Hedy Lamarr: "Zrobię, co tylko zapragniesz"

Hedy Lamarr /East News

"Bycie gwiazdą jest proste. Wystarczy tylko stać i wyglądać na głupią" – mówiła Hedy Lamarr. To akurat nigdy nie wychodziło jej zbyt dobrze. Oprócz zniewalającej urody była bowiem obdarzona przenikliwym umysłem i zdecydowanym charakterem. Miała klasę. W przypadku kobiety trudno o większego pecha.

Urodziła się w 1914 roku w samym środku dystyngowanego Wiednia, jako córka węgierskiej pianistki i dyrektora banku. Rodzice, zasymilowani żydzi, na razie wiedli wygodne życie. Ojciec na długich spacerach objaśniał ukochanej jedynaczce świat: jak działa tramwaj, co się kryje w elektrowni, tylko o coraz mroczniejszej polityce trudno było mu mówić. Hedy z niepokojem śledziła doniesienia w gazetach, chociaż właściwie sama mogłaby je pisać.

Jako 18-latka wyszła za mąż za 15 lat starszego Friedricha Mandla, trzeciego najbogatszego człowieka w Austrii, który dorobił się na handlu bronią. W jego pałacu Schwarzenau bywali i Mussolini, i Hitler, któremu jeszcze nie przeszkadzało, że Mandl jest Żydem. Hedy przysłuchiwała się rozmowom z naukowcami, rozumiejąc o wiele więcej, niż mogli się spodziewać. Nie miała zresztą wiele więcej do roboty. Despotyczny mąż zabronił jej grać w filmach i na scenie, chociaż to właśnie dzięki nim zwrócił na nią uwagę.

Lamarr zasłynęła w latach 30. jako gwiazda kontrowersyjnej "Ekstazy", w której nie tylko całkiem nagusieńka goniła po polu uciekającego konia, ale także jako pierwsza aktorka w historii udawała orgazm. Reżyser dla lepszego efektu w kluczowym momencie ukłuł ją szpilką. Film, doceniony przez krytykę, został wyklęty przez papieża oraz zakazany w Niemczech i USA. Mandla nie było jednak tak łatwo zbulwersować. Codziennie wysyłał jej bukiety czerwonych róż. Po ślubie zamknął w złotej klatce.

Reklama

Według jednej legendy Hedy wydostała się z niej w końcu w przebraniu pokojówki. Według innej poprosiła męża, by pozwolił jej założyć na jedno z przyjęć całą biżuterię, jaką posiadała, po czym wyparowała bez śladu. Odnalazła się w 1937 r. na statku do Ameryki, którym płynął też Louis Mayer, szef słynnej wytwórni MGM. Wysiadając w USA, Lamarr miała w kieszeni 7-letni kontrakt na trzy tysiące dolarów miesięcznie.
 
Parę miesięcy później debiutowała w "Algierze", przedstawiana przez Mayera jako "najpiękniejsza kobieta na świecie", delikatny jak pąk róży pierwowzór disneyowskiej królewny Śnieżki. Według jednego z recenzentów, gdy jej twarz pojawiła się na ekranie, widownia zamarła. "Wszystkim zaparło dech w piersiach" - pisał. Tak samo reagowano, gdziekolwiek się pojawiła. Może dlatego nikomu już nie chciało się obdarzać jej postaci ciekawymi wypowiedziami czy głębią osobowości. "Zrobię, co tylko zapragniesz" - zazwyczaj brzmiały kwestie, które z coraz większym znudzeniem wypowiadała do kolejnych Clarków Gable’ów, Spencerów Tracych, Johnów Garfieldów....

Mało kto pytał, co pragnie robić prawdziwa Hedy. A to z pewnością wywołałoby zdziwienie. Fabryka Snów nudziła ją straszliwie. Nie przepadała za zakrapianymi rautami. Rozmowy o niczym doprowadzały ją do rozpaczy. Marzyła o dyskusji z inteligentnymi znajomymi. O tych jednak było trudno, musiała więc wymyślić coś innego.  

Gdy zmyła już ciężki makijaż diwy, przebierała się w biały fartuch i całe noce spędzała przy laboratoryjnym stole, który postawiła na honorowym miejscu. Z nudów opracowała specjalne krzesło na wysięgniku, dzięki któremu osoba z trudnościami w chodzeniu może siedzieć, biorąc prysznic, a później jednym ruchem przemieścić się poza kabinę. Ulepszyła system komunikacji świetlnej dla pieszych. Howardowi Hughsowi, z którym najprawdopodobniej łączył ją przelotny romans, podpowiedziała, by zmienił kształt skrzydeł na bardziej opływowe, by jego samoloty latały szybciej. Z wdzięczności wynajął dla niej zespół chemików, którzy pomagali jej przy opracowaniu Coca-Coli w musującej tabletce, ale wyszło im coś o smaku aspiryny.

To wszystko nic w porównaniu z kalibrem wynalazku, którego dokonała, pragnąc wesprzeć nową ojczyznę w walce ze starą. Na początku II wojny światowej do spółki z zaprzyjaźnionym kompozytorem Georgiem Antheilem opracowała system radiowego sterowania pociskami torpedowymi, które do tamtej pory wrogowie mogli łatwo przechwytywać, zaburzając sygnał. Jej ulepszenie polegało na opracowaniu tak zwanego rozrzucania częstotliwości, czyli rozpinaniu przekazu nie na jednej, jak dotychczas, ale na wielu zmiennych, trudnych do namierzenia częstotliwościach.

Ich wynalazek w 1942 roku otrzymał patent, który za darmo przekazali armii USA. Wojskowi pokiwali głowami i wrzucili patent do szuflady na następne 20 lat. Nieco podrasowany wynalazek zaczęto wykorzystywać w 1962 roku podczas kryzysu kubańskiego. Technologia wymyślona przez Lamarr posłużyła zaś za podwalinę dzisiejszego systemu Bluetooth oraz... bezprzewodowego internetu!

W latach 40. poradzono jednak Hedy, by zajęła się wspieraniem Ameryki ładną buzią, całując żołnierzy i zachęcając do zakupu bonów wojennych. "Moja twarz jest moim przekleństwem. Maską, której nie mogę zdjąć" - powtarzała. Dziennikarze pisali: "To niepojęte, że ktoś tak śliczny i delikatny może mieć ścisły umysł". Po wojnie Lamarr nie walczyła o ciąg dalszy hollywoodzkiej kariery. W latach 60. usiłowała zatrzymać publikację "autobiografii", w rzeczywistości mocno podkoloryzowanej przez ghostwriterów, którzy pominęli wynalazki, skupili się za to na romansach.

W latach 70. pozwała na 10 mln dol. Mela Brooksa, gdy w ramach tego, co wydało mu się hołdem, jedną z postaci "Płonących siodeł" nazwał "Hedley Lamarr". Procesowała się o kradzież wizerunku z firmą Corel, która umieściła jej podobiznę na pudełku jednego z programów graficznych. Proces zamienił się w brudną rozgrywkę, gdy adwokaci przeciwnej strony przypomnieli jej kochanków, 6 małżeństw, i zdarzenie, gdy z nudów ukradła w aptece kilka opakowań kropli do oczu i tabletek przeczyszczających. "Sklep nie ma nic przeciwko, zawsze potem wystawiam czek" - tłumaczyła.

Doceniono ją w połowie lat 90. Branża telekomunikacyjna zorientowała się wreszcie, ile zawdzięcza patentowi ponad 80-letniej już Lamarr, postanowiono przyznać jej honorowe laury. Ostatnie lata życia spędziła w odosobnieniu, nawet ze swoimi dziećmi porozumiewała się wyłącznie telefonicznie. Także w ten sposób postanowiła odebrać nagrodę. Zamiast podziękowania powiedziała po prostu: "No, najwyższy czas".

Zmarła 19 stycznia 2000 roku.

AD

Życie na gorąco
Dowiedz się więcej na temat: Hedy Lamarr
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy