Reklama

Gwyneth Paltrow apeluje do kobiet, by przyznawały się do operacji plastycznych

Gwyneth Paltrow, hollywoodzka aktorka i założycielka lifestyle'owego imperium Goop, w najnowszym wywiadzie podzieliła się spostrzeżeniami na temat korzystania z dobrodziejstw medycyny estetycznej. Według niej poprawianie urody przy pomocy skalpela lub zastrzyków z botoksem wciąż jest stygmatyzowane. Gwiazda przyznała, że chciałaby to zmienić. "Byłoby miło, gdyby ludzie zaczęli być pewni swoich wyborów i nie wstydzili się ich" - zaznaczyła.

Gwyneth Paltrow, hollywoodzka aktorka i założycielka lifestyle'owego imperium Goop, w najnowszym wywiadzie podzieliła się spostrzeżeniami na temat korzystania z dobrodziejstw medycyny estetycznej. Według niej poprawianie urody przy pomocy skalpela lub zastrzyków z botoksem wciąż jest stygmatyzowane. Gwiazda przyznała, że chciałaby to zmienić. "Byłoby miło, gdyby ludzie zaczęli być pewni swoich wyborów i nie wstydzili się ich" - zaznaczyła.
Gwyneth Paltrow przyznaje, że z otwartym mówieniem o operacjach plastycznych problem mają nawet ludzie w Hollywood /Angela Weiss /AFP

Opinie na temat korzystania z usług lekarzy medycyny estetycznej są podzielone. Podczas gdy jedni zawzięcie krytykują osoby poprawiające chirurgicznie urodę, twierdząc, że zwyczajnie nie potrafią starzeć się z godnością, inni uważają tego rodzaju zabiegi za nieszkodliwe, a nawet pożyteczne. Do tej drugiej grupy należy Gwyneth Paltrow. Hollywoodzka gwiazda i założycielka lifestyle'owego imperium "Goop" w rozmowie z "Harper's Bazaar" stwierdziła, że ludzie poprawiający swój wygląd za pomocą skalpela lub strzykawki z botoksem są piętnowani, bo chirurgia plastyczna okryta jest wciąż złą sławą. Jej zdaniem niesłusznie.

Laureatka Oscara przyznała, że z otwartym mówieniem o operacjach plastycznych problem mają nawet ludzie w Hollywood, gdzie panuje kult wiecznej młodości. Choć wiele gwiazd chętnie wstrzykuje sobie botoks, by dopasować się do obowiązujących standardów, to z obawy przed krytyką niechętnie się do tego przyznaje. "Mnóstwo kobiet odnoszących sukcesy w Hollywood na wczesnym etapie kariery słyszało, że nie są wystarczająco dobre. Cały czas staramy się więc coś sobie i innym udowodnić. Zrobienie sobie zastrzyku i przyznanie się do tego jest jak odsłonięcie słabego punktu" - stwierdziła gwiazda. I dodała, że sama otrzymała niedawno zastrzyk z przeciwzmarszczkową substancją, gdyż chciała, by jej twarz wyglądała na "mniej wkurzoną".

Reklama

Paltrow postanowiła przy okazji zaapelować do innych kobiet, aby - podobnie jak ona - nie wstydziły się mówić otwarcie o swoich doświadczeniach związanych z korzystaniem z dobrodziejstw medycyny estetycznej. W ten sposób pomogą bowiem odczarować chirurgię plastyczną, która w wielu kręgach pozostaje tematem tabu.

"Myślę, że uczciwość w tej kwestii jest nierzadko postrzegana jako słabość. Poprawianie urody przy użyciu skalpela czy zastrzyku jest nadal stygmatyzowane. Powinnyśmy się ze sobą tym dzielić i mówić o tym bez zażenowania. Byłoby miło, gdyby ludzie zaczęli być pewni swoich wyborów i nie wstydzili się ich" - podkreśliła gwiazda.

PAP life
Dowiedz się więcej na temat: Gwyneth Paltrow
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy