Reklama

Gwiazdy na kozetce

Co oni wiedzą o problemach? Są popularni, bogaci, mają ciekawą pracę. Wiodą idealne życie. Czemu więc sławni ludzie cierpią na depresję i napady lęku? Może właśnie dlatego, że nikt nie wierzy, by coś mogło im doskwierać.

To bez wątpienia jedna z najpiękniejszych kobiet w polskim show-biznesie. A do tego ma wszelkie powody do zadowolenia z kariery: gra w popularnych filmach i serialach (w marcu zobaczymy ją w kinach w ekranizacji "Kamieni na szaniec"), spełnia się także jako piosenkarka. Mimo to Anna Dereszowska wyznała niedawno, że życie zmusiło ją do skorzystania z usług psychoterapeuty. - Kiedyś zastanawiałam się, czy należy o tym mówić głośno. Uważałam, że chodzenie do psychologa to ułomność i wstyd - zwierza się. I dodaje: - Terapia mi pomaga. Odblokowuje.

Reklama

Aktorka wspomina, że opór pomogła jej przełamać Danuta Stenka, która otwarcie opowiadała o własnych problemach z depresją. Wydawało się niewiarygodne, by tak radosna, ciepła osoba mogła uskarżać się na cokolwiek. A jednak! Jak na ironię, poczucie wypalenia dopadło ją akurat w momencie, gdy znajdowała się u szczytu sławy. - Nadmiar pracy, brak wolnych dni i wreszcie brak snu - wymienia przyczyny gwiazda serialu "Lekarze".

Co ciekawe, nawet gdy kilka lat temu zdecydowała się ujawnić publicznie, co ją gnębi, nie wszyscy dawali temu wiarę. Pojawiły się wręcz komentarze, iż taka medialna spowiedź to skaza na wizerunku. - Boimy się słowa "depresja", bo to się czyta: "psychiatra", "leki", czyli "wariactwo" - komentuje Stenka.

Na szczęście tego rodzaju reakcje stanowiły mniejszość. Aktorka odebrała wiele podziękowań ze strony osób, które podobnie jak ona, wstydziły się przyznać do choroby lub nie wiedziały, jak sobie z nią poradzić. Szczerość Danuty Stenki dodała im jednak odwagi, by zgłosić się na terapię.

Bagatelizowanie problemów osób uskarżających się na depresję wynika po części z faktu, że sama choroba wciąż jeszcze traktowana jest u nas po prostu jako chwilowy napływ złego humoru. A w przypadku osób znanych i dobrze sytuowanych - wręcz jako fanaberia. Wystarczy przypomnieć sobie burzę, jaka rozpętała się po niezbyt fortunnych zwierzeniach Marii Peszek: - W Bangkoku godzinami siedziałam pod prysznicem przekonana, że to się nigdy nie skończy. Albo: - Sześć tygodni leżałam w hamaku na azjatyckiej wyspie.

Nic dziwnego, że reakcje dalekie były od współczucia. Rzeczywistość jednak wygląda zgoła inaczej. - Depresja jest chorobą. Nie minie sama - podkreśla Jolanta Fraszyńska. - To może być kwestia życia i śmierci. Bliscy chorego nie powinni mówić: "weź się w garść", "nie przesadzaj", "przestań się nad sobą użalać". To może pogorszyć jego stan. Aktorka jest ambasadorką kampanii społecznej Forum Przeciw Depresji. Sama również ma za sobą terapię. Zdecydowała się na nią w chwili, gdy jej organizm odmówił posłuszeństwa. Podczas spektaklu z przepracowania i nerwów zemdlała na scenie.

Od wyniszczającej choroby gorsze jest tylko jedno: niewłaściwy terapeuta. Przed skutkami błędów lekarskich nie uchronią ani sława, ani wielkie pieniądze. Przekonała się o tym przed laty piosenkarka Stevie Nicks, wokalistka popularnego niegdyś zespołu Fleetwood Mac. Próbując wydobyć się z depresji, zgłosiła się do specjalisty, który przepisał jej lek uspokajający o nazwie klonopin. Okazało się, że jest to środek silnie uzależniający, którego działanie wyniszcza organizm jeszcze bardziej niż narkotyki. Gdy artystka zorientowała się, że dzieje się coś niedobrego, przeszła detoksykację, która trwała aż 47 dni. Ostatnio zaś, po śmierci matki, ponownie wpadła w depresję. Wydobyła się z niej w nietypowy sposób: oglądając serial "Gra o tron". Taką metodę warto polecić wszystkim!

KLC

Telemax
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy