Guy Pearce: Zachować normalność
Guy Pearce stał na planie swojego najnowszego filmu, wychwalanego przez krytyków obrazu "Jak zostać królem", w którym gra światowego, zadufanego w sobie i na pozór beztroskiego Edwarda, księcia Walii i przyszłego Edwarda VIII - a dookoła siebie widział prawdziwie królewską, aktorską elitę.
- Mówiąc szczerze, denerwowałem się - wspomina. - Otaczali mnie Michael Gambon i Derek Jacobi, i Colin Firth, i Helena Bonham Carter, wszyscy ci znakomici aktorzy... Ach, i jeszcze Timothy Spall. A mi przypadło w udziale grać najbardziej pewną siebie postać spośród tego grona. Było to nie lada wyzwanie, zwłaszcza, że dołączyłem do ekipy z dużym opóźnieniem. Owszem, świetnie się przy tym bawiłem, ale też było to niełatwe.
- Kiedy już znalazłem się na planie, odkryłem, ze w moim bohaterze podoba mi się jego urok osobisty, jego poczucie humoru i radość, która czerpie z przebywania w świecie innym niż ten, w jakim zmuszony jest funkcjonować.
Co do reszty obsady tego opartego na faktach kostiumowego dramatu - Colin Firth wciela się w księcia Yorku, przez członków rodziny nazywanego Bertie. Jest synem króla Jerzego V (w tej roli Michael Gambon), bratem księcia Edwarda (dla bliskich - Davida) i mężem Elizabeth (Helena Bonham Carter), która w przyszłości stanie się znana jako popularna królowa matka (i matka Elżbiety II). Bertie od urodzenia zmaga się z jąkaniem. Kłopotliwa ta przypadłość staje się poważnym obciążeniem dla całej Anglii i królewskich poddanych, gdy Jerzy V umiera, a Edward - po niecałym roku panowania - abdykuje, by poślubić dwukrotna rozwódkę, Wallis Simpson (Eve Best).
Z czasem jednak, z pomocą niekonwencjonalnych metod australijskiego logopedy, Lionela Logue'a (Geoffrey Rush), Bertie przezwycięża wadę wymowy i, jako król Jerzy VI, porywa swój naród poruszającym przemówieniem transmitowanym na falach radiowych, w którym oznajmia, że Anglia przystąpi do wojny przeciwko hitlerowskim Niemcom.
Pearce, wszechstronny australijski aktor - urodził się co prawda w Anglii, ale już jako trzylatek przeniósł z rodziną na Antypody - wyjaśnia mi, że do przyjęcia roli Edwarda skłoniła go kombinacja kilku czynników.
- Pierwszy powód jest cokolwiek dziwny, ale pamiętam, że kiedyś, jako nastolatek, oglądałem mini-serial o Edwardzie i Wallis Simpson - mówi. Rozmawiamy telefonicznie, jako że aktor przebywa właśnie w Serbii, gdzie trwają zdjęcia do kolejnego filmu z jego udziałem. - Historia ta zapisała się w mojej pamięci jako w pewien sposób fascynująca. Przez długi czas nie wiedziałem jednak nic na temat tych postaci historycznych. Kiedy więc dostałem do reki scenariusz, ta fascynacja rozgorzała we mnie na nowo.
- Uznałem, że scenariusz jest bardzo ciekawy, a sama historia - niezwykle "filmowa" - kontynuuje. - I, nawet jeśli rola, którą gram, nie jest wiodącą partią na tle pozostałych, to przecież życiowy wybór Davida-Edwarda ma niezaprzeczalny związek ze wstąpieniem Bertiego na tron. Poza tym bardzo wciągnęły mnie przyjacielskie przekomarzania pomiędzy Bertiem i Lionelem.
- Na moje zainteresowanie tym filmem złożyło się, jak już mówiłem, kilka elementów. Położenie, w jakim znajduje się król Edward - urodzony po to, by zostać monarchą, a jednak zdolny do tego, by wyrazić to, co naprawdę czuje, a czuje niechęć do sprawowania rządów - to wątek, który urzeka. Wszyscy myślą sobie: Jakie to musi być wspaniałe - mieć szansę zostać królem - ale jeśli ktoś naprawdę nie chce korony, to ciążąca na nim presja musi być niewyobrażalna.
- I tak odkryłem, że ten drobny rys w postaci Edwarda, który widzimy w filmie, jest fascynujący. Naprawdę.
Zobacz zwiastun filmu "Jak zostać królem?":
Pearce dobrze wie, jak to jest dźwigać brzemię wielkich nadziei. Australijski serial "Sąsiedzi", w którym grał w latach 1986 - 1989, uczynił z niego gwiazdę w jego drugiej ojczyźnie. Rola drag queen w "Priscilli, królowej pustyni" (1994) przyniosła mu międzynarodowe uznanie. Wkrótce Guy zaczął odnosić sukcesy w Hollywood - by wymienić chociażby takie tytuły, jak "Tajemnice Los Angeles" (1997) czy "Memento" (2000).
