Reklama

"Jack Reacher: Jednym strzałem": Czy to buldożer? Czy to czołg?

Jack Reacher to bohater cyklu thrillerów pióra Lee Childa. Oparty na podstawie dziewiątej odsłony jego przygód film nakręcił Christopher McQuarrie, znany przede wszystkim jako scenarzysta (Oscar za "Podejrzanych" Bryana Singera), ale mający na koncie już jedną udaną próbę reżyserską: "Desperatów".

Jack Reacher to były wojskowy i włóczęga. Człowiek-widmo i człowiek-demolka. Bohater tak charyzmatyczny, że porozumiewający się jedynie za pomocą przepisanych z klasycznych filmów akcji bon motów. Ktoś, kto służy sprawiedliwości, ale żyje ponad prawem i nie waha się zabić mającego szansę na uniewinnienie przestępcy. Reacher potrafi w pojedynkę pokonać bandę zbirów i bez żadnego problemu uciec przed policyjnym pościgiem. Umie nawet mówić po polsku.

Ekranowy Reacher to postać przerysowana aż do bólu, a Tom Cruise dodaje do tego przerysowania jeszcze kilka własnych pociągnięć. Celebruje każdy oślepiający fabryczną bielą uśmiech; niby gra mężczyznę nad mężczyznami, ale przebija z niego chłopięca ekscytacja faktem, że znów pozwolono mu wcielić się w herosa; z autoerotyczną satysfakcją rzuca teksty pokroju "znajdę cię i wypiję twoją krew". Od lat Cruise próbuje nieco rozbroić swój image bufona - z rewelacyjnym skutkiem zrobił to np. w "Magnolii" - ale w jego interpretacji Reachera trudno nakreślić granicę między zgrywą a megalomanią. Nawet jeśli trochę z siebie samego żartuje, to tak, żeby w finale to on był tym, który zaśmieje się ostatni.

Reklama

Branie Reachera na serio sugeruje także wykorzystana przez McQuarriego konwencja "poważnego" kryminału. Film trwa ponad dwie godziny, a akcja ma dość spokojny - przynajmniej jak na kino, w którym najsilniejszymi argumentami są pięści i ołów - przebieg; stosunkowo niewiele tu strzelanin, mordobić i samochodowych pościgów. Oglądając rozwijające się powoli śledztwo i patrząc na popisy Cruise'a, można w pewnym momencie dojść do wniosku, że ta narracyjna flegma jest tylko po to, aby najsłynniejszy scjentolog Hollywood mógł z większym namaszczeniem kreować swoją rolę. Z tego powodu (i tak dość anemicznie napisana) intryga imploduje, kurcząc się do wielkości poruszającego się rozkołysanym krokiem punktu: do wszechmocnego Cruise'a-Reachera.

Pewną przeciwwagą dla festiwalu narcyzmu okazuje się główny czarny charakter, grany przez słynnego niemieckiego reżysera i podróżnika Wernera Herzoga. Obdarzony twarzą, która widziała wszystko, co życie ma do zaoferowania, i mówiący głosem nazistowskiego cyborga-zabójcy, kreuje postać równocześnie pastiszową i autentycznie przerażającą. Kiedy opowiada o tym, jak w gułagu zmuszony był przeżuć własne palce, trudno powstrzymać śmiech i pełznące wzdłuż kręgosłupa ciarki. Szkoda, że pojawia się zaledwie w kilku scenach. Szkoda też, że w żadnej z nich nie przeżuwa twarzy Reachera.

4/10


---------------------------------------------------------------------------------------

"Jack Reacher: Jednym strzałem", reż. Christopher McQuarrie, USA 2012, dystrybutor: UIP, premiera kinowa 11 stycznia 2013 roku.

---------------------------------------------------------------------------------------

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy