Gwiazdy jednej roli. Dlaczego nie zrobili wielkiej kariery?
Na początku kariery każdy aktor marzy o roli, dzięki której zostanie sławny. Czasami jednak sukces okazuje się przekleństwem. Dobrze o tym wiedzą Jennifer Grey, Richard Dean Anderson i Andrzej Wasilewicz. Dlaczego po świetnym starcie nie dostawali kolejnych ciekawych propozycji?
2010 roku Jennifer Grey, niezapomniana Baby z filmu "Dirty Dancing", wzięła udział w amerykańskiej edycji "Tańca z gwiazdami". W jednym z odcinków stanęła na parkiecie, a z głośników popłynęły pierwsze dźwięki najbardziej rozpoznawalnej piosenki ze słynnego filmu, czyli "(I’ve Had) The Time of My Life". Publiczność zamarła. Wszyscy poczuli wielkie wzruszenie. A największe Jennifer.
- Ten program jest jak kapsuła czasu. Zabiera mnie w objęcia Patricka Swayze, tego wspaniałego człowieka, który nauczył mnie kochać taniec - powiedziała potem aktorka ze ściśniętym gardłem. Dzięki roli w hitowym filmie z dnia na dzień stała się gwiazdą.
Grey pochodzi z rodziny aktorskiej (jej ojciec Joel Grey wystąpił w legendarnym "Kabarecie" z Lizą Minnelli), więc od najmłodszych lat bardzo dobrze znała mechanizmy rządzące show-biznesem. W chwili premiery "Diry Dancing" miała 27 lat, na planie grała 10 lat młodszą bohaterkę, czyli nie była już dzieckiem.
Jednak wobec tak wielkiego sukcesu czuła się bezbronna. I odfrunęła, niczym jej bohaterka w finałowej scenie tańca z Patrickiem. Co rusz rozkochiwała w sobie kolejnego gwiazdora. Miała romans z Johnnym Deppem, Matthew Broderickiem i Williamem Baldwinem.
Szybko też zapukała do drzwi chirurga plastycznego. Na początek poszedł pod skalpel jej charakterystyczny nos. Kiedy został znacznie skrócony, twarz była zupełnie inna. - Nie poznawali mnie nawet sąsiedzi i znajomi - przyznała potem w wywiadzie.
Poprawianie urody nie skończyło się dla niej dobrze. Zamilkł telefon. Producenci nie chcieli jej zatrudniać, ponieważ uznali, że widzowie nie rozpoznają słynnej Baby na ekranie. Do tego doszły rozczarowania związane z kolejnymi porażkami miłosnymi. Przez kilka lat Jennifer była sama, do tego bez pracy. To był najtrudniejszy czas w jej życiu.
Zły los odmienił się, gdy poznała aktora Clarka Gregga. Pobrali się w 2001 roku i wkrótce przyszła na świat ich córka Stella. Mąż ma pozytywny wpływ na Jennifer. Mocno zaprotestował, kiedy przed występem w "Tańcu z gwiazdami" chciała "zlikwidować" kolejną zmarszczkę. I... ustąpiła. Obecnie jest 57-letnią kobietą, pełną życia. Chętnie angażuje się w akcje społeczne. Nie liczy już, że dostanie jeszcze kiedyś rolę na miarę Baby.
Kiedy 13 grudnia 2016 roku media podały informację o śmierci Andrzeja Wasilewicza, nie wszyscy od razu skojarzyli, o kim mowa. Ale wystarczyło jedno zdjęcie z planu filmu "Nie ma mocnych", żeby przypomnieć sobie przystojnego mechanika Zenka - ukochanego Ani, który "przyszłościowo" patrzył na gospodarstwa Pawlaka i Kargula.
Rola w drugiej oraz trzeciej części (epizod w "Kochaj albo rzuć") trylogii Sylwestra Chęcińskiego sprawiła, że aktor stał się bardzo popularny nad Wisłą. Porównywano go wówczas do Marka Perepeczko z "Janosika".
Dlaczego więc nie wykorzystał swoich "5 minut"? Jak sam twierdził, z powodu Wojciecha Jaruzelskiego. Chociaż był znany, nie miał pieniędzy na kupno mieszkania. Postanowił więc wziąć roczny urlop, żeby na Zachodzie zarobić trochę pieniędzy. Wyjechał najpierw do Francji, potem do Niemiec, a na koniec dotarł do USA. Tam zastał go stan wojenny. Nie wrócił już do kraju.
Na emigracji śpiewał piosenki patriotyczne dla Polonii, a wieczorami pracował jako barman - w takich okolicznościach poznał kiedyś Johna Fitzgeralda Kennedy’ego Jr. Chorował na Parkinsona. Zmarł w jednym z nowojorskich szpitali.
- Nie będę uczestniczył we wznowieniu "MacGyvera" - kategorycznie odmówił Richard Dean Anderson twórcom nowej wersji serialu, która rok temu pojawiła się w telewizji. Aktor powiedział, że to z powodu szacunku dla fanów. Ale kto wie, może przyczyna jest zupełnie inna.
Od lat 80. Anderson mocno się zmienił. Przytył, posiwiał. Zarobione na hitowym serialu pieniądze zainwestował w firmę producencką i ma za co żyć. Nigdy też nie uważał, że jest wybitnym aktorem. Wystarczało mu to, co ma. Teraz woli spędzać czas na spacerach w Malibu, gdzie mieszka, niż na planie. Bo 67-letni aktor przeszedł już na emeryturę.
Marzena Juraczko