Jane Fonda: Mężczyznom nigdy nie podobała się jej niezależność
W 1982 roku odkryła aerobik i stała się guru fitness. Dziś twierdzi jednak, że największą miłością jej życia jest aktorstwo. A sport? – Lubię, ale w umiarkowanych ilościach - wyznaje Jane Fonda.
Choć w grudniu skończy 80 lat, nadal jest okazem zdrowia. Szczupła, zgrabna, pełna energii Jane Fonda twierdzi, że formę zawdzięcza dobrym genom, jeszcze lepszemu humorowi i optymalnej diecie połączonej z ruchem na świeżym powietrzu.
- U ludzi w moim wieku metabolizm zwalnia, co jest rzeczą naturalną - mówi Amerykanka i zdradza swój sposób na walkę z czasem: - Rano piję szklankę wody z cytryną i chili. Nie jem chleba, masła ani żółtego sera. Raz w tygodniu pozwalam sobie na ciasto i codziennie spaceruję - podpowiada zainteresowanym.
Co ciekawe, do swoich porad stara się nie mieszać aerobiku. - Jego maniakalne uprawianie sprawia, że kobieta staje się niewolnicą swojego ciała, tymczasem ja zachęcam do wolności wynikającej z umiarkowania - podkreśla.
Jane Fonda przyszła na świat 21 grudnia 1937 roku w Nowym Jorku. Jej ojciec Henry, znakomity aktor, był akurat na planie filmu "Jezebel. Dzieje grzesznicy", w którym występował u boku Bette Davis. Wkrótce córka doczekała się brata Petera (zagrał m.in. w filmach "Dzikie anioły", "Easy Rider" i "Ucieczka z Los Angeles"). Nie odniósł on jednak aż takiego sukcesu jak siostra (Jane ma dwa Oscary - za "Powrót do domu" i "Klute"). Ona sama początkowo wolała modeling (okładka "Vogue" z 1954 roku przysporzyła jej licznych wielbicieli).
Pierwszą większą rolę zagrała w 1960 roku na Broadwayu w sztuce "There Was A Little Girl". Tego samego lata debiutowała na wielkim ekranie u boku Anthony Perkinsa w "Dubach smalonych". Sława przyszła wraz z "Kasią Ballou" (1965). To wtedy Roger Vadim uznał, że będzie godną następczynią Brigitte Bardot i nakręcił z nią w roli głównej kultowy film "Barbarella".
- Unieszczęśliwiał mnie związkiem, w którym zdrady stały się normą - wspomina z żalem.
Fani byli zdezorientowani, gdy w 1991 roku ogłosiła, że wycofuje się z branży. Miała przecież szczęśliwą rękę do filmów ("Czyż nie dobija się koni?", "Julia", "Chiński syndrom", "Nad złotym stawem", "Nazajutrz", "Stanley i Iris"). Cóż z tego, skoro coraz więcej frajdy sprawiał jej fitness, który "odkryła" w 1982 roku. Był jeszcze jeden powód. Po rozwodzie z Tonym Haydenem wzięła ślub z milionerem Tedem Turnerem - jako pani Turner miała tyle pieniędzy, że mogła zapomnieć o pracy i oddać się wyłącznie przyjemnościom.
Sprawy sercowe nigdy nie układały się po myśli Jane. Turner odszedł w 2001 roku... Mężczyznom nigdy nie podobała się niezależność aktorki. Od lat 60. angażuje się w ruchy broniące praw człowieka. Protestowała przeciwko wojnie w Wietnamie, popierała Indian, nagrała wideo upamiętniające ofiary strzelaniny w Orlando. Ma też fundację. A miłości już nie szuka.
Jako że zbliżające się okrągłe urodziny zachęcają do podsumowań, kobieta, która długo zmagała się z niskim poczuciem wartości, mówi otwarcie: - Dużo osiągnęłam. I nie mam tu na myśli sławy, lecz skarb, którego szukałam tyle lat: świadomość, że moje życie jest dobre.
Maciej Misiorny