Reklama

Jan Kobuszewski: Nikt się nie dowie, na czym polegała jego magia

"Spotkania z Janem Kobuszewskim było dla mnie czymś jak 'dotknięcie sacrum'. Prawdopodobnie nikt nigdy się nie dowie, na czym polegała ta jego magia" - mówi Andrzej Nejman, aktor i dyrektor warszawskiego Teatru Kwadrat. 19 kwietnia odbyła się uroczystość nadania imienia Jana Kobuszewskiego Scenie Kameralnej Teatru Kwadrat im. Edwarda Dziewońskiego w Warszawie.

"Spotkania z Janem Kobuszewskim było dla mnie czymś jak 'dotknięcie sacrum'. Prawdopodobnie nikt nigdy się nie dowie, na czym polegała ta jego magia" - mówi Andrzej Nejman, aktor i dyrektor warszawskiego Teatru Kwadrat. 19 kwietnia odbyła się uroczystość nadania imienia Jana Kobuszewskiego Scenie Kameralnej Teatru Kwadrat im. Edwarda Dziewońskiego w Warszawie.
Jan Kobuszewski ma już 85 lat /AKPA

"Pragnąc zachować pamięć o tym wspaniałym aktorze i podkreślić jego ogromny wkład w rozwój Teatru Kwadrat, Zespół podjął decyzję o nadaniu jego imienia jednej ze swoich scen" - podkreślono, dodając, że "mistrz był związany ze sceną stołecznego Kwadratu przez blisko 40 lat".

Na uroczystym wydarzeniu pojawili się aktorzy, związani z Teatrem Kwadrat, m.in. Ewa Wencel, Magdalena Zawadzka, Ewa Ziętek, Lucyna Malec, Paweł Wawrzecki, Paweł Małaszyński, Andrzej Grabarczyk, Czesław Majewski, Grzegorz Wons i Andrzej Andrzejewski.

PAP: 19 kwietnia nadano Scenie Kameralnej Teatru Kwadrat imię ważnego i cenionego aktora Jana Kobuszewskiego. Kim był w historii państwa sceny Kobuszewski?

Reklama

Andrzej Nejman: - Jan Kobuszewski był Teatrem Kwadrat. Dokładnie i literalnie tak było. Pamiętam, że jeszcze jako student warszawskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej (PWST) pobiegłem do dawnego Kwadratu na ul. Czackiego, żeby obejrzeć jakieś przedstawienie z Kobuszewskim. Chcieliśmy kupić wejściówki, bo studenci PWST mieli wtedy prawo do praktycznie darmowych wejściówek, jednak pani w kasie powiedziała: "Nie ma". Zapytałem: "Dlaczego, przecież możemy sobie usiąść z boczku?". Wtedy odpowiedziała: "Proszę pana, nie ma żadnych wejściówek. Wszystkie są sprzedane. Tam na scenie jest Jan Kobuszewski". I gdy później dołączyłem do Zespołu tego Teatru - mogłem zauważyć, że rzeczywiście bilety na spektakle, w których grał Kobuszewski, znikały w jeden dzień. Nie było wolnych wejściówek nawet na schody.

- A fakt, że on był tak silnie utożsamiany z naszym Teatrem, wiąże się z rolą, którą odegrał w jego historii. Nawet nie potrafię sobie wyobrazić, jak bez niego Teatr Kwadrat mógłby przetrwać ten przepotworny czas 13 lat temu, gdy straciliśmy siedzibę na ul. Czackiego. Musieliśmy się błąkać po całym mieście. Gdyby nie twarz, gdyby nie nazwisko artysty, gdyby nie osobowość Jana Kobuszewskiego - to my po prostu zostalibyśmy rozwiązani i Teatru Kwadrat by nie było.

- Dlatego Jan Kobuszewski nie tylko był, ale nadal jest Teatrem Kwadrat. Gdyby nie fakt, że nasza instytucja nosi imię jej założyciela, czyli Edwarda "Dudka" Dziewońskiego - to prawdopodobnie nie otwieralibyśmy Sceny im. Jana Kobuszewskiego, tylko nadalibyśmy jego imię całemu Teatrowi.

W 2010 roku oficjalnie objął pan dyrekcję Teatru Kwadrat, po czym nastąpiło kilka lat planowania i nadzorowania remontu nowej siedziby przy ul. Marszałkowskiej 138. Chcę zapytać o pańskie osobiste wspomnienia ze współpracy z Kobuszewskim. Reżyserował pan np. w grudniu 2011 roku pamiętny benefis tego artysty z okazji 55-lecia pracy artystycznej pt. "Dusza Kobusza".

- Spotkania z Janem Kobuszewskim było dla mnie czymś jak "dotknięcie sacrum". I naprawdę nie przesadzam. Mój ojciec był wielkim fanem Kabaretu "Dudek", a ja się wychowałem w niedużym mieście - we Włocławku - gdzie na co dzień nie było łatwego dostępu do sztuki. Stąd jednym z niewielu moich spotkań z wielkimi twórcami był kontakt z nagranymi na małym magnetofonie Grundig kasetami. Mój ojciec zarejestrował na nich, dziś powiedzielibyśmy nielegalnie, występy Kabaretu "Dudek" transmitowane w telewizji. Nie widziałem co prawda obrazu, ale miałem dźwięk. I właśnie dzięki nagraniom mego ojca nadal znam na pamięć wszystkie skecze tego kabaretu.

- Gdy pewnego dnia dowiedziałem się, że będę miał możliwość poznania Jana Kobuszewskiego, oznaczało to dla mnie, jakbym miał się spotkać z największymi amerykańskimi gwiazdorami filmowymi. A ja, co nieprawdopodobne, spotkałem go w garderobie jako kolegę z pracy.

- Kiedy miał swój benefis - pomyślałem sobie, że warto stworzyć przedstawienie, w którym pokażemy różne twarze Jana Kobuszewskiego, w którym będziemy mogli wykorzystać jego działalność kabaretową, ale i filmową. Trzeba przyznać, że nie był jakoś bardzo rozchwytywany w filmie. Był raczej wybitnym aktorem drugiego planu. Podobnie było z telewizją. Mimo to jak tylko pojawiał się na ekranie, wzbudzał emocje i śmiech. Wzruszał.

- Udało się. W grudniu 2011 roku przygotowaliśmy benefis "Dusza Kobusza". Zrobiliśmy wykład naukowy na temat wybitnej jednostki i osobowości kultury polskiej. Specjalnie używaliśmy nomenklatury pseudonaukowej, kompletnie żenującej w tych okolicznościach. Nasi aktorzy i zaproszeni goście, przyjaciele artysty, wykonywali pastisze i parafrazy rozmaitych występów Kobuszewskiego. Do tego doszły krótkie wykłady, do których zaprosiliśmy m.in. Olgę Lipińską i Artura Andrusa.

- Ten benefis był przeuroczy. Do tego stopnia podobał się widzom, że zaczęli do nas wysyłać listy i maile z żądaniem: "Dajcie nam to jeszcze zobaczyć", "Zagrajcie to znowu". Plan był taki, że będzie to jednorazowe zdarzenie. Aktorzy byli tak zachwyceni tym wspólnym spotkaniem na scenie, że zaczęli do mnie przychodzić i mówić: "Słuchaj, to fajny spektakl. Zagrajmy to jeszcze kilka razy".

- Kiedy przenieśliśmy się do siedziby na ul. Marszałkowskiej i zaczęliśmy szukać takiego silnego, marketingowego hasła, żeby Teatr Kwadrat na tej Marszałkowskiej mocno się w świadomości warszawiaków zagnieździł, postanowiliśmy pokazać dwa, trzy razy "Duszę Kobusza". Skończyło się na tym, że ten spektakl zagraliśmy ze 30 razy - a miał być grany tylko raz.

Jaką cechę charakteru i jaki rys profesji cenił pan u Kobuszewskiego najbardziej?

- Nie umiem tego sprecyzować, sprowadzić do jednej cechy. W Janie Kobuszewskim jako wybitnym komiku fascynowało mnie to, co podziwiam u najwybitniejszych, światowych gwiazd tego gatunku, tego sposobu komunikacji artystycznej. Mówię tu o takich artystach, jak Charlie Chaplin, Louis de Funès czy Robin Williams. Oni wszyscy byli bardzo skromni. No, może z Chaplinem przesadziłem. Ale faktycznie wszyscy byli w środku liryczni. Mógłbym wręcz powiedzieć, że na co dzień smutni. Dźwigali jakieś swoje krzyże. Każdemu widzowi, który nie miał styczności, nie miał do czynienia z tymi artystami, wydawało się, że to "tacy wesołkowie". A było dokładnie odwrotnie.

- Akurat Jan Kobuszewski był bardzo lirycznym człowiekiem. Nie chodzi o to, że zarażał jakimś smutkiem lub nostalgią. Co to - to nie, ale nosił w sobie taką ciepłą lirykę. Spokój, delikatność, wrażliwość. Kompletnie coś innego, niż prezentował na scenie. A druga taka cecha, już zawodowa, która bardzo zapadła mi w pamięć - to jest jego przeurocza szmira. Otóż w naszej branży szmira jest czymś niestosownym, okropnym, złym. Staramy się jej unikać - zwłaszcza w przypadku przedstawień komediowych. A Kobuszewski miał w sobie coś takiego, że zdecydowanie mógł sobie pozwolić na "przeginanie". Tak jak np. Louis de Funès. Pamiętam, że zawsze śmialiśmy się w kulisach i w garderobie, że na to może pozwolić sobie tylko on. Gdyby jakikolwiek inny aktor zagrał tak, jak Kobuszewski - to by go wygwizdali i wyrzucili ze sceny. A wchodził Kobuszewski, używał tych "nadmiernych" środków, i wszyscy byli zachwyceni.

- Prawdopodobnie nikt nigdy się nie dowie, na czym polegała ta jego magia. Ta urocza umiejętność wykorzystania szmiry jako środka wyrazu artystycznego.

Na pewno ma pan wiele spektakli i ról Jana Kobuszewskiego w pamięci. Czy jest jakiś jeden, który wrył się w pańską pamięć wyjątkowo?

- Pamiętam znakomicie w jego wykonaniu przedstawienie, w którym miałem też zaszczyt zagrać, czyli "Mój przyjaciel Harvey". To była sztuka amerykańskiej dramatopisarki Mary Chase, która nie zrobiła jakiejś światowej kariery. Komedia liryczna o człowieku, który jest tak dobry, że cały świat go wykorzystuje. A on jeszcze do tego wyimaginował sobie przyjaciela królika Harveya. Grany przez Kobuszewskiego dobroduszny Elwood P. Dowd został wsadzony do szpitala psychiatrycznego, w którym wszystkich dookoła zaraża optymizmem, dobrem i ciepłem. Dzieli się tym "królikiem" właśnie.

- W tym spektaklu, który miał w Kwadracie premierę 7 stycznia 1995 r., zobaczyłem raz jeden jedyny na scenie Jana Kobuszewskiego, który był nie tylko zabawny, ale niósł sobą, swoją rolą, głębokie, mądre przesłanie. Dla mnie to było niezwykłe doświadczenie. Miał tam przepiękny monolog, który często oglądaliśmy z kulis. W kilkunastu zdaniach potrafił powiedzieć, na czym polega sens życia. W prosty sposób przedstawiał, na czym polega dobro i do czego służą marzenia.

- Niezwykłe. Szczególnie w ustach kogoś, kto dla całej polskiej publiczności był komikiem, specjalistą od sprzedawania dowcipów i skeczy. A wtedy widywałem na widowni łzy wzruszenia u ludzi, którzy przeżywali rodzaj szoku, że ten nasz "wesołek" dociera do samego sedna.

Rozmawiał Grzegorz Janikowski (PAP)

Scena Kameralna w Teatrze Kwadrat została powołana do życia w 2016 roku dzięki staraniom dyrektora Andrzeja Nejmana. Oficjalnie działalność Sceny Kameralnej zainaugurowano 9 tycznia 2017 roku premierą słynnego thrillera "Misery" wg powieści Stephena Kinga w reż. Roberta Glińskiego. W spektaklu kreacje aktorskie stworzyli Ewa Wencel oraz grający gościnnie Piotr Polk.

Od początku repertuar Sceny Kameralnej ma bardziej eksperymentalny i kameralny charakter. Obecnie zobaczyć na niej można: "Sztukę" Yasminy Rezy, "Tydzień, nie dłużej..." Michaela Clementa i "4000 dni" Petera Quiltera.

Jan Kobuszewski: Człowiek orkiestra

Jan Kobuszewski - wybitny aktor teatralny i filmowy, komik, reżyser, wykonawca skeczy i piosenek. Agnieszka Osiecka nazywała artystę "zmarnowanym Chaplinem polskiego kina", wielu określało go mianem "największego aktora komediowego w Polsce".

Zagrał pamiętnego majstra w kabarecie "Dudek" i przezabawnego Pana Janka w Kabarecie Olgi Lipińskiej. Cytaty z wykonywanych przez niego piosenek i skeczy, jak np. "Ucz się, Jasiu", "Ballada o Dzikim Zachodzie" czy "Książka życzeń i zażaleń", weszły do kanonu codziennych powiedzonek. Któż nie zna jego szyderczych tyrad majstra z kabaretu "Dudek", kto nie pamięta notorycznie rozkojarzonego Pana Janka w cylindrze i niesfornym białym szalu z programów Lipińskiej?

Pisano o nim, że to postać "trochę z szalonej błazenady, trochę z absurdalnego świata Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego".

19 kwietnia 2019 roku aktor świętował 85. urodziny. 1 października 2019 roku, podczas gali 19. ogólnopolskiego Programu Społecznego Mistrz Mowy Polskiej w Malborku, Janowi Kobuszewskiemu pośmiertnie przyznano "Wawrzyn Mowy Polskiej 2019".

Wybitny aktor zmarł rankiem 28 września 2019 roku. Został pochowany w grobie rodzinnym na warszawskich Starych Powązkach.

PAP
Dowiedz się więcej na temat: Jan Kobuszewski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy