Jego kopniaki z półobrotu i zarost znają wszyscy. Zaczynał od pojedynku z legendą
Chucka Norrisa nie trzeba nikomu przedstawiać. To mistrz sztuk walki, którego niezwykłe zdolności zostały dostrzeżone i docenione przez twórców filmowych. Dziś znamy go przede wszystkim jako "Zaginionego w akcji" i "Strażnika Teksasu", ewentualnie bohatera internetowych żartów. 10 marca 2025 roku Norris skończył 85 lat. Z tej okazji warto przypomnieć sobie "Drogę smoka", która zapoczątkowała jego filmową karierę.
Gwiazdą produkcji był Bruce Lee. Wcielił się w młodzieńca imieniem Tang Lung, który pomaga pewnej kobiecie i jej rodzinie w walce z nękającymi ich przestępcami. Ci wynajmują mistrza sztuk walki, który mógłby się z nim zmierzyć. Antagonistę Colta zagrał właśnie Norris. Dla miłośników filmów z Lee był to wyjątkowy moment — nieczęsto mieli okazję oglądać swojego idola w starciu z przeciwnikiem z zachodu.
Lee nalegał na obsadzenie Norrisa, którego poznał w 1968 roku. Uważał, że jest on jedną z niewielu osób, która dorówna mu w szybkości zadawanych ciosów. Utwierdziły go w tym wspólne treningi, które urządzali sobie w ogródku posiadłości Norrisa. Przyszły "Strażnik Teksasu" zapewniał, że nigdy naprawdę nie walczyli, chociaż zdarzyło im się wejść na poziom sparringu. Zapytany przez "Black Belt", kto wyszedłby zwycięsko z ich potyczki, odpowiedział: "posłużę się słowami Bruce'a - 'popisywanie się jest pomysłem głupca na chwałę'".
Amerykanin był zaskoczony propozycją występu w "Drodze smoka". Tak wspominał ją w rozmowie z "Combat Culture": "W tamtym czasie byłem mistrzem świata i dla żartu spytałem Bruce'a, kto miałby wygrać. 'Ja wygram, jestem gwiazdą tego filmu' - odpowiedział. 'Och, rozumiem, chcesz pokonać mistrza świata'. A on na to: 'nie, chciałbym go zabić'".
Chociaż nazwisko Norrisa pojawiało się jako drugie w czołówce filmu, na ekranie mogliśmy go oglądać dopiero pod koniec filmu. Wypowiadał tylko trzy słowa. Mimo to rozpiska jego niemal dziesięciominutowej walki z postacią Lee zajęła jedną czwartą scenariusza. To jeden z dwóch filmów, w których zagrał złoczyńcę, i jedyny, w którym ginie. Norris wspominał w rozmowie z "Black Belt", że Lee był wymagającym przeciwnikiem, a jego technika i muskulatura budziły ogromny podziw.
Z kolei w wywiadzie dla "Physical Arts" wychwalał podejście Lee do sztuk walki. "Był bardzo szybki. Uczył się od wszystkich, miał bardzo otwarty umysł. Bruce nigdy nie wierzył [...] że jeden styl jest najlepszy. Czuł, że w każdym było coś 'najlepszego'. Wszystko miało wady i zalety, a on szukał tych zalet i korzystał z nich". Co zabawne, gwiazdor "Wejścia smoka" jeszcze przed premierą obrał bardziej konfrontacyjną postawę wobec Norrisa. Twierdził, że pojedynek z jego amerykańskim przyjacielem był jak walka z dzieckiem.
Scenę potyczki Lee i Norrisa kręcono w rzymskim koloseum. Prawo zabraniało wejścia tam ekipom filmowym. Twórcy dostali się na miejsce dzięki łapówkom. Nielegalnie kręcili przez około godzinę. Później musieli się ulotnić.
"Lubiłem pracować z Bruce'em Lee nad tym filmem. Dobrze się bawiłem, a nasza scena walki jest uważana za jedną z najlepszych w historii kina. Miło jest być częścią czegoś, co wszyscy kochają" - mówił później Norris. "Jest tam moment, w którym rzucam Bruce'a na ziemię, a on łapie mnie za włosy na klatce piersiowej i wyrywa je. Później dostałem list od gościa, który obejrzał 'Drogę smoka' razem z synem jakieś 26 razy. Pytał, czy Bruce naprawdę wyrwał mi włosy z klaty. Bo jeśli tak, to jestem prawdziwym kozakiem".
Lee zmarł w lipcu 1973 roku, kilka miesięcy po premierze "Drogi smoka". Natomiast Norris powoli rozwijał swoją karierę aktorską. Niewiele ponad dekadę później wystąpił w swoich najbardziej znanych filmach: "Samotnym wilku McQuadzie", "Zaginionym w akcji" oraz "Operacji Delta". Natomiast w 1993 roku widzowie zobaczyli go po raz pierwszy w roli Cordella Walkera w "Strażniku Teksasu", w którym kopał z półobrotu do 2001 roku.