Jan Kobuszewski: Teraz tylko odpoczywam
Twierdzi, że do szczęścia rodzinnego potrzebne są trzy rzeczy: cierpliwość, tolerancja i ułańska fantazja! Dla niego szklanka jest zawsze do połowy pełna. W piątek, 19 kwietnia, mistrz polskiej komedii obchodzi 85. urodziny.
- Gdybym swój zawód traktował jako przymus, byłoby tragicznie. Lubię to, co robię i sprawia mi to przyjemność - mawia aktor.
Urodził się jako dziecko słabego zdrowia. Mizerne, chude, które wcale nie chciało jeść. Lekarz bez ogródek powiedział rodzicom, że rokowania są kiepskie. Stał się jednak cud!
Jan Kobuszewski śmieje się, że albo diagnoza była mylna, albo zadziałała Boża opatrzność.
Kiedy wybuchła wojna, miał zaledwie 5 lat. Mieszkając na warszawskiej Pradze, na co dzień widział hitlerowskich okupantów. Jego starsze siostry (jedna z nich, Hanna, jest matką aktora Wiktora Zborowskiego) zdawały sobie sprawę z niebezpieczeństwa, jakie wszystkim groziło. Najmłodszy Jasiu tylko przeczuwał. Z czasem jednak i on zobaczył grozę tamtych czasów.
Doskonale pamięta, jak pod koniec każdego dnia zbierała się cała rodzina, żeby wspólnie się pomodlić. Często gromadzili się wokół podwórkowej kapliczki Matki Boskiej Częstochowskiej, ufundowanej przez jego rodziców. Przeżył też Powstanie Warszawskie.
- Byłem 11-letnim staruszkiem z bagażem pamięci dramatycznych przeżyć, pogrzebów, widoku trupów, pożarów, zniszczeń - wspomina.
Kiedy wojna wreszcie się skończyła, zachłysnął się życiem i wolnością!
Poczucie humoru wyssał z mlekiem matki. Miał je od najmłodszych lat. Zresztą, jak sam twierdzi, nie można się tego nauczyć. Oczywiście trzeba szlifować swój warsztat, ale sama umiejętność dostrzegania komicznych sytuacji wokół siebie to dar. I on go ma, a publiczność to docenia.
- Na mój widok ludzie zwykle się uśmiechają - mówi aktor. Bardzo jest im wdzięczny, bo to pokazuje, że dobrze wykonywał swój zawód. Kosztowało go to wiele godzin ciężkiej pracy, ale było warto.
Początkowo nie sądził, że będzie aktorem komediowym. Zaczynał od ról dramatycznych. Grał w "Dziadach" i sztukach Witkacego. Ale pewnego dnia zadzwonił do niego Edward Dziewoński i zaproponował występ w kabarecie. Początkowo odpowiedział: "Nie". Dopiero żona, Hanna Zembrzuska, namówiła go, żeby spróbował.
Gdy po raz pierwszy miał wyjść na scenę Kabaretu Dudek, był przerażony. Myślał, że wszyscy go zaraz wygwiżdżą. Tak się oczywiście nie stało. Historia pokazała, że stał się jedną z najjaśniejszych gwiazd Dudka. Co więcej, jego twórca Edward Dziewoński mawiał, że bez Jana Kobuszewskiego jego kabaret nie miałby duszy.
Spełniał się na estradzie, w teatrze, a także w telewizji. W filmach grywał głównie epizody, ale za to bardzo wyraziste.
Stanisław Bareja, zapytany, dlaczego nie dał mu nigdy głównej roli, twierdził niezmiennie, że Jan Kobuszewski lubi biesiadować do rana, a potem nikt nie jest w stanie obudzić go wczesnym rankiem na plan zdjęciowy.
Sam aktor wspomina jednak, że z powodu licznych teatralnych zobowiązań umówił się z reżyserem na epizody, zajmujące nie więcej niż trzy dni zdjęciowe. Tylko oni wiedzą, jaka była prawda. Szkoda jednak, że nie powstał nigdy scenariusz filmowy na miarę talentu Jana Kobuszewskiego.
Teraz już na to za późno, bo aktor definitywnie przeszedł na emeryturę.
Grał do momentu, kiedy były siły. Ale ciało już odmawia posłuszeństwa. - Oddech nie ten, sprawność nie taka - twierdzi.
Teraz odpoczywa. Wraz z żoną, Hanną Zembrzuską, najchętniej spędzają czas w przydomowym ogródku. Zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia w szkole teatralnej.
- Będziesz moją pierwszą i ostatnią żoną! - wykrzyknął na jej widok. Od tamtej pory są jak papużki-nierozłączki. Ślub wzięli w 1956 roku. Mają córkę Mariannę, która nie poszła w ślady rodziców, bo została konserwatorem sztuki.
Jako rodzina przeżyli wiele wspaniałych, ale i trudnych chwil. Gdy Jan Kobuszewski zachorował na nowotwór, żona z poświęceniem się nim opiekowała. Potem role się odwróciły i on troszczył się o żonę, kiedy trzy lata temu pani Hanna trafiła w ciężkim stanie do szpitala. Wyzdrowiała.
- Miłość po prostu czyni cuda! - mówi aktor z uśmiechem.
Marzena Juraczko