Reklama

Gosia Dobrowolska: Polska aktorka w Australii. "Nie muszę zarabiać, żeby żyć"

Od ekranowego debiutu w świetnie przyjętych "Dreszczach" (1981) Wojciecha Marczewskiego do kolejnej roli w polskim filmie w "Tygodniu z życia mężczyzny" (1999) Jerzego Stuhra minęły blisko dwie dekady. W tym czasie obchodząca 65. urodziny Gosia Dobrowolska bynajmniej nie próżnowała, rozwijając aktorską karierę w... Australii.

Od ekranowego debiutu w świetnie przyjętych "Dreszczach" (1981) Wojciecha Marczewskiego do kolejnej roli w polskim filmie w "Tygodniu z życia mężczyzny" (1999) Jerzego Stuhra minęły blisko dwie dekady. W tym czasie obchodząca 65. urodziny Gosia Dobrowolska bynajmniej nie próżnowała, rozwijając aktorską karierę w... Australii.
Gosia Dobrowolska w 1984 roku /Jerzy Kośnik /Agencja FORUM

Gosia Dobrowolska ukończyła Studium Aktorskie przy Teatrze Polskim we Wrocławiu. Rok później zadebiutowała na kinowym ekranie w nagrodzonych Srebrnym Niedźwiedziem w Berlinie i Srebrnymi Lwami na na festiwalu w Gdańsku "Dreszczach" Wojciecha Marczewskiego.

Tuz po sukcesie "Dreszczy" otrzymała propozycję występu w "Nadzorze" Wiesława Saniewskiego. Niespodziewanie jednak odmówiła. Aktorka chciała bowiem wyjechać z Polski.

Gosia Dobrowolska: Dlaczego wyjechała z Polski?

"Myślałam o emigracji z przyczyn, jak na tamte czasy, oczywistych" - mówiła w wywiadzie dla Klubu Miłośników Australii i Oceanii. "Na początku lat 80. robiło się w Polsce coraz smutniej, nie zapowiadało się na to, aby mogły tutaj zaistnieć jakieś ciekawe perspektywy. Pojawiła się myśl, aby związać swoją przyszłość z jakimś miejscem poza Polską. Ja sama nie zapatrywałam się aż tak optymistycznie na wyjazd. Byłam w tym czasie świeżo upieczoną mężatką, to mój mąż miał większą ochotę na przeprowadzkę poza granice kraju. Można powiedzieć, że przystałam na emigrację również z miłości" - wyjaśniła Dobrowolska.

Reklama

Młoda aktorka osiedliła się w Australii.

"Wyszłam na lotnisko w Sydney, poczułam inny zapach powietrza, zobaczyłam inne światło, uświadomiłam sobie, że kompletnie nikogo tu nie znam" - mówiła w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej". "Pomyślałam, że nie wpadnę tu na ulicy na znajomego. W Polsce byłam aktorką, 'kimś', a tu stałam się 'refugee'. Mieliśmy z mężem dokładnie 98 dolarów, byłam w ciąży. Trafiliśmy do jakiejś okropnej dzielnicy, do obskurnych dwóch pokoi w hotelu dla emigrantów. Kilka dni przepłakałam, nie wróciłam do domu chyba tylko dlatego, że nie miałam pieniędzy na powrotny bilet" - wyznała.

"Byłam przekonana, że popełniłam największy błąd swojego życia. Ale zrobiłam krok i musiałam zrobić następne" - podkreśliła Dobrowolska.

Skąd jesteś? Przyjechałam z Polski

W Australii polska aktorka nawiązała kontakt z reżyserem Philipem Keirem, który zaoferował jej rolę w spektaklu "Bachtanki".

"Ktoś mi nagrał na kasecie tekst, uczyłam się go na pamięć, siedząc ze słownikiem i sprawdzając dokładnie znaczenie każdego słowa. I tak osiem miesięcy po przyjeździe do Australii weszłam w próby w profesjonalnym teatrze" - zdradziła "Rzeczpospolitej".

