"Iron Sky. Inwazja": Film oparty na fanach
"Iron Sky. Inwazja" to wyczekiwana kontynuacja kultowego hitu z 2012 roku. Budżet filmu, podobnie jak w przypadku części pierwszej, został sfinansowany przez fanów z całego świata.
Mija 20 lat od chwili, gdy inwazja kosmicznych nazistów doszczętnie zrujnowała Ziemię. Niedobitki ludzkości, które przetrwały nuklearną zagładę, opuściły planetę i znalazły schronienie w byłej bazie wroga na Księżycu. Wciąż jednak jest dla nich nadzieja. Okazuje się, że głęboko pod powierzchnią zniszczonej Ziemi znajduje się coś, co może uratować świat. Sprawę postanawia zbadać grupa śmiałków. Podczas wyprawy do wnętrza planety bohaterowie odkryją zdumiewającą prawdę, stojącą za powstaniem gatunku ludzkiego. Przyjdzie im też walczyć z sekretnym Towarzystwem Vril, pradawną rasą Reptilian i kontrolowaną przez nich armią dinozaurów - w taki sposób prezentuje się zarys filmu "Iron Sky. Inwazja".
Film to wyczekiwana kontynuacja kultowego hitu z 2012 roku. W obsadzie filmu znalazły się twarze znane z "jedynki", na czele z charyzmatyczną Stephanie Paul, Julią Dietze i słynnym niemieckim aktorem, ulubieńcem Larsa von Triera - Udo Kierem.
"Jeśli film nie przypadnie wam do gustu, obwiniajcie internautów" - przyznał żartobliwie Timo Vuorensola, reżyser "Inwazji".
Historia powstania filmu jest tak samo fascynująca jak sama produkcja. Z szalonego snu zrodził się pomysł, który twórcy dopracowywali przez lata, a internauci hojnie wsparli w jednej z największych kampanii crowdfundingowych w historii kinematografii. Organizatorzy przedsięwzięcia zebrali w internecie ponad dwa miliony euro i bez wsparcia Hollywood wykreowali kultowy już film science-fiction, który niczym w nie ustępuje współczesnym produkcjom z tego gatunku.
"Wraz z moim scenarzystą, Dalanem Mussonem, staraliśmy się połączyć wiele rzeczy, które kochaliśmy jako dzieci. Zainspirował mnie paleoart - dzieła sztuki przedstawiające życie prehistoryczne - z lat trzydziestych i czterdziestych. Chciałem wrócić do korzeni fantastyki naukowej, bo o to właśnie chodziło: zagłębienie się w oceanie lub w sercu Ziemi" - przyznał w jednym z wywiadów Vuorensola. Dodaje, że ten film jest bardzo hippisowski. "Opowiada o pokoju i miłości".