"Indiana Jones i artefakt przeznaczenia" wielką klapą. Ten film kosztował krocie
Niedługo trwało przewodzenie filmu "Indiana Jones i artefakt przeznaczenia" w północnoamerykańskim box-office. Po zaledwie drugim weekendzie wyświetlania go w kinach musiał uznać wyższość horroru "Naznaczony: Czerwone drzwi", piątej odsłony popularnego cyklu wymyślonego przez Leigh Whannella. Film z Harrisonem Fordem nie uniknie wielkiej klapy finansowej.
Nie pomogła znana marka, legendarny gwiazdor w obsadzie i kult otaczający przygody najsłynniejszego filmowego archeologa Indiany Jonesa. Po przeciętnym weekendzie otwarcia, kolejny weekend przyniósł kolejne rozczarowanie dla studia Disneya, które na samo tylko nakręcenie filmu "Indiana Jones i artefakt przeznaczenia" wydało 300 milionów dolarów.
Na jego koncie po drugim weekendzie wyświetlania go w kinach znalazło się 26,5 miliona dolarów, czyli o 56 proc. mniej w stosunku do premierowego weekendu. Film na całym świecie zarobił niecałe 250 milionów dolarów, co nie tylko jest bardzo słabym wynikiem, ale też wynikiem, który ciężko będzie znacząco poprawić. Tylko w najbliższych dniach w kinach pojawi się konkurencja w postaci "Mission: Impossible - Dead Reckoning - Part One", "Oppenheimer" i "Barbie".
Przypomnijmy, że studio Disneya nie szczędziło pieniędzy na promocję piątej odsłony przygód Indiany Jonesa. Uroczystą premierę filmu zorganizowano podczas festiwalu filmowego w Cannes, a podczas imprezy po zakończeniu seansu szampan lał się strumieniami... Zwykle szacuje się, że koszty marketingu równają się budżetowi filmu. To oznacza, że Disney na nakręcenie i promocję filmu "Indiana Jones i artefakt przeznaczenia" wyłożył blisko 600 milionach dolarów.
Archeolog Indiana Jones to bez wątpienia jedna z największych postaci wykreowanych przez popkulturę. Z tego względu producenci filmu od początku nie musieli się obawiać o brak zainteresowania ze strony starszych widzów, dla których ponowne spotkanie z Indianą jest nostalgicznym powrotem do czasów młodości. Obecnie jednak kasowy sukces zależy od młodych widzów, a dla nich Jones nie jest postacią kultową. Poprzednia część cyklu miała premierę 15 lat temu, kiedy wielu młodych widzów nie było jeszcze na świecie. I właśnie nieumiejętność zachęcenia ich do pójścia na seans, okazała się kluczowa i spowodowała, że film będzie finansową klapą.
Takich problemów nie ma nowy lider północnoamerykańskiego box-office'u, horror "Naznaczony: Czerwone drzwi". Co być może najważniejsze, film w reżyserii debiutującego za kamerą Patricka Wilsona ("Jack Strong") kosztował zaledwie 16 milionów dolarów. Na jego koncie znalazło się przewyższające prognozy 32,6 milionów dolarów, czyli więcej niż na starcie zarobiła poprzednia część tej serii (29 milionów dolarów).
Liczby nie kłamią. Twórcy piątej części "Naznaczonego" mogą już świętować. Na pozostałych światowych rynkach film zarobił 31,4 miliony dolarów, co jest najlepszym wynikiem otwarcia dla horroru od momentu wybuchu pandemii COVID-19. Czwarta część serii zarobiła w sumie 167 milionów dolarów, "Naznaczony: Czerwone drzwi" jest na dobrej drodze do tego, by pobić ten wynik. Analitycy rynku określają film Wilsona jako "kolejną sprytną i przynoszącą dochody produkcję studia Blumhouse".
Nieudana może być inna premiera weekendu, niegrzeczna komedia "Joy Ride". Zarobione przez nią 5,85 miliona dolarów wystarczyło zaledwie na zajęcie szóstego miejsca w północnoamerykańskim box-office. Jak podaje portal "Box Office Mojo", jego pierwszą piątkę uzupełniają filmy: "Sound of Freedom" (trzecie miejsce z 18,2 milionami dolarów), "Między nami żywiołami" (9,6 miliona) oraz "Spider-Man: Poprzez multiwersum" (8 milionów).