Reklama

Indiana Jones i Królestwo Hollywoodzkiej Kontynuacji

Równe dziesięć lat temu, 22 maja 2008 roku, "Indiana Jones i Królestwo Kryształowej Czaszki" Stevena Spielberga zadebiutowało w polskich kinach, kilka dni wcześniej wywołując wiele sporów na festiwalu w Cannes, gdzie film miał swoją uroczystą premierę.

Równe dziesięć lat temu, 22 maja 2008 roku, "Indiana Jones i Królestwo Kryształowej Czaszki" Stevena Spielberga zadebiutowało w polskich kinach, kilka dni wcześniej wywołując wiele sporów na festiwalu w Cannes, gdzie film miał swoją uroczystą premierę.
Shia LaBeouf, John Hurt, Karen Allen i Harrison Ford w scenie z filmu "Indiana Jones i Królestwo Kryształowej Czaszki" /materiały prasowe

Dr Henry Walton "Indiana" Jones Jr, dziecko reżysera Stevena Spielberga i producenta George'a Lucasa, jest jednym z najbardziej ikonicznych bohaterów kina. Oto charyzmatyczny, inteligentny archeolog o zawadiackim obliczu Harrisona Forda, który w przerwach od wykładów uniwersyteckich prowadzi życie awanturnika. Stał się ulubieńcem publiczności już po debiucie w 1981 roku w "Poszukiwaczach zaginionej arki", gdzie ścierał się z nazistami. Trzy lata później czarował w rozgrywającym się na kontynencie azjatyckim filmie "Indiana Jones i Świątynia Zagłady", a zakończył przygodę z kinem produkcją "Indiana Jones i ostatnia krucjata" z 1989 roku, którego większość akcji miała miejsce w 1938 roku, tuż przed II wojną światową.

Reklama

W latach 90. powstał serial telewizyjny Lucasa "Kroniki młodego Indiany Jonesa", nastąpił także wysyp książek, gier video oraz innych produktów związanych z Indym. Tak się złożyło, że Lucas jeszcze przed "Poszukiwaczami..." rozmawiał ze Spielbergiem o pięciu filmach, więc zanim zajął się nowymi "Gwiezdnymi wojnami" przez większość lat 90. rozwijał projekt, w którym Indiana miałby styczność z istotami pozaziemskimi. Gdy przekonał wreszcie dekadę później Spielberga i Forda do powrotu, zmian było wiele, ale motyw "kosmicznych archeologów", którzy badali starożytne cywilizacje, wpisywał się w styl serii. Przygody Jonesa powstały w oparciu o pulpowe książki i seriale, którymi Lucas i Spielberg zachwycali się za dziecka, a motywy nadprzyrodzone były integralną częścią trylogii (choćby Arka Przymierza czy Święty Graal).

Akcja została przeniesiona do lat 50., by nawiązać do fali B-klasowych filmów science fiction, która zalała wtedy Amerykę. Trudno byłoby zresztą odnieść się inaczej do wieku Forda, wówczas już po sześćdziesiątce. Jako że trwała już wtedy zimna wojna, czarnymi charakterami zostali radzieccy agenci pragnący władzy nad światem. Tak w kanonie Indiany Jonesa pojawiła się dr Irina Spalko, w którą wcieliła się Cate Blanchett, tworząc jedną z najbarwniejszych postaci w swojej filmografii. Okazała się godnym przeciwnikiem dla Forda, który mimo dwudziestu lat przerwy sprawdził się doskonale w roli starszego, mądrzejszego, ale wciąż narwanego i pomysłowego Indiany. Nie zawiódł Spielberg jako reżyser awanturniczego kina przygodowego, pięknego dla oka i satysfakcjonującego dla "małego dziecka", które znajduje się w każdym z nas.

Zawiódł natomiast scenariusz, który wymagał od aktorów przedziwnych rzeczy, łącznie z osławioną sceną, w której Indiana chowa się przed wybuchem atomowym w lodówce. Konwencja poprzednich filmów zakładała lekkie przymrużenie oka w scenach akcji, ale Spielberg i Lucas zażądali tym razem zbyt wiele. Najlepszym przykładem niepotrzebnej przesady jest sekwencja w dżungli, w ramach której nieślubny syn Indiany, Mutt Williams (Shia LaBeouf), skacze wraz z małpami po lianach. Całość miała być jednym z elementów przekazywania przez Forda pałeczki swemu następcy, wyszło jednak na tyle bzdurnie, że twórcy sami zaczęli się wycofywać z tej koncepcji. Sama postać Mutta, stylizowanego na młodego Marlona Brando z "Dzikiego", była jedną wielką pomyłką. Nic dziwnego, że chłopak nie powróci w części piątej.

Wiemy już bowiem, że część piąta, jeszcze niezatytułowana, powstanie. Zdjęcia mają rozpocząć się w Wielkiej Brytanii na wiosnę przyszłego roku, a film ma już ustaloną datę premiery - 10 lipca 2020 roku. Czyli 12 lat po "Królestwie Kryształowej Czaszki" i aż 39 lat po debiucie słynnego archeologa w "Poszukiwaczach zaginionej arki". W trakcie zdjęć Ford będzie miał prawie 77 lat, ale wiadomo, że Indiana powróci i będzie to jego ostatni film. Reżyserować będzie Spielberg, który zarzeka się, że nie ma zamiaru uśmiercać jednego z najsłynniejszych bohaterów kina rozrywkowego, ale scenariusz pisze David Koepp, który popełnił ostatnią wersję tekstu do "Królestwa Kryształowej Czaszki", więc wszystko jest możliwe. Pewne jest, że od projektu został odsunięty - a przynajmniej na chwilę obecną - George Lucas, który ma pełnić rolę producenta wykonawczego. Wiąże się to zapewne z faktem, że część piąta powstaje po raz pierwszy nie dla Paramount Pictures, lecz dla Walt Disney Studios.

