Reklama

Głowa pełna pomysłów

W Stanach Zjednoczonych Clint Eastwood jest żywą legendą i autorytetem nie tylko filmowym. To także bardzo płodny artysta, który potrafi zaskakiwać.

Czytanie jego filmografii przypomina trochę czytanie... książki telefonicznej. Dłuuuga lista seriali i filmów, w których grał, które reżyserował lub komponował do nich muzykę, a obok daty - najwcześniejsza z 1952 roku.

Dla Amerykanów jest prawdziwa legendą. Zmieniają się czasy, prezydenci, sytuacja gospodarcza, a Clint robi swoje filmy.

Po wielkim sukcesie "Brudnego Harry'ego" z 1971 roku i kolejnych filmach akcji, w których grał bezwzględnych twardzieli mógł zostać naczelnym mięśniakiem Hollywood. On postanowił jednak wziąć się za reżyserię. I to z wielkim sukcesem.

Reklama

Za swoją pracę dostał kilkanaście nagród m.in. dwa Oscary ("Za wszelką cenę" w 2004 r. i "Bez przebaczenia" w 1992 r.). Mimo skończonych 82 lat wciąż nie zwalnia tempa.

Właśnie przygotowuje się do nowej wersji filmu "Narodziny gwiazdy". Musi tylko znaleźć... tytułową gwiazdę.

Eastwood zaproponował tę rolę Beyonce, ona jednak odmówiła, tłumacząc się brakiem czasu. Chodzą jednak plotki, że zrezygnowała przez poglądy polityczne Eastwooda.

I tak dochodzimy do tematu nie związanego z kinem a bliskiego artyście. Clint Eastwood przyznaje się do prawicowych sympatii. Rzadko wypowiadał się o polityce, ostatnio jednak pozwolił sobie na ostrą krytykę Baracka Obamy.

Tu należy wyjaśnić, że obecny prezydent jest uwielbiany przez Hollywood i ludzi związanych z branżą filmową. Dlatego wystąpienie Eastwooda zostało przez nich źle przyjęte.

Czy zatem do najnowszego filmu uda mu się znaleźć gwiazdę, której nie będą przeszkadzały jego poglądy polityczne? Miejmy nadzieję, że tak. W końcu sztuka broni się sama!

AW

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

Tele Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy