Reklama

Hollywood w czasach kryzysu

Kryzys ekonomiczny dotarł w końcu do Hollywood. Wall Street wycofuje się z inwestycji. Skutek? W najbliższym roku powstanie o wiele mniej filmów.

W czasach Wielkiego Kryzysu w USA na przełomie lat 20. i 30. to właśnie branża filmowa była jedyną gałęzią przemysłu, która na depresji nie straciła, a wręcz zyskała. Ludzie masowo chodzili do kina, by zapomnieć o codziennych troskach. Tym razem jednak Hollywood raczej nie powtórzy tego scenariusza. W obecnych czasach widzowie mogą wybrać tańsze rozrywki w internecie czy telewizji.

Tymczasem fundusze inwestycyjne i bankierzy wycofują się z finansowania hollywoodzkich produkcji. W ostatnich kilku latach normą stało się, że brali oni na siebie część ryzyka związanego z produkcją wielkich wytwórni filmowych. Specjaliści mówią, że zainwestowali w Hollywood ok. 15 miliardów dolarów!

Reklama

Procedura była prosta. Studio ogłaszało, że planuje kilka, a czasem i kilkanaście filmów, na produkcje których szuka środków. Jeśli bank czy fundusz zdecydował się wejść w ten biznes, partycypował w przychodach ze sprzedaży biletów, DVD czy emisji w telewizji.

Jednak po spektakularnych porażkach niektórych tytułów (jak "Ukryta strategia" Toma Cruise'a) oraz problemy z kredytami, finansjera z Wall Street postanowiła, że w czasie kryzysu woli już nie ryzykować i masowo odsprzedaje swoje udziały po bardzo niskich cenach.

Hollywood od razu zareagowało i przewiduje się, że w tym roku najważniejsze wytwórnie wprowadzą około 200 tytułów, a to o wiele mniej w porównaniu do lat poprzednich (jak informuje "Gazeta Wyborcza": w 2008 r. - 219, a 2007 - 236).

"Na rynku było zbyt dużo pieniędzy i za wiele filmów. Przy tak silnej konkurencji filmy nie były w stanie zapewnić zwrotów z inwestycji, jakich oczekiwały fundusze" - uważa Ron Cushey, dyrektor zarządzający PricewaterhouseCoopers.

Studia ratują się jak mogą i zamiast jednego sponsora na wszystkie produkcje, szukają kogoś, kto chętnie zainwestuje tylko w jeden tytuł. Ekonomiści zauważają, że kolejnym krokiem będzie poszukiwanie inwestorów z zagranicy. Z nieoczekiwaną pomocą może przyjść... Bollywood. Ten największy na świecie przemysł filmowy (około tysiąca filmów rocznie i 3 miliardy sprzedanych biletów!) w ostatnich miesiącach, zwłaszcza po sukcesie "Slumdog. Milioner z ulicy" w USA, podpisał kilka bardzo korzystnych umów z amerykańskimi wytwórniami. I będzie to współpraca dwustronna. Hollywood chce zainwestować w hinduskie filmy, bo kilka ostatnich sukcesów tytułów bollywoodzkich pokazało, że rynek jest spragniony roztańczonego i beztroskiego kina rodem z Indii. Jednak także hinduscy producenci planują współprodukować kilka amerykańskich produkcji.

"Chcemy otwierać globalny rynek dla filmów indyjskich, ale także produkować filmy hollywoodzkie" - mówi "Washington Post" Amit Khanna, prezes Reliance Big Entertainment, największej firmy produkcyjnej w Indiach.

Jego wytwórnia podpisała już umowę na 1,2 miliarda dolarów z DreamWorks Stevena Spielberga na około 36 filmów w ciągu najbliższych sześciu lat, w których będzie mieć 50 proc. udziałów. A teraz szykuje się do kolejnych kontraktów z wytwórniami należącymi do hollywoodzkich gwiazd, jak George Clooney, Nicolas Cage, Jim Carrey, Julia Roberts, Brad Pitt czy Tom Hanks.

"Prawdziwe talenty w Hollywood są tłamszone przez studia. My dajemy im o wiele więcej swobody i przestrzeni" - zapewnia Khanna.

Co najważniejsze, bollywoodzkie wytwórnie upatrują swoją szansę na zarobek nie tylko w wielkich superprodukcjach, ale także w małych, niezależnych filmach, jak w ostatnim czasie "Juno" czy "Mała Miss".

Drugą szansą dla Hollywood jest rynek wtórnego obrotu filmowymi inwestycjami. Tu działają już najbardziej doświadczeni inwestorzy, którzy świadomi ryzyka, jakie niesie filmowy biznes, odkupują udziały w filmach i zapewniają nowe źródło finansowania. Zyski osiągane są w dłuższym okresie czasu - od momentu, kiedy film trafi na DVD, potem za emisje filmu płacą telewizje kablowe i satelitarne, a na końcu - stacje publiczne.

Kryzys zapewne nie ominie przemysłu filmowego w Stanach Zjednoczonych, ale Hollywood już wielokrotnie musiało zmierzyć się z mniejszymi lub większymi depresjami polityczno-ekonomicznymi i zawsze wychodziło z tego cało. Niejednokrotnie takie kryzysy sprzyjały odmianie w samym kinie, nowym stylom, nurtom czy tendencjom.

Czy i tym razem kryzys zadziała odświeżająco na fabrykę snów?

INTERIA.PL/GW
Dowiedz się więcej na temat: wall | filmy | USA | kryzys | kryzys gospodarczy | Hollywood
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy