Reklama

Jan Machulski: Jeszcze bym w filmie zagrał

Skromny, dowcipny, do końca życia pełen młodzieńczej energii. Bliscy mówili o nim "wieczny Jaśko". Jan Machulski zagrał około 100 ról filmowych, telewizyjnych i teatralnych. Dla wielu widzów pozostał jednak przede wszystkim "pierwszym kasiarzem Rzeczpospolitej", czyli Henrykiem Kwinto z "Vabanku" wyreżyserowanego przez jego syna, Juliusza.

Skromny, dowcipny, do końca życia pełen młodzieńczej energii. Bliscy mówili o nim "wieczny Jaśko". Jan Machulski zagrał około 100 ról filmowych, telewizyjnych i teatralnych. Dla wielu widzów pozostał jednak przede wszystkim "pierwszym kasiarzem Rzeczpospolitej", czyli Henrykiem Kwinto z "Vabanku" wyreżyserowanego przez jego syna, Juliusza.
Jan Machulski w filmie "Vabank II czyli riposta" (1984) /East News/POLFILM

Mówił o sobie "chłopak z Bałut", bo w tej łódzkiej dzielnicy urodził się w 1928 roku. W młodości grał w piłkę nożną w trzecioligowym Włókniarzu Aleksandrów, ale to kino było jego pasją.

- Przez cały tydzień nie jeździłem tramwajem, zasuwałem piechotą i tak oszczędzałem 25 groszy na filmowy seans - opowiadał w wywiadach. Gdy wybuchła II wojna światowa, Jan miał  11 lat, a dwa lata później zaczął pracować w zakładach samochodowych. - Wojna to przede wszystkim głód. Z ojcem wybieraliśmy jajka gawronom z gniazd. Być może to wtedy nauczyłem się aktorstwa, bo jak mi Niemiec przystawił pistolet do głowy, to zacząłem nienormalnego udawać - wspominał.

Reklama

Pod koniec lat 40. zafascynowała go muzyka: przez siedem lat był perkusistą i akordeonistą w zespole jazzowym. - Robiliśmy furorę, grając na zabawach, weselach, w remizach strażackich. Po sobocie i niedzieli potrafiłem przynieść do domu 400 złotych. To był sposób na życie, bo w domu piszczała bida. Ojciec był murarzem, matka tkaczką - mówił. Zdał maturę i planował studia inżynierskie, ale los zdecydował inaczej.

- W czasie egzaminu na politechnikę traktowano mnie jak swojego człowieka o robotniczym pochodzeniu - do czasu, gdy siedzący w komisji ubowiec powiedział, że mój dziadek był komisarzem granatowej policji. Czekało mnie wojo. Ruszyłem więc z papierami do szkoły muzycznej, ale zanim doszedłem na piętro, gdzie miała siedzibę, trafiłem na parterze do szkoły teatralnej.

W 1952 roku w stołówce studenckiej poznał swoją przyszłą żonę, Halinę. Połączyła ich miłość do teatru - ona pod jego wpływem również skończyła aktorstwo, a w dniu ślubu wyjechali na teatralne tournée ze "Świętoszkiem" Moliera. Przeżyli razem 56 lat. - Mamy własną receptę na szczęście. Nie wolno mówić słów, których nie da się cofnąć - tłumaczył. - Miałem parę flirtów i romansów, ale żona traktowała je wyrozumiale, bo wiedziała, że to, co nas łączy, jest głębsze i trwalsze. A okazji do niewierności miał sporo.

Po roli w "Ostatnim dniu lata" (1958) Tadeusza Konwickiego - filmie nagrodzonym m.in. Grand Prix na festiwalu w Wenecji - zyskał status gwiazdy i tłumy wielbicielek. Przed upajaniem się sławą ostrzegał go wtedy przyjaciel Zbigniew Cybulski: - Janek, uważaj. Z publicznością jest tak: podrzucają do góry, podrzucają do góry, ale za którymś razem podrzucą i się rozejdą. Jak mordą walniesz w bruk, to się rozkwasisz.

Mimo sukcesu "Ostatniego dnia lata" Machulskiego nie zasypano ofertami głównych ról. - Skoro gram od przypadku do przypadku, to wolałem zająć się czymś twórczym - mówił potem. I został nauczycielem akademickim. Spod jego skrzydeł z łódzkiej Filmówki, gdzie był przez lata dziekanem wydziału aktorskiego, wyszli Wojciech Malajkat, Cezary Pazura, Edyta Olszówka. Pod jego okiem pierwsze kroki w zawodzie stawiali też Katarzyna Figura, Piotr Adamczyk i Edyta Jungowska.

W 1970 roku Machulscy stworzyli własną scenę, Teatr Ochoty w Warszawie, oraz ognisko teatralne dla dzieci i młodzieży, a w 1999 r. otworzyli prywatną Szkołę Aktorską. Machulski był też pomysłodawcą Alei Gwiazd w Łodzi. Przez lata z oddaniem uczył innych i nie skarżył się, że sam w filmach gra drugoplanowe postacie. - Być może aktorstwo w ogóle polega na czekaniu. Na propozycje, reżysera i role, które nie zostaną zapomniane - twierdził.

Kolejnego zwrotu w karierze doczekał się w wieku 53 lat, gdy syn Juliusz powierzył mu rolę w "Vabanku" (1981). Ludzie z miejsca pokochali honorowego, eleganckiego oszusta, kasiarza i trębacza Henryka Kwinto. Na spotkaniach z aktorem widzowie zawsze pytali o kulisy pracy na planie tej komedii, łódzcy taksówkarze wozili go za darmo, policjanci darowali mu mandaty, a pijaczki wołali na ulicy "Kwinto, przybij piątkę!".

Potem zagrał jeszcze ok. 60 ról, w tym 10 w filmach Juliusza - i ciągle mu było mało. W wieku 75 lat mówił: - Jeszcze bym w filmie zagrał. Jakąś taką inną rolę. Nie wiem, jakiegoś głupeczka, skrzywionego starszego pana, debila.

Kiedyś zapytany, jak chciałby umrzeć, odpowiedział: "Zasnąć na wieki po bankiecie z okazji 90. urodzin". Zmarł 10 lat wcześniej, kilka dni po tym, jak przyznano mu tytuł Honorowego Obywatela Miasta Łodzi. Nawet tuż przed śmiercią zachowywał się, jakby miał znacznie mniej niż osiemdziesiątkę. - Tyle razy powtarzałem, że mam 53 lata plus VAT, że w końcu sam w to uwierzyłem - żartował w jednym z ostatnich wywiadów.

To i Owo
Dowiedz się więcej na temat: Jan Machulski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy