Reklama

James Bond: Narodziny legendy

Dziś mija dokładnie 50 lat od premiery "Doktor No", pierwszego filmu opowiadającego o Jamesie Bondzie. Z tej okazji przypominamy, jak doszło do powstania jednej z najsłynniejszych ekranowych serii.

Narodził się w Goldeneye

Postać charyzmatycznego brytyjskiego szpiega wymyślił w lutym 1952 roku Ian Fleming. Pisarz, dziennikarz i były żołnierz spędzał wówczas wakacje w swojej jamajskiej posiadłości (nazywanej Goldeneye!) i starał się uciec myślami od czekającego go ślubu z ciężarną już wówczas ukochaną.

W efekcie, w zaledwie miesiąc skończył prace nad rękopisem zatytułowanym "Casino Royale", który dał do przeczytania swojej byłej dziewczynie Clare Blanchard (odradzała jego wydanie) oraz przyjacielowi, poecie i swemu późniejszemu wydawcy, Williamowi Plomerowi. Temu drugiemu tekst spodobał się na tyle, że przekazał go innemu wydawcy, Jonathanowi Cape'owi, który pomimo pewnych zastrzeżeń zdecydował się na opublikowanie rękopisu, kierowany pamięcią o starszym bracie Iana, Peterze, znanym pisarzu powieści przygodowych i podróżniczych.

Reklama

Dlaczego właśnie James Bond? Pisarz nazwał agenta 007 po... amerykańskim ornitologu, którego książkę, "Birds of the West Indies" (wielka pasją Fleminga było obserwowanie ptaków), miał ze sobą podczas wspomnianego pobytu na Jamajce. Starając się wymyślić imię i nazwisko dla bohatera swojej powieści, po prostu natknął się na jej egzemplarz. Po latach tłumaczył żonie Bonda, że nazwisko jej męża - krótkie, nieromantyczne, bardzo męskie i typowo angielskie - było dokładnie tym, czego potrzebował. Jednocześnie owa "zbitka" była na tyle zwięzła i dźwięczna, że dawała się łatwo wymówić w każdym języku.

Tworząc postać Bonda, Fleming oparł się na wielu przeróżnych indywidualnościach, które spotkał podczas II wojny światowej i pracy w wywiadzie. "To była zabójcza mieszanka wszystkich tajnych agentów i komandosów, których miałem okazję poznać" - wyznał pisarz. Wśród nich był m.in. jego brat Peter, za linią wroga uczestniczący w operacjach w Norwegii i Grecji, a także Serb Dusan Popov, podwójny agent, zarówno brytyjski, jak i niemiecki, znany z charakteru playboya.

Swojego bohatera Fleming uczynił tajnym agentem służb brytyjskich Secret Intelligence Service, potocznie znanych jako MI6. Podwójne zero w przypisanym mu oznaczeniu 007 oznaczało licencję na zabijanie. Ponadto Bond Fleminga to przystojny, inteligentny i wszechstronnie wykształcony, znający się właściwie na wszystkim światowiec w nieokreślonym wieku. Ma nienaganne maniery, nosi eleganckie garnitury, jeździ supersamochodami. Uwielbia towarzystwo pięknych kobiet, ale pozostaje w stanie wolnym.

Bonda miał grać... Bond

Kilka pierwszych prób przeniesienia przygód agenta 007 na duży ekran skończyło się fiaskiem i spowodowało, że Fleming zraził się do przemysłu filmowego. Prawa do ekranizacji przygód Bonda kupił kanadyjski producent filmowy Harry Saltzman, ale traktował je bardziej jako inwestycję. Dopiero spotkanie z Albertem Broccolim przyniosło impuls do powstania filmu. Panowie utworzyli dwie firmy: Danjaq, posiadającą prawa do filmów, i EON Productions - do ich produkcji (Saltzman i Broccoli nadzorowali wszystkie bondowskie filmy do 1975 roku. Wtedy to ten drugi zajął się kolejnymi częściami samodzielnie. Od 1995 roku pracę ojca kontynuują jego córka, Barbara Broccoli, oraz pasierb, Michael G. Wilson).

Na początku lat 60. znalezienie wytwórni chętnej do zainwestowania w Bonda okazało się dość trudne. Amerykańskie studia uważały cały projekt za "zbyt brytyjski". Ostatecznie pieniądze zgodziło się wyłożyć United Artists. Funkcję reżysera przyjął Terence Young, a kandydatów do roli Bonda było ponad tysiąc, w tym jeden, który... naprawdę nazywał się James Bond. Sam Fleming chciał, aby to jego kuzyn, Christopher Lee, zagrał główną rolę. Później pragnął ją powierzyć słynnemu już wówczas Richardowi Burtonowi. Ostatecznie przypadła ona Connery'emu, a złośliwi mogą mówić, że to dlatego, iż najbardziej przypominał Hoagy Carmichaela, amerykańskiego pieśniarza, którego wygląd częściowo posłużył pisarzowi do stworzenia postaci 007.

"Walnął ręką w biurko i powiedział nam, czego chce. Ugodziliśmy się, wyszedł z biura, a my patrzyliśmy, jak podskakując przeszedł na drugą stronę ulicy, niczym prawdziwy superman. Widzieliśmy, że mamy naszego Jamesa Bonda" - wspominał Broccoli, którego wypowiedź przytoczono w książce "Sean Connery. Bohater bez skazy" Michaela Feeney'a Allana.

Podobne kryteria jak przy wyborze aktora do roli Bonda zastosowano obsadzając postać ukochanej agenta. "Wybraliśmy Urszulę, ponieważ była piękna i tania. Nie mieliśmy dość pieniędzy, by wybrać kogoś innego" - podkreślał Saltzman. Ostatecznie na ekranową postać dziewczyny Bonda, Honey, złożyła się praca trzech osób - Urszulę Andress zdubbingowały: Nikki van del Zyl w dialogach i Diane Coupland w scenach śpiewu. Opłacało się, bo sceny aktorki w seksownym bikini były wówczas bardziej popularne niż cięte odzywki Connery'ego.

W tytułowego przeciwnika Bonda wcielił się Joseph Wiseman. Początkowo miał go zagrać Noel Coward, ale odmówił, gdyż na planie musiałby nosić metalowe dłonie. Flemingowi, który złożył mu propozycję, wysłał całkiem zabawny telegram o treści: "Doktor No? No! No! No!". Także słynny Max von Sydow zrezygnował z tej kreacji na rzecz roli Jezusa Chrystusa w "Opowieści wszech czasów".

Spluwy, drinki, kwestie

Realizację filmu rozpoczęto w połowie stycznia 1962 roku na Jamajce. Pod koniec lutego ekipa wróciła do Londynu, gdzie w studiach Pinewood nagrywano sceny we wnętrzach. Ukończono je w marcu. Zanim przystąpiono do zdjęć, istniało pięć niekompletnych scenariuszy. Ostateczną wersję stworzyli Terence Young, Johanna Harwood i Berkely Mather. I to właśnie reżyser oraz Sean Connery wzbogacili historię dowcipnymi kwestiami w stylu: Robotnik (po spadnięciu ze skały samochodu ścigającego Bonda): - Jak to się stało? Bond: - Chyba jechali na pogrzeb.

To nie był zresztą jedyny element obecny w "Doktorze No", jaki przetrwał przez kilkadziesiąt lat. Co prawda w pierwszym filmie z serii zabrakło postaci "Q" - eksperta od nowoczesnego wyposażenia (pistolet Walther PPK przynosi agentowi 007 zbrojmistrz), pojawiają się jednak postacie, które stały się nieodłącznymi towarzyszami Bonda w następnych częściach serii: szef "M", kolega z CIA Felix Leiter czy panna Moneypenny (której rozmowy z Jamesem - jak ta z "Doktora No": Moneypenny do Bonda: - Mnie nie zabrałeś jeszcze w takim stroju na kolację. Właściwie nigdy nie zaprosiłeś mnie na kolację. Bond: - Zrobiłbym to. Ale M kazałby mnie rozstrzelać za nieregulaminowe nadużywanie własności rządowej - staną się nieodłącznym elementem kolejnych dzieł).

Już w "Doktorze No" pojawiło się też słynne przedstawienie się agenta 007 słowami "Nazywam się Bond. James Bond" - w filmie Younga Sean Connery wypowiada je z papierosem w ustach przy stoliku w kasynie. Tekst ten przeszedł do kanonu zachodniej kultury masowej - American Film Institute umieścił go na 22. miejscu w rankingu najsłynniejszych cytatów w historii kina. W "Doktorze No" pojawia się też ulubiony drink Bonda, czyli legendarne Martini - wstrząśnięte, nie mieszane.


Od "Doktora No" każdy z bondowskich filmów poprzedzany jest również charakterystyczną sekwencją. Ukazuje ona widok przez otwór gwintowanej lufy, a w nim sylwetkę Bonda, który przechodzi kilka kroków, po czym nagle odwraca się w bok i strzela. Następnie na ekran spływa czerwień (symbolizująca krew przeciwników 007), a światło lufy przemieszcza się w dół ekranu. Mimo drobnych poprawek, w kolejnych filmach główny charakter tej sekwencji został zachowany do dziś.

W "Doktorze No" - w przeciwieństwie do kolejnych odsłon przygód agenta 007 - w czołówce nie ma jednak piosenki. Zabrakło także sekwencji przedtytułowej tzw. "teasera" (zazwyczaj ukazuje on głównego bohatera kończącego jakąś misję, jeszcze przed pojawieniem się głównego wątku). Pod koniec 'Doktora No' nie pojawia się również napis "James Bond powróci", ponieważ wówczas twórcy nie mieli jeszcze pewności, czy tak się w rzeczywistości stanie...

Panie go kochają, panowie mu zazdroszczą

Fabułę filmu Younga oparto wokół przygód Bonda, który został wysłany na Jamajkę w celu zbadania śmierci brytyjskiego agenta. Jego przeciwnikiem okazuje się rezydujący w podziemnej bazie doktor Julius No, który sabotuje amerykański program kosmiczny.

Uroczysta premiera "Doktora No" odbyła się 5 października 1962 roku w Londynie. Mimo że część krytyków nie była zadowolona, film odniósł sukces kasowy. Zrealizowany przy budżecie niemal 1 mln dolarów, już po dwóch tygodniach wyświetlania zarobił 840 tys. dolarów w samej tylko Wielkiej Brytanii. Na całym świecie przyniósł prawie 60 mln dolarów zysku i pozwolił na kontynuację serii.

"Sukces 'Doktora No' był spowodowany głodem tego typu bohaterów, jak James Bond. On nie był wielkim herosem wojennym czy upadłym aniołem, tylko szpiegiem, który na wszystko patrzył z dystansem i poczuciem humoru. Sukces nie tylko 'Doktora No', ale i całej serii wynika stąd, że Bond to pewien męski ideał, do którego wszyscy mężczyźni dążą, a kobiety nie mogą od niego oderwać oczu" - przekonuje Michał Grzesiek, autor książki "James Bond: Szpieg, którego kochamy".

Po "Doktorze No" powstało 21 kolejnych filmów o Bondzie, a na ostatni piątek października tego roku planowana jest polska premiera najnowszej odsłony przygód agenta 007 zatytułowanej tym razem "Skyfall", w reżyserii Sama Mendesa. Piosenkę do filmu nagrała Adele. Dla Daniela Craiga, obecnego odtwórcy roli agenta 007, wspomniana produkcja będzie już trzecim odcinkiem przygód o Jamesie Bondzie, w którym wystąpił. Według zapowiedzi producentów ma zagrać jeszcze w co najmniej dwóch takich filmach.


50 lat Jamesa Bonda - zobacz nasz raport specjalny!

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: "Narodziny
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy