Historia jednego filmu: Tak narodziła się seria warta miliardy dolarów!
Wyścigi uliczne, brawurowe kradzieże i 20 lat historii franczyzy. "Szybcy i wściekli" to jedna z serii filmowych, w które na początku niewielu wierzyło, a po latach okazała się ogromną i przede wszystkim dochodową marką. Jak wyglądały początki tego emocjonującego cyklu?
"Szybcy i wściekli" to kultowa seria filmów akcji, której głównym motywem są szybkie samochody, nielegalne wyścigi uliczne i spektakularne akcje kryminalne. Pierwszy film z serii zadebiutował w 2001 roku i od tego czasu powstało już 10 głównych części oraz kilka spin-offów. Każda część przynosi nowe emocjonujące przygody, zmagania z prawem i niesamowite akrobacje samochodowe, które przyciągają rzesze fanów na całym świecie.
Seria "Szybcy i wściekli" posiada imponującą obsadę, która przyczyniła się do jej ogromnego sukcesu. Vin Diesel wciela się w rolę Dominica Toretto, charyzmatycznego lidera grupy, mechanika i mistrza kierownicy. Paul Walker jako Brian O'Conner, były policjant, staje się bliskim przyjacielem Dominica. Michelle Rodriguez gra Letty Ortiz, żonę Dominica i utalentowaną kierowcę oraz mechanika. Jordana Brewster wciela się w Mię Toretto, siostrę Dominica i żonę Briana. W późniejszych częściach do obsady dołączyli Dwayne "The Rock" Johnson jako Luke Hobbs, agent DSS współpracujący z zespołem Toretto, oraz Jason Statham jako Deckard Shaw, były najemnik, który z czasem staje się sojusznikiem.
Seria filmów "Szybcy i wściekli" na przestrzeni lat przeszła ogromną metamorfozę. Od gliniarza infiltrującego zorganizowaną grupę przestępczą, kradnącą elektronikę do najbardziej absurdalnych scen kaskaderskich, które zostawiają nas z pytaniem "po co?".
Franczyza, która początkowo wydawała się być opowieścią o prowizorycznej rodzinie ludzi, którzy uwielbiają adrenalinę, obecnie bywa porównywana do kultowego Jamesa Bonda. Jak do tego doszło, że ta seria tak długo już nam towarzyszy?
Początkowo w roli Briana O’Connera widziano Marka Wahlberga, Christiana Bale’a oraz Eminema. Paul Walker był zakochany w wyścigach samochodowych i adrenalinie, a gdy pojawił się pierwszy pomysł powstania filmu o policjancie pod przykrywkę, przyjął propozycję bez czytania scenariusza. Jego agenci nie byli tym zachwyceni, ale aktor odpowiedział im wtedy:
"To milion dolarów, mogę spotykać się z przyjaciółmi, jeździć samochodami i być cool".
Później nadszedł czas na wybranie odpowiedniego aktora do roli Dominica Toretto. Studio stwierdziło, że jeśli rolę przyjmie Timothy Olyphant ("Pewnego razu... w Hollywood", "Jestem numerem cztery", "Hitman"), to produkcja otrzyma zielone światło. Wybór padł jednak na Vina Diesela.
Neal H. Moritz - producent, opowiedział, że pierwsze spotkanie z aktorem odbyło się w Los Angeles.
"Pamiętam, że siedziałam przy barze, czekając na niego, i kurczę, kiedy te drzwi się otworzyły, było jakby rzucone na niego światło - oto nadchodzi największa gwiazda na świecie. Chociaż w tamtym momencie nie miał takiej wiarygodności, miał po prostu pewność, że jest gwiazdą. Myślałem, że Vin przyjdzie tam, żeby mnie przekonać, żebym go zatrudnił, a tak naprawdę musiałem go przekonać, żeby był Dominikiem Toretto" - opowiadał ze śmiechem Moritz.
Choć początkowo Vin Diesel podszedł entuzjastycznie do roli, to po przeczytaniu scenariusza, zaczął wątpić. Podobnie sytuacja wyglądała z Michelle Rodriguez, która nie chciała być kobietą — trofeum. Z postępem prac nd scenariuszem jej bohaterka ewoluowała i obecnie nie wyobrażamy sobie nikogo innego w roli Letty Ortiz.
Aktorzy wielokrotnie podkreślali, że mieli wiele uwag do przedstawienia swoich postaci i chcieli sprawić, by ci bohaterowie byli wielowymiarowi. Dzięki współpracy z Davidem Ayerem (współscenarzystą), poczuli się wysłuchani, a charakter Toretto i Ortiz nabrał konkretnego kształtu, odpowiadającego samym aktorom.
Pomimo ogromu pracy włożonego w pierwszy film, aktorzy podkreślali, że żadne z nich nie spodziewało się, jak bardzo rozrośnie się ta seria.
"Podobał mi się ten mały, szorstki film o podziemnych kierowcach, którzy dokonują napadów w środku nocy. Nikt nie wiedział, w co to się przerodzi. Jeśli mówią, że tak — kłamią" - mówił Johnny Strong w "Entertainment Weekly".
Zanim otrzymaliśmy "Szybkich i wściekłych", było kilka różnych pomysłów na tytuł — m.in. "Redline", "Racer X", "Race Wars" oraz "Street Wars". Inspiracją do doskonale znanego nam tytułu był film dokumentalny o producencie Rogerze Cormanie, na którego seans wybrał się Neal H. Moritz. Szef marketingu studia Universal był zachwycony.
Seria okazała się strzałem w dziesiątkę. Piękne i szybkie auta, Vin Diesel, z którym mogli utożsamiać się mężczyźni i Paul Walker, który przyciągał uwagę kobiet. Inną mocną stroną filmu, o której wspomniał Diesel, była niewymuszona wielokulturowość, dzięki której każdy widz mógł odnaleźć swoją reprezentację.
"Jedną z rzeczy, która była dla mnie tak atrakcyjna, był element wielokulturowy. I kto wiedział, że stanie się to znakiem rozpoznawczym, zarówno sagi, jak i studia oraz tego, gdzie jesteśmy dzisiaj w Hollywood" - mówił jakiś czas temu Diesel.
"To, co lubię w kulturze ulicznej, to biały chłopak z Santa Clarita, czarni kolesie z Compton, Latynosi z East Los i każdy może stać wokół otwartej maski samochodu i rozmawiać o silniku i osiągach - i to jest niesamowite dla mnie. Można przekroczyć wiele podziałów i problemów, które mamy" - mówił David Ayer.
Ironiczne wydaje, że początkowo Diesel nie chciał zgodzić się na sequel, twierdząc, że po drodze mogą zgubić autentyczność, którą udało im się zbudować w pierwszej części. Z czasem jednak seria musiała się rozrosnąć, a aktorzy byli zaskoczeni, że przyszło im grać niektóre z postaci przez 20 lat.
"Ostatecznie wszyscy razem powiedzą wam to samo: jesteśmy tu z jednego powodu — ludziom podoba się to, co robimy. Z jakiegoś powodu dekadę później wciąż jesteśmy fajni" - mówił Paul Walker.
Pierwsza część, która zadebiutowała w 2001 roku powstała z zaskakująco niskim budżetem, ale zarobiła dużo więcej, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać - 208 miliardów dolarów. Niestety już po trzeciej części cyklu zaczęło się wydawać, że widzowie są zmęczeni tematyką wyścigów lub być może brakowało im Vina Diesela i Paula Walkera. Serię udało się jednak reanimować, główni bohaterowie powrócili i kolejne części zarabiały już coraz większe kwoty. Najlepiej w kinach poradziła sobie część siódma, która zarobiła ponad półtora miliarda dolarów.
Jak informował portal "Deadline", przekroczenie granicy 7 miliardów dolarów zysku na całym świecie przez serię "Szybcy i wściekli" sprawiło, że cykl znalazł się na piątym miejscu listy najbardziej dochodowych serii filmowych.
Świetne kasowe wyniki serii "Szybcy i wściekli" są możliwe dzięki popularności tych filmów poza granicami Stanów Zjednoczonych. Na północnoamerykańskim rynku cykl ten zarobił bowiem do tej pory niecałe dwa miliardy dolarów. Pozostałe wpływy, czyli ponad pięć miliardów, to zyski z pozostałych światowych rynków.
Od ulicznych wyścigów do spektakularnych rabunków, przekrętów i pościgów. Droga, jaką przebyła franczyza "Szybkich i wściekłych" była długa i kręta, zahaczająca o absurdalne zdarzenia, jednak nie da się ukryć, że pomimo upływu lat, lubimy zobaczyć produkcję sygnowaną uwielbianym tytułem i przymknąć oko na serwowane nam "głupotki".
Według zapowiedzi Vina Diesela 11. część serii będzie zwieńczeniem historii jego bohatera, a fani mają oczekiwać "wielkiego finału".