Jan Himilsbach miałby dziś 70 lat
W piątek, 30 listopada, mija 70. rocznica urodzin Jana Himilsbacha - jednej z najbarwniejszych postaci polskiego kina - znanego z niepowtarzalnej kreacji w filmie "Rejs". Absurd towarzyszył Himilsbachowi od początku - w metryce jego urodzenia urzędniczka wpisała pomyłkowo datę 31 listopada. Niektórzy twierdzą, że za pomyłkę odpowiada ojciec Himilsbacha, który po intensywnym świętowaniu narodzin syna nie mógł sobie przypomnieć właściwej daty.
W młodości Himilsbach był piekarzem, ślusarzem, palaczem na statku rybackim, rębaczem na przodku w kopalni, kamieniarzem, grabarzem. Dla filmu odkrył go Marek Piwowski, proponując rolę w "Rejsie". Himilsbach utrzymywał jednak, że było odwrotnie i to on wysłał Piwowskiego na studia reżyserskie.
Himilsbach zagrał w takich filmach i serialach jak: "Wniebowzięci", "Trzeba zabić tę miłość", "Przepraszam czy tu biją?", "Jan Serce", "Nie ma róży bez ognia", "Jak to się robi". Był także autorem opowiadań: "Monidło", "Przepychanka", "Partanina". W swojej twórczości literackiej koncentrował się przede wszystkim na życiu marginesu społecznego, opisywał atmosferę warszawskich knajp i podrzędnych lokali.
Pytany, czy bardziej ceni swoją twórczość literacką, czy kamieniarską, odpowiadał przewrotnie, że oczywiście kamieniarską. Pytany dlaczego, odpowiadał: "Myślę, że dlatego, że moim dziełem granitowym nikt sobie dupy nie podetrze".
Zwroty uważane tradycyjnie za plugawe, Himilsbach stosował w sposób bardzo urozmaicony. Pozostały po nim powiedzonka: "stary rzęch", "inna broszka", "wnuki Koryntu".
Najciekawszy okres twórczości Himilsbacha to początek lat siedemdziesiątych. Wtedy właśnie powstał kultowy "Rejs", na którego planie Himilsbach poznał swego wieloletniego przyjaciela i partnera filmowego - Zdzisława Maklakiewicza. Głównie dzięki tej komedii stali się aktorami kultowymi dla kolejnych pokoleń polskich inteligentów, znających na pamięć dialog o nudzie w polskim kinie i cytujących inżyniera Mamonia oraz Sidorowskiego przy każdej sposobności.
Również prywatnie Himilsbach i Maklakiewicz byli ze sobą bardzo zżyci. Plotka głosi, że w dwa dni po pogrzebie Maklakiewicza, Janek zadzwonił do jego matki z pytaniem, czy jest Zdzisiek. Zdziwiona kobieta wyjaśniła mu, że przecież syn dopiero co umarł, na co Himilsbach odpowiedział: "Wiem, ale mi się w to wierzyć nie chce".
Jednym z największych przyjaciół aktora była jego żona Barbara. "Wszyscy dziwili się tej młodej, efektownej, rosłej, zgrabnej i przystojnej dziewczynie - po studiach geograficznych, co też ona widzi w tym lumpie, kryminaliście, kurduplu, kamieniarzu cmentarnym, piszącym niegramatyczne i nieortograficzne wierszydła" - wspomina w "Gazecie Wyborczej" Manturzewski. Zapytana w dniu ślubu, czy wychodzi za niego z miłości, odpaliła: "Nie, z rozsądku!". Żona wspomina go jako człowieka niezwykłego, niepowtarzalnego, dobrego: "Miał serce pełne miłości dla ludzi, choć nie zawsze zasługiwali na to, by ich szanować".
Aktor udzielił w swoim życiu ponad siedmiuset wywiadów. "Zwykle odbywało się to przy wódce: dziennikarz stawiał, a Jaś, człowiek dobry i uczynny, opowiadał swoje życie, za każdym razem trochę inaczej, żeby Naczelny nie zarzucił rozmówcy-fundatorowi plagiatu. W ten sposób gazetowy żywot Himilsbacha meandrował i rozwidlał się jak delta Missisipi" - wspomina Stanisław Manturzewski.
Jan Himilsbach zmarł w 1988 roku.