Ta ostatnia informacja może wydawać się oczywista, przecież The Walt Disney Company kupiło w 2012 roku Lucasfilm i dzięki temu rozwija projekty nowych filmów w uniwersum "Gwiezdnych wojen". Zmiana ta może mieć jednak ogromny wpływ na przyszłość cyklu o Indianie Jonesie. Słynny archeolog zostanie wysłany na zasłużoną emeryturę, ale seria jest zbyt cenna, by ją przerywać, więc już dzisiaj, na ponad dwa lata przed premierą "piątki", włodarze Disneya mówią o kolejnych filmach. Już bez udziału Indiany, ale będących w jakiś sposób kontynuacją tego, co stworzyli Spielberg, Ford i Lucas. Sam Spielberg potwierdził, że tak będzie wyglądała przyszłość, choć bez niego na stanowisku reżysera. Można podejrzewać, że - stosując sprawdzony w produkcjach Marvela i "Gwiezdnych wojnach" system - Disney ogłosi w pewnym momencie nowe części, prequele, spin-offy, może reboot. Przygody Indiany Jonesa staną się więc najprawdopodobniej "uniwersum Indiany Jonesa". Czy tego chcemy, czy nie.

Indiana Jones nie bez powodu jest w powyższym tekście określany jednym z najsłynniejszych bohaterów kina rozrywkowego - również dlatego, że trylogia Spielberga i Lucasa wpłynęła na kulturę masową tak mocno, że powstały dziesiątki imitacji przygód ikonicznego archeologa. Mniej lub bardziej udanych, nigdy nie dorastających poziomem do oryginalnych filmów, ale mimo wszystko dostarczających rozrywki i mających swoich wiernych fanów. Oto pięć z nich:

"Bibliotekarz"

Trzy filmy i serial telewizyjny. Głównym bohaterem jest Flynn Carsen (Noah Wyle), miłośnik książek i... faktyczny bibliotekarz. Daleko mu fizycznie i intelektualnie do Indiany Jonesa, jednakże na skutek zrządzenia losu staje się strażnikiem wielu magicznych i mitycznych artefaktów, takich jak Excalibur, Puszka Pandory czy Arka Przymierza. W swoich przygodach ma do czynienia między innymi z "Włócznią Przeznaczenia" oraz "Kielichem Judasza". Seria była pomyślana jako B-klasowy zapełniacz czasu, lecz zyskała ogromną popularność.

"Mumia"

W 2017 roku Universal nakręcił koszmarną "Mumię", ale przez wcześniejsze półtorej dekady tytuł ten kojarzył się z filmami "Mumia" i "Mumia powraca" Stephena Sommersa. Rick O’Connel (Brendan Fraser) to wzorowany na Indianie Jonesie awanturnik, który musi stawić czoła przywróconemu do życia przeklętemu przez faraonów Imhotepowi. Pierwsza część idealnie balansowała pomiędzy kinem nowej przygody i elementami komediowymi, druga opierała się zbytnio na efektach wizualnych, a w trzeciej, w reżyserii Roba Cohena, nie zagrało praktycznie nic - łącznie z Marią Bello, która zastąpiła znaną z pierwszych dwóch filmów Rachel Weisz.

"Skarb narodów"

Dwa filmy wyreżyserowane przez Jona Turteltauba, w których grany przez Nicolasa Cage'a historyk i kryptolog Benjamin Gates wikła się w poszukiwania różnych skarbów, między innymi pozostawionych przez templariuszy. Ponownie imitatorem Indiany Jonesa staje się mężczyzna, który nie jest nawykły do fizycznych przygód, a bardziej zajmują go historyczne zagadki. Tym razem jednak głównym założeniem było stworzenie postaci typowo amerykańskiej, która nie musiałaby jeździć po całym świecie tak jak Indy, żeby odkrywać tajemnice innych narodów. Kontynuacji miało nie być, ale "jedynka" rozbiła bank. W przyszłym roku część trzecia.

"Tomb Raider"

Nikt nigdy nie ukrywał, że gry video o słynnej pani archeolog, która mimo wyglądu seksbomby porusza się ze zwinnością baletnicy i przebija fizycznością większość mężczyzn, miały być żeńską wersją Indiany Jonesa. Nikt chyba również nie przewidywał, że pomysł spodoba się tak bardzo, że będzie kontynuowany przez kolejne dwadzieścia lat. Pierwsze dwa filmy, w których Larę Croft zagrała Angelina Jolie, nie przypadły do gustu ani publiczności, ani krytykom. W 2018 roku Croft powróciła, tym razem w wersji Alicii Vikander i w oparciu o zaczerpnięty z gier nowy pomysł na ukazywanie Lary. Niestety, film ponownie nie zachwycił.

"Zbroja Boga"

Każda kinematografia chciałaby mieć swojego Indianę Jonesa, ale tylko nielicznym udała się sztuka stworzenia dobrej imitacji. Zaliczyć do nich należy nakręcony za pieniądze z Hong Kongu film "Zbroja Boga" z 1986 roku, w którym w rolę awanturnika o pseudonimie Asian Hawk wcielił się sam Jackie Chan. Aktor niemal przypłacił życiem swoje popisy kaskaderskie na planie tego filmu, ale nie przeszkodziło mu to w wystąpieniu w nakręconej w 1991 roku kontynuacji. Z jakiegoś powodu ponad dwadzieścia lat później powstała znacznie gorsza i mniej rozrywkowa "trójka", w której Chan nie był już w stanie podołać fizycznie wszystkim wymogom roli.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy