Reklama

Gwiazdy jednej roli. Dlaczego nie zrobili wielkiej kariery?

Na początku kariery każdy aktor marzy o roli, dzięki której zostanie sławny. Czasami jednak sukces okazuje się przekleństwem. Dobrze o tym wiedzą Jennifer Grey, Richard Dean Anderson i Andrzej Wasilewicz. Dlaczego po świetnym starcie nie dostawali kolejnych ciekawych propozycji?

Na początku kariery każdy aktor marzy o roli, dzięki której zostanie sławny. Czasami jednak sukces okazuje się przekleństwem. Dobrze o tym wiedzą Jennifer Grey, Richard Dean Anderson i Andrzej Wasilewicz. Dlaczego po świetnym starcie nie dostawali kolejnych ciekawych propozycji?
Poznajcie słynną Baby? To Jennifer Grey w 2016 roku /Charley Gallay /Getty Images

2010 roku Jennifer Grey, niezapomniana Baby z filmu "Dirty Dancing", wzięła udział w amerykańskiej edycji "Tańca z gwiazdami". W jednym z odcinków stanęła na parkiecie, a z głośników popłynęły pierwsze dźwięki najbardziej rozpoznawalnej piosenki ze słynnego filmu, czyli "(I’ve Had) The Time of My Life". Publiczność zamarła. Wszyscy poczuli wielkie wzruszenie. A największe Jennifer.

- Ten program jest jak kapsuła czasu. Zabiera mnie w objęcia Patricka Swayze, tego wspaniałego człowieka, który nauczył mnie kochać taniec - powiedziała potem aktorka ze ściśniętym gardłem. Dzięki roli w hitowym filmie z dnia na dzień stała się gwiazdą.

Reklama

Co się stało z Baby?

Grey pochodzi z rodziny aktorskiej (jej ojciec Joel Grey wystąpił w legendarnym "Kabarecie" z Lizą Minnelli), więc od najmłodszych lat bardzo dobrze znała mechanizmy rządzące show-biznesem. W chwili premiery "Diry Dancing" miała 27 lat, na planie grała 10 lat młodszą bohaterkę, czyli nie była już dzieckiem.

Jednak wobec tak wielkiego sukcesu czuła się bezbronna. I odfrunęła, niczym jej bohaterka w finałowej scenie tańca z Patrickiem. Co rusz rozkochiwała w sobie kolejnego gwiazdora. Miała romans z Johnnym Deppem, Matthew Broderickiem i Williamem Baldwinem.

Szybko też zapukała do drzwi chirurga plastycznego. Na początek poszedł pod skalpel jej charakterystyczny nos. Kiedy został znacznie skrócony, twarz była zupełnie inna. - Nie poznawali mnie nawet sąsiedzi i znajomi - przyznała potem w wywiadzie.

Koniec operacji!

Poprawianie urody nie skończyło się dla niej dobrze. Zamilkł telefon. Producenci nie chcieli jej zatrudniać, ponieważ uznali, że widzowie nie rozpoznają słynnej Baby na ekranie. Do tego doszły rozczarowania związane z kolejnymi porażkami miłosnymi. Przez kilka lat Jennifer była sama, do tego bez pracy. To był najtrudniejszy czas w jej życiu.

Zły los odmienił się, gdy poznała aktora Clarka Gregga. Pobrali się w 2001 roku i wkrótce przyszła na świat ich córka Stella. Mąż ma pozytywny wpływ na Jennifer. Mocno zaprotestował, kiedy przed występem w "Tańcu z gwiazdami" chciała "zlikwidować" kolejną zmarszczkę. I... ustąpiła. Obecnie jest 57-letnią kobietą, pełną życia. Chętnie angażuje się w akcje społeczne. Nie liczy już, że dostanie jeszcze kiedyś rolę na miarę Baby.

Przez... Jaruzelskiego

Kiedy 13 grudnia 2016 roku media podały informację o śmierci Andrzeja Wasilewicza, nie wszyscy od razu skojarzyli, o kim mowa. Ale wystarczyło jedno zdjęcie z planu filmu "Nie ma mocnych", żeby przypomnieć sobie przystojnego mechanika Zenka - ukochanego Ani, który "przyszłościowo" patrzył na gospodarstwa Pawlaka i Kargula.

Rola w drugiej oraz trzeciej części (epizod w "Kochaj albo rzuć") trylogii Sylwestra Chęcińskiego sprawiła, że aktor stał się bardzo popularny nad Wisłą. Porównywano go wówczas do Marka Perepeczko z "Janosika".

Dlaczego więc nie wykorzystał swoich "5 minut"? Jak sam twierdził, z powodu Wojciecha Jaruzelskiego. Chociaż był znany, nie miał pieniędzy na kupno mieszkania. Postanowił więc wziąć roczny urlop, żeby na Zachodzie zarobić trochę pieniędzy. Wyjechał najpierw do Francji, potem do Niemiec, a na koniec dotarł do USA. Tam zastał go stan wojenny. Nie wrócił już do kraju.

Na emigracji śpiewał piosenki patriotyczne dla Polonii, a wieczorami pracował jako barman - w takich okolicznościach poznał kiedyś Johna Fitzgeralda Kennedy’ego Jr. Chorował na Parkinsona. Zmarł w jednym z nowojorskich szpitali.

Wolny emeryt!

- Nie będę uczestniczył we wznowieniu "MacGyvera" - kategorycznie odmówił Richard Dean Anderson twórcom nowej wersji serialu, która rok temu pojawiła się w telewizji. Aktor powiedział, że to z powodu szacunku dla fanów. Ale kto wie, może przyczyna jest zupełnie inna.

Od lat 80. Anderson mocno się zmienił. Przytył, posiwiał. Zarobione na hitowym serialu pieniądze zainwestował w firmę producencką i ma za co żyć. Nigdy też nie uważał, że jest wybitnym aktorem. Wystarczało mu to, co ma. Teraz woli spędzać czas na spacerach w Malibu, gdzie mieszka, niż na planie. Bo 67-letni aktor przeszedł już na emeryturę.

Marzena Juraczko

Tele Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy