Gdy aktorzy śpiewają
Kiedy Paweł Małaszyński ogłosił, że rezygnuje z roli w serialu "Lekarze" na rzecz kariery muzycznej, niewielu dawało temu wiarę. A jednak! Ambicjom aktora stało się zadość - scenarzyści uśmiercili Maksa Kellera. Pytanie tylko, jakie owoce przyniesie wybór artystycznej drogi.
Obecna sytuacja w "Lekarzach" przypomina nieco zamieszanie wokół "Mody na sukces" sprzed dwóch lat. Wówczas Ronn Moss - aktor stanowiący wizytówkę serialu - oznajmił, że po 25 latach wcielania się w Ridge'a Forrestera pragnie poszukać nowych doznań i położyć nacisk na zaniedbaną nieco karierę wokalisty.
Zarówno Małaszyński, jak i Moss, to nie tylko gwiazdy ekranu, ale i doświadczeni muzycy. Pierwszy koncertuje i nagrywa z zespołem Cochise, drugi obecny jest na rockowej scenie od prawie 40 lat. Obydwaj starali się pogodzić śpiewanie z występami w serialach, w pewnym momencie jednak musieli dokonać trudnego wyboru. Z jakim skutkiem? To dopiero czas pokaże.
Wbrew pozorom łączenie zawodów aktora i rockmana zdarza się w show-biznesie całkiem często. Russell Crowe grał w zespole o dość oryginalnej nazwie 30 Odd Foot of Grunts, który po licznych zmianach składu obecnie występuje jako Ordinary Fear of God. Jared Leto, tegoroczny laureat Oscara za rolę w filmie "Witaj w klubie", nadał swojej formacji równie wdzięczne miano: 30 Seconds To Mars (co ciekawe, w czerwcu zagrają w Polsce).
Na tle kolegów Keanu Reeves nie popisał się fantazją, swój zespół bowiem ochrzcił mało efektownie: Dogstar. Lepiej brzmi już Dr Misio - tak nazywa się grupa, którą firmuje Arkadiusz Jakubik.
Dla większości utalentowanych wokalnie gwiazdorów ekranu muzyka to po prostu rozrywka, miłe hobby. Anna Dereszowska zdecydowała się nagrać album z przedwojennymi piosenkami, bo po prostu miała na to ochotę (a jednocześnie samokrytycznie przyznaje, że śpiewanie stresuje ją znacznie bardziej niż aktorstwo). W latach 80. Piotr Fronczewski dla żartu wcielił się we Franka Kimono, śpiewającego bywalca dyskotek. Sukces przerósł jego oczekiwania. Dziś mówi się żartobliwie, że aktor wyprzedził swój czas jako pierwszy polski hip-hopowiec.
Inny przykład dowcipu, którego efekty wymknęły się spod kontroli, to słynne "Mydełko Fa" w wykonaniu Marka Kondrata i Marleny Drozdowskiej. Piosenka miała stanowić parodię disco polo, tymczasem weszła do klasyki tego nurtu. - Miało być wesoło, okazało się to koszmarem - wspomina Kondrat.
Czasem ucieczka do świata muzyki stanowi jedyny ratunek, kiedy aktorowi powinie się noga. Przekonał się o tym Robert Downey Jr., kiedy w latach 90. zmagał się z uzależnieniem od narkotyków, a jego kariera filmowa legła w gruzach. Gdy w serialu "Ally McBeal" zaśpiewał jedną z piosenek Joni Mitchell, nagranie od razu stało się hitem.
Dziś, choć jest najlepiej zarabiającym aktorem w Hollywood (według notowania za ubiegły rok), nie zapomniał o muzyce. Ostatnio w Internecie furorę zrobił filmik z urodzinowego koncertu Stinga. Downey Jr. towarzyszy mu na scenie w wokalnym duecie. Obydwaj panowie radzą sobie znakomicie.
Magia kina sprawia, że talent pieśniarski odkrywają w sobie nawet aktorzy pewni, że słoń im nadepnął na ucho. Gdy Joaquin Phoenix i Reese Witherspoon przygotowywali się do ról gwiazd country w filmie "Spacer po linie", przez pół roku chodzili na lekcje śpiewu. Byli tak zestresowani, że kłócili się nieustannie. Dopiero na planie dostroili się do siebie. Efekt? Ona otrzymała Oscara, on - nominację.
Nie zawsze jednak wiara we własne możliwości przynosi pożądany efekt. Przekonała się o tym Joanna Moro, która najpierw zagrała Annę German w serialu biograficznym, a potem próