Inkarnacje Boba Dylana
Boba Dylana nie było na festiwalu filmowym w Toronto, gdzie swój najnowszy film "I'm Not There" zaprezentował Todd Haynes. Twórca słynnego "Idola" ("Velvet Goldmine") po raz kolejny eksperymentuje z gatunkiem filmowej biografii - Bob Dylan w "I'm Not There" ma aż sześć aktorskich inkarnacji.
Sześciu różnych aktorów - wśród nich takie gwiazdy jak Richard Gere, Heath Ledger i - uwaga - Cate Blanchett - wciela się w różnych okresach jego życia w kolejne inkarnacje Boba Dylana. Todd Haynes pokazał już w kultowym "Idolu" - niekonwencjonalnym spojrzeniu na kulturę glam-rocka - że nie boi się nowych wyzwań. W "I'm Not There" - jak wynika z doniesień zagranicznej prasy - idzie o krok dalej.
Sześciu aktorów, będących symbolicznymi reprezentacjami Boba Dylana, jest ucieleśnieniem twórczych inspiracji autora "Knockin' on Heaven's Door".
11-letni Marcus Carl Franklin gra Woody'ego (Dylan przyznaje, że zaczął tworzyć pod wpływem folkowego pieśniarza Woody'ego Guthrie), z kolei Ben Whishaw wciela się w postać surrealistycznego Arthura - nietrudno dostrzec w nim echo kolejnego bohatera Dylana - francuskiego poety Artura Rimbauda.
Ale i tak wszyscy najbardziej zachwycają się Cate Blanchett w roli Jude Quinn. Producent filmu Harvey Weinstein zapowiedział nawet, że jeśli aktorka nie otrzyma nominacji do Oscara - to się zabije. Na razie doceniono jej role na festiwalu w Wenecji, gdzie "I'm Not There" miało światową premierę.
Inspiracją dla Haynesa była niezwykła umiejętność scenicznych transformacji samego Dylana. "Te przemiany miały głęboki intelektualny, kulturowy, nieomal fizyczny wpływ na jego słuchaczy" - twierdzi twórca filmu, dodając że były one bardziej przemyślane niż kameleonizm Davida Bowie, czy później - Madonny.
Co ciekawe, niechętny podobnym pomysłom Dylan od razu zaakceptował reżyserski pomysł Todda Haynes i dał mu wolną rękę - zarówno jeśli chodzi o scenariusz, jak i użycie muzyki w "I'm Not There". Film amerykańskiego reżysera wydaje się być autoryzowaną filmową biografią Boba Dylana.