"IO" nagrodzone przez krytyków z Los Angeles. Będzie nominacja do Oscara?
"IO" Jerzego Skolimowskiego zostało uznane za najlepszy obraz nieanglojęzyczny przez krytyków filmowych z Los Angeles. To kolejne wyróżnienie dla polskiej produkcji, które zwiększa jej szanse w uzyskaniu nominacji do Oscara i Złotych Globów.
W niedzielę swoje doroczne nagrody przyznało Stowarzyszenie Krytyków Filmowych z Los Angeles. Za najlepszy film roku uznali oni ex-aequo produkcje "Tar" i "Wszystko wszędzie naraz".
Todd Field, twórca pierwszego z wymienionych tytułów, otrzymał ponadto nagrody za najlepszą reżyserię i scenariusz. Z kolei gwiazda produkcji - Cate Blanchett za kreację dyrygentki, niemieckiej orkiestry, Lydii Tar została uznana najlepszą aktorką.
Najlepszym aktorem został Bill Nighy, który w dramacie "Living" sportretował umierającego na raka urzędnika państwowego.
Statuetki za role drugoplanowe powędrowały w ręce Dolly De Leon za występ w filmie "W trójkącie" oraz Ke Huy Quana za kreację męża głównej bohaterki we "Wszystko wszędzie naraz".
Najlepszą animacją uznano netfliksową produkcję "Guillermo del Toro: Pinokio" w której legendarny reżyser przedstawia własną wersję klasycznej powieści Carlo Collodiego o drewnianej kukiełce.
Z kolei najlepszy dokument to według krytyków z Los Angeles "Całe to piękno i krew". Film przedstawia życie fotografki i aktywistki Nan Goldwin oraz jej walkę z farmaceutyczną dynastią Sacklerów, będącą w dużej mierze odpowiedzialną za dużą liczbę ofiar epidemii opioidów.
"IO" Jerzego Skolimowskiego zostało ogłoszone najlepszym filmem nieanglojęzycznym. Dodatkowo operator tego obrazu Michał Dymek odebrał nagrodę za najlepsze zdjęcia. Docenienie Skolimowskiego przez krytyków z Los Angeles zwiększa szanse "IO" na otrzymanie nominacji do Oscara i Złotych Globów.
Już wcześniej wiadomo było, że nagroda za całokształt twórczości trafi w tym roku w ręce scenarzystki i reżyserki Claire Denis.
Przypomnijmy, że "IO" Jerzego Skolimowskiego to współczesna interpretacja - zaliczanego do klasyki kina francuskiego - filmu "Na los szczęścia, Baltazarze!" Roberta Bressona z 1966 roku. Tytułowym bohaterem filmu jest osiołek, który występuje w cyrku z młodą artystką o pseudonimie Kasandra (w tej roli Sandra Drzymalska). Dziewczyna troskliwie się nim opiekuje, a IO darzy ją bezwarunkową miłością. Niestety, kiedy po demonstracji przeciwników wykorzystywania zwierząt, do cyrku wkraczają komornicy, ta dwójka musi się rozdzielić.
Osiołek trafia do stajni, a później jeszcze kilkakrotnie zmienia właścicieli. Pewnego wieczoru niespodziewanie odwiedza go Kasandra, która - pamiętając o jego urodzinach - przynosi IO ciastko marchewkowe. Po chwili jednak odjeżdża, poganiana przez swojego chłopaka (Tomasz Organek). Zwierzę ciągle za nią tęskni i postanawia ją odszukać. Ucieka z gospodarstwa, gubi się w lesie, a następnie zostaje przygarnięte na chwilę przez grupę kiboli. W dalszej części wędrówki osiołek trafia pod opiekę kierowcy tira (Mateusz Kościukiewicz) i włoskiego księdza (Lorenzo Zurzolo), który zabiera go do posiadłości hrabiny (Isabelle Huppert).
Współscenarzystką i współproducentką filmu jest Ewa Piaskowska. Za zdjęcia odpowiada Michał Dymek (część z nich zrealizowali Michał Englert i Paweł Edelman), za muzykę - Paweł Mykietyn, a za montaż - Agnieszka Glińska.
"Ja tym filmem wiele z siebie wyrzuciłem. W imię prawdy wyrzuciłem ból. Mam nadzieję, że dla widzów też będzie jakąś formą oczyszczenia" - mówił w rozmowie z Interią Jerzy Skolimowski.