W 1984 roku zagrała w filmie "Silver City", w którym wcieliła się w postać polskiej emigrantki w Australii.

"To była, jest i będzie dla mnie niezwykle ważna rola. Według mnie jest tam wiele ciekawych, cennych elementów odnoszących się do emigracyjnego życia. A z drugiej strony, być może faktycznie niektóre wątki potraktowane były w sposób powierzchowny. Pewnie takie odczucia mieli też widzowie, którzy sami, na własnej skórze przeżyli proces adaptacji na australijskiej ziemi. Poza sprawami historycznymi i społecznymi twórcy filmu skoncentrowali się w znacznej mierze na wątku miłosnym. To sprawa nieco trywialna, ale jednak jakiś aspekt komercyjności musiał zaistnieć, a coś w rodzaju love story nadaje się do tego celu najlepiej" - tłumaczyła w wywiadzie dla Klubu Miłośników Australii i Oceanii.

Po występie w "Silver City" przyszły kolejne propozycje. aktorkę mogliśmy oglądać w obrazach: "The Surfer" (1987), "Around the World in Eighty Ways" (1987), "Phobia" (187) oraz serialach "Rafferty's Blues" i "Mission: Impossible".

"Zaczęłam dostawać różne role, czasem tylko dodawaliśmy dialog w rodzaju: 'A skąd jesteś? - Przyjechałam z Polski'. Ja zresztą we wszystkich filmach starałam się swoją polskość zaznaczyć: coś po polsku powiedzieć, zagwizdać naszą melodię czy do dekoracji mieszkania wprowadzić element, który zdradzał moje pochodzenie. I sądzę, że reżyserzy zaczęli nawet tę moją słowiańskość doceniać" - przyznała Dobrowolska.

Przełomem w jej karierze okazała się współpraca z Paulem Coxem, u którego wystąpiła aż w ośmiu filmach, m.in. "Złotym warkoczu", "Opowieści o kobiecie" czy "Zemście i pożądaniu".

Ekranowa żona Jerzego Stuhra

W 1999 roku Dobrowolska wróciła na polskie ekrany w filmie Jerzego Stuhra "Tydzień z życia mężczyzny", wcielając się w żonę tytułowego prokuratora, granego przez samego reżysera.

"Najpierw byłam przestraszona. Nie było mnie przecież w kraju wiele lat. Nie pracowałam w tym systemie, a na dodatek wszyscy mi się przyglądali i czułam, że po cichu zadają sobie pytanie: 'Dlaczego właściwie Stuhr ją ściągnął z tej Australii?'. Jedna z asystentek reżysera powiedziała mi: 'Wszyscy czekali na gwiazdę, a tu patrzymy? Normalna baba! Byliśmy nawet trochę rozczarowani'. Na szczęście miałam wrażenie, że potem ekipa tę moją normalność polubiła" - aktorka wspominała w "Rzeczpospolitej".

Za rolę w "Tygodniu z życie mężczyzny" otrzymała nominację do Polskiej Nagrody Filmowej w kategorii "główna rola kobieca".

Sześć lat później ponownie zobaczyliśmy ją w polskim filmie, tym razem w "Doskonałym popołudniu" Przemysława Wojcieszka, gdzie wspólnie z Jerzym Stuhrem zagrali rodziców głównego bohatera.

Do współpracy z Jerzym Stuhrem powróciła jeszcze w 2014, kiedy w "Obywatelu" wcieliła się w matkę głównego bohatera (granego przez Macieja Stuhra).

"W kinie dojrzałe kobiety nie ciekawią twórców. Cała masa aktorek około pięćdziesiątki znika z ekranu. A ja jestem w fantastycznej sytuacji: nie muszę zarabiać, żeby żyć czy zapłacić za mieszkanie, więc nie przyjmuję ról mamuś, które robią kanapki dla dzieci. Spokojnie czekam na rolę, którą naprawdę będę chciała zagrać" - wyjaśniała swoją zawodową sytuację w rozmowie z "Rzeczpospolitą".

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama