Inauguracja nauki w łódzkiej Filmówce
Łódzka Szkoła Filmowa to jedna z wizytówek polskiego kina i Łodzi. 3 października uczelnia zainauguruje 66. rok akademicki, a w jej murach wraz z polskimi studentami kształcić się będzie 56 obcokrajowców, w tym 18 Polaków z zagranicy.
Do Filmówki od lat próbują się dostać do niej młodzi ludzie z całego świata. Wielu z nich to potomkowie polskich emigrantów, którzy chcą w niej studiować nie tylko z sentymentu do ojczyzny przodków, ale przede wszystkim ze względu na sposób nauczania i prestiż szkoły, której absolwenci byli 18 razy nominowani do Oscara.
W lipcu amerykański magazyn filmowy "The Hollywood Reporter" opublikował ranking zagranicznych szkół filmowych. Na drugim miejscu, za uczelnią z Londynu, znalazła się Państwowa Wyższa Szkoła Filmowa, Telewizyjna i Teatralna im. Leona Schillera w Łodzi.
Magazyn podkreślił, że założona w 1948 r. szkoła filmowa w Łodzi "wykształciła panteon wielkich ludzi kina, wśród których jest zdobywca Oscara Roman Polański". Zwrócono również uwagę na to, że co roku na uczelni powstaje ponad 300 filmów studenckich, z czego połowa realizowana jest na tradycyjnej filmowej taśmie 35 mm.
Prestiż Filmówki i osiągnięcia jej pedagogów i absolwentów doceniają studenci z całego świata, w tym wielu przedstawicieli Polonii z niemal wszystkich kontynentów, nawet dalekiej Australii, choć z krainy kangurów ostatni student był przy ul. Targowej wiele lat temu.
W ciągu ostatnich 10 lat (w latach 2004-13) w Filmówce studiowało 470 obcokrajowców, w tym 123 studentów polskiego pochodzenia. Z roku na rok rosła też ich liczba. W 2004 roku było 36 zagranicznych studentów, w tym 10 o polskich korzeniach. W ub. roku odpowiednio już - 56 i 15 przedstawicieli Polonii. Obecnie są wśród nich studenci z Kanady, USA, ze Szwecji, Niemiec, Francji, Białorusi i Słowenii. Obok przedstawicieli Polonii są studenci z wielu innych krajów świata: Chin, Korei Płd., Japonii, Indii, Meksyku, Syrii czy Turcji.
W szkole filmowej są cztery wydziały: reżyserii filmowej i telewizyjnej, operatorski, aktorski i organizacji sztuki filmowej, ale obcokrajowcy studiują głównie na dwóch: reżyserii i wydziale operatorskim, w tym także na kierunkach: animacja i efekty specjalne oraz fotografia.
Cudzoziemcy, którzy chcą dostać się do łódzkiej szkoły, zdają egzaminy we wrześniu, a nie tak jak polscy studenci - na przełomie czerwca i lipca. Mogą je zdawać w języku angielskim, choć studia w Filmówce odbywają się wyłącznie w języku polskim i obcokrajowców nieuchronnie czeka rok nauki polskiego.
"Jeżeli ktoś nie zna języka polskiego, a zda egzamin wstępny, to zanim zacznie właściwe studia, przez rok jest na tzw. roku zerowym i uczy się polskiego. Nauka odbywa się w szkole, bo dzięki temu cudzoziemiec poznaje jej funkcjonowanie i specjalistyczne słownictwo filmowe" - wyjaśniła PAP rzeczniczka szkoły Marzena Bomanowska.
Polskiego uczą się więc Chińczycy, Koreańczycy czy Hindusi, ale i studenci polskiego pochodzenia szlifują często język przodków.
Dla studentów zagranicznych rok na wydziale reżyserii kosztuje 11 tys. euro, a na wydziale operatorskim - 10 tys. euro. Trochę mniej płaci się np. na animacji, gdzie rok kosztuje "zaledwie" 6,5 tys. euro. Studenci polskiego pochodzenia mają trochę lżej, bowiem jeśli udokumentują swoje "korzenie" to opłata za studia obniżona jest o 30 proc. Ich polską narodowość muszą potwierdzić jednak konsulowie w danych krajach.
Do szkoły rocznie trafia zaledwie po kilkanaście osób na wydział - tylko kilkoro z nich to cudzoziemcy. Przyjmowani do szkoły podpisują z uczelnią umowę na kształcenie według polskiego prawa. Zdarza się, że w międzyczasie zawierają związki małżeńskie z Polakami, albo otrzymują polskie obywatelstwo - wtedy próbują zmienić umowę i uniknąć opłat za studia. W każdym takim przypadku zawierany jest aneks do umowy. "Władze uczelni każdy taki przypadek rozpatrują indywidualnie" - dodała rzeczniczka.
Plusem tej szkoły jest klasyczny układ "mistrz i uczeń", a nauka często przypomina "indywidualny tok studiów". Bo - jak podkreślają przedstawiciele szkoły, nie chodzi przecież o to, żeby wszystkich nauczyć tego samego, tylko żeby odkryć, co jest w młodym filmowcu wartościowe i oryginalne, rozwijać to, co jest jego indywidualnością, osobowością twórczą, "charakterem pisma", jak mówi rektor uczelni prof. Mariusz Grzegorzek.
Niektórzy z polonijnych studentów przyjeżdżają do "filmówki" z sentymentu do kraju swoich rodziców czy dziadków, ale przede wszystkim liczy się ranga tej szkoły, która istnieje już od 66 lat. "Zagraniczni studenci, czy mają polskie korzenie, czy też nie, podkreślają, że tym, co ich przyciąga do łódzkiej szkoły - obok jej legendy - to fakt, że tutaj nadal uczy się kręcenia filmów na tradycyjnej taśmie filmowej 35 mm" - dodała Bomanowska.
Na wydziale operatorskim studenci na I roku nadal robią filmy na taśmie czarno-białej, a po opanowaniu tej sztuki dostają do kręcenia taśmę kolorową. I dopiero na trzecim roku wchodzi do nauki technologia cyfrowa, która obecnie jest wszechwładna na rynku. "Nauka na tym trudniejszym, nie dającym się dziesiątki razy poprawiać materiale uczy myślenia, dyscypliny, daje dobre przygotowanie do pracy" - zaznaczyła.
Wśród polonijnych studentów Filmówki wielu już zdobywało nagrody na rozmaitych festiwalach. W ostatnich latach byli wśród nich m.in. Anita Kwiatkowska-Naqvi pochodzenia polsko-indyjskiego, która za film "Ab ovo" otrzymała nagrodę za najlepszy film studencki na festiwalu animacji w Annecy (Francja) oraz nagrodę CILECT-u - Światowego Stowarzyszenia Szkół Filmowych i Telewizyjnych. Nagradzany był także Filip Gieldon ze Szwecji za swój film "Pocałunek" czy Kanadyjczyk Paweł Maj za studencki film "Byk".
Wśród studentów są też dzieci osób znanych ze świata filmowego, m.in. studiujący na wydziale operatorskim: syn znanego w Hollywood operatora i reżysera Andrzeja Bartkowiaka - Marco Bartkowiak oraz legitymujący się francuskim paszportem syn wybitnego aktora Andrzeja Seweryna - Yann-Baptiste Seweryn.
W sumie w nadchodzącym roku akademickim na uczelni będzie 18 studentów zagranicznych polskiego pochodzenia - najwięcej na wydziale operatorskim, bo aż 13, trzech studiować będzie reżyserię, a dwie Polki - posiadające także paszporty: brytyjski i norweski - na wydziale aktorskim.
"The Hollywood Reporter" podkreślił, że wśród absolwentów szkoły filmowej są wielcy ludzie kina, a wśród nich zdobywca Oscara - Roman Polański. Ale to nie jedyny absolwent łódzkiej "filmówki", który otrzymał nagrodę Amerykańskiej Akademii Filmowej. Jako pierwszy odebrał ją Zbigniew Rybczyński za animowane "Tango", a kolejny wielki absolwent szkoły - Andrzej Wajda - otrzymał Oscara za całokształt osiągnięć artystycznych. W sumie absolwenci szkoły byli nominowani do Oscara, w tym także studenckiego, aż 18 razy. Zdobywali także nagrody na największych festiwalach filmowych: w Cannes, Berlinie czy w Wenecji.
Na słynnych schodach Filmówki siadali tacy wybitni reżyserzy jak: Polański, Wajda, Jerzy Skolimowski, Krzysztof Zanussi, Krzysztof Kieślowski, Jan Jakub Kolski, Paweł Pawlikowski. Tu fotografowali się także wielcy twórcy światowego kina - doktorzy honoris causa łódzkiej Szkoły Filmowej - Martin Scorsese czy rok temu Michael Haneke.
Obok reżyserów markę i prestiż uczelni budują znakomici operatorzy wykształceni w szkole przy ul. Targowej 61/63: Adam Holender, Sławomir Idziak, Andrzej Bartkowiak, Paweł Edelman, Dariusz Wolski i najmłodsze pokolenie m.in. Bartosz Nalazek pracujący z Januszem Kamiński dla Stevena Spielberga, Jeremi Prokopowicz, operator kamery Polańskiego czy Magdalena Górka, która robiła zdjęcia do "Jacka Stronga" Władysława Pasikowskiego (również absolwenta Szkoły Filmowej w Łodzi), a obecnie pracuje w Hollywood.
Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!