Halle Berry: Oscar? Jedno z moich największych rozczarowań
Halle Berry, gwiazda dramatu "Czekając na wyrok", za rolę w którym otrzymała w 2002 roku Oscara, przyznaje po latach, że zdobycie prestiżowej statuetki nie zmieniło zbyt wiele w jej karierze. Co więcej, wiąże się z jednym z "największych rozczarowań" w jej życiu. "Myślałam, że otwieram drzwi innym czarnoskórym aktorkom, że ta wygrana coś znaczy. Myliłam się" - przyznaje gorzko Berry.
Zwycięstwo Halle Berry w oscarowym wyścigu można uznać za historyczne. Jako pierwsza czarnoskóra aktorka zdobyła ona nagrodę Amerykańskiej Akademii Filmowej za rolę pierwszoplanową. Jako pierwsza i wciąż jedyna. Świadomość, że wygrana niewiele zmieniła w Hollywood jest dla gwiazdy źródłem ogromnej frustracji. W najnowszym wywiadzie aktorka zdradza, że była naiwna myśląc, iż przyznanie jej tego prestiżowego wyróżnienia stanie się impulsem do zmian w globalnym przemyśle filmowym.
"Ta nagroda wiąże się z jednym z moich największych życiowych rozczarowań. Myślałam wtedy, że otwieram drzwi innym czarnoskórym aktorkom, że ta wygrana coś znaczy. Myliłam się. Pamiętam, jak następnego ranka obudziłam się i pomyślałam: 'Wow, teraz na pewno wszystko się zmieni, zostałam wybrana, by przecierać szlaki'. Oczywiście tak się nie stało. Zaczęłam zadawać sobie pytanie: 'Czy to był rzeczywiście ważny moment, czy to był tylko ważny moment dla mnie?'. Wtedy chciałam wierzyć, że to zwycięstwo jest większe ode mnie. Czułam, że jest większe głównie dlatego, że wiedziałam, że inni powinni tam być przede mną" - wyjaśnia Berry w rozmowie z "Variety".
I dodaje, że pokładała ogromne nadzieje w Cynthii Erivo, która została w tym roku nominowana do Oscara za rolę w dramacie biograficznym "Harriet", opowiadającym o słynnej afroamerykańskiej abolicjonistce Harriet Tubman. Podobne odczucia towarzyszyły jej w 2017 roku, gdy o Oscara walczyła Ruth Negga za występ w dramacie "Loving". "Naprawdę spodziewałam się, że wygrają. Mogły wygrać, powinny były wygrać. Dlaczego tak się nie stało - nie mam pojęcia" - zaznacza Berry.
Wspominając własne zwycięstwo w oscarowym wyścigu, aktorka zapewniła, że niewiele zmieniło ono w jej karierze. "Nie było tak, że następnego dnia w jakiś magiczny sposób znalazło się dla mnie miejsce" - twierdzi. Zaledwie dwa lata po wygranej Berry została zmiażdżona przez krytyków za występ w filmie "Kobieta-Kot", który otrzymał aż cztery Złote Maliny. Mimo fatalnych recenzji gwiazda uparcie przekonuje, że decyzja o zagraniu w produkcji była słuszna i potrzebna. W ten sposób chciała ułatwić innym czarnoskórym aktorkom udział w filmach o superbohaterkach.
Wywiad Halle Berry opublikowano tuż po ogłoszeniu przez Amerykańską Akademię Sztuki i Wiedzy Filmowej, że przyznawanie Oscarów od 2024 roku będzie odbywać się na innych zasadach. Aby zakwalifikować się do wyścigu o prestiżową statuetkę dla najlepszego filmu, będzie trzeba spełnić dwa z czterech nowych warunków, których celem jest zapewnienie większej różnorodności. Dotyczą one uwzględnienia w produkcjach osób z dotychczas niedostatecznie reprezentowanych grup: kobiet, mniejszości rasowych lub etnicznych, osób niepełnosprawnych oraz LGBTQ+.
Decyzję tę potępił polski krytyk filmowy Tomasz Raczek. "Nowe zasady przyznawania Oscarów są moim zdaniem absurdalne! Poprawność polityczna? Parytety? Dbanie o ilościową obecność kobiet, przedstawicieli środowiska LGBT czy posiadaczy skóry w kolorze innym niż biały w ekipach produkujących filmy to coś na kształt KODEKSU HAYSA. Tymczasem w sztuce nie ma miejsca dla równości ani sprawiedliwości. Talentów takie zasady się nie imają. Liczyć się powinna tylko unikalna JAKOŚĆ wznosząca się ponad poprawność. Jakość będąca wyzwaniem dla codzienności. Akademio, nie rób proszę z Oscarów związków zawodowych!" - napisał wzburzony na Facebooku.