A jednak Pearce nie wstąpił na ścieżkę wielkiej sławy, która stała się udziałem jego kolegi z obsady "Tajemnic Los Angeles" - Russella Crowe'a. Zamiast tego aktor - który mieszka w Melbourne razem ze swoją żoną, Kate - wybrał model, w ramach którego role w produkcjach niezależnych łączył z propozycjami od wielkich wytwórni, a filmy australijskie - z zagranicznymi. Z biegiem lat, chociaż nigdy nie udało mu się powtórzyć sukcesów z początkowego okresu swojej kariery w Hollywood, zebrał na koncie imponująca kolekcję kreacji w takich filmach, jak "Miłość mojej młodości" (2002), "Factory Girl" (2006), "The Hurt Locker. W pułapce wojny" (2008), "Opowieści na dobranoc" (2008), "Droga" (2009) czy "Królestwo zwierząt" (2010).
- Wydaje mi się, że jeśli aktorowi uda się wydeptać sobie ścieżkę przebiegającą pomiędzy dostateczną ilością pracy i rozsądną dozą rozgłosu, który z kolei zapewnia dalsze propozycje, to świetnie - mówi Pearce. - Równie ważne jest jednak zachowanie pewnego poziomu normalności w życiu, tak, by nikt nie napadał na ciebie w drodze do sklepu. W mojej karierze zasmakowałem trochę takiego szaleństwa i, generalnie rzecz biorąc, wcale mi się to nie podobało.
- To niekomfortowe - dodaje. - Takie sytuacje sprawiają, że zaczynam przesadnie myśleć o sobie i staję się niespokojny, w związku z czym staram się ich unikać. Mam w życiu na tyle szczęścia, że dostaję propozycje ról w takich filmach, jak "Memento", przypominam o sobie produkcjami typu "The Hurt Locker", albo pojawiam się w obrazach tego kalibru, co "Jak zostać królem". Było mi dane pracować z wielkimi ludźmi, jak Gillian Armstrong, Christopher Nolan czy Curtis Hanson. Po zakończeniu zdjęć wracam do domu i wiodę normalne życie; raz na rok zdarza mi się zagrać w jakiejś sztuce. Czuje się szczęśliwym aktorem, aktywnie uprawiającym swój zawód, a to wszystko, czego chciałem od losu.
Zobacz aktora filmie "Memento":
- Zdaje się, że ludzie z zewnątrz mają tendencję do postrzegania nas, aktorów, jako ludzi dążących do tego, by stać się najsłynniejszymi aktorami w skali światowej - i myślą pewnie, że jeśli taki aktor nie jest Tomem Cruisem, to musi odczuwać głębokie rozczarowanie. Cóż, w moim przypadku w ogóle się to nie sprawdza.
Projekty, w których w najbliższym czasie Guy Pearce będzie brał udział, wpisują się w jego wcześniejsze dokonania. Aktor zakończył właśnie zdjęcia do "Don't Be Afraid of the Dark", horroru, w którym występuje również Katie Holmes, a za scenariusz i produkcję odpowiada Guillermo del Toro. Zagrał też u boku Nicolasa Cage'a i January Jones w thrillerze "The Hungry Rabbit Jumps". Do skończonych przedsięwzięć należy poza tym zaliczyć "Mei-Mei", australijsko-chińską koprodukcję, oraz "Mildred Pierce", pięcioodcinkowy serial HBO w reżyserii Todda Haynesa i z udziałem Kate Winslet. Obecnie natomiast przebywa w Serbii, gdzie trwają zdjęcia do "Lockout", mieszanki science fiction i kina akcji, w której partnerują mu Maggie Grace i Peter Stormare.
Zobacz trailer oscarowej produkcji "The Hurt Locker. W pułapce wojny":
Z powyższych projektów najbardziej oczarował aktora serial "Mildred Pierce".
- Możliwość pracy z Toddem Haynesem i Kate Winslet była zdecydowanie jedną z najlepszych rzeczy, jakie przytrafiły mi się w życiu - mówi. - Było to naprawdę niewiarygodne przeżycie i nie mogę się już doczekać efektu końcowego. Wszyscy wiemy, ze Todd to bardzo mądry człowiek, a Kate jest po prostu genialna. To było zachwycające doświadczenie. Śmiem sądzić, że stworzyliśmy arcydzieło.
- Z "The Hungry Rabbit Jumps" poszło mi szybko. Przypominało to trochę "The Hurt Locker" - kilka dni zdjęciowych, rola będąca właściwie rólką typu "cameo" - aczkolwiek wydaje mi się, że na ekranie będę widoczny nieco dłużej, niż w "The Hurt Locker". Zawsze uwielbiałem Nica Cage'a. Wspaniale sie z nim pracowało - a Roger Donaldson, reżyser, to Australijczyk, tak, jak ja. Natomiast "Mei-Mei" to taki filmik, który nakręciliśmy w Sydney jeszcze przed "Lockout". Wspominam go równie milo.
- Wszystkie te filmy ekscytują mnie na rożne sposoby i z różnych przyczyn - mówi mi na koniec Guy Pearce - ale w przypadku "Mildred Pierce" było to tak, jakbym trzymał w dłoniach półmisek geniuszu w postaci czystej. Spędziłem w Nowym Jorku cztery miesiące. Przez cały ten czas towarzyszyła mi moja żona; mieszkaliśmy we wspaniałym apartamencie. Była to cudowna przygoda - pod każdym względem.
Ian Spelling
"The New York Times"
Tłum. Katarzyna Kasińska