwierdził jej syn zmarłego. Bentzen swego czasu zrobił swojej rodzinie dowcip podczas obiadu. Włożył sobie kalafiora do nosa, by sprawdzić, czy uda mu się zjeść wszystko, zanim warzywo wypadnie. Gdy w kinie zobaczył scenę, w której Kevin Kline wciska Michaelowi Palinowi frytki do nosa, zaczął się śmiać tak bardzo, że ilość uderzeń jego serca gwałtownie podskoczyła. Wynosiła od 250 do nawet 500 na minutę. Bentzen dostał rozległego zawału, wskutek którego zmarł.

John Cleese dodał, że rozśmieszanie ludzi to coś więcej niż dostarczanie im rozrywki.

"Uzmysłowiłem sobie jakieś dziesięć lat temu, że rozśmieszanie ludzi to coś więcej niż tylko sprawianie, by się śmiali. Kiedy pojawiam się na Comic-Con lub innym spotkaniu i ludzie podchodzą do mnie, mówiąc: 'Dzięki za wieloletnie rozśmieszanie', potrafię uronić łezkę" - dodał Cleese.

"To piękne [uczucie]. Inni dziękują mi za przeprowadzenie ich przez trudny okres w ich życiu. I nagle uzmysławiasz sobie, że śmiech pomaga, to nie tylko rozrywka" - zakończył Cleese.


INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Rybka zwana Wandą | John Cleese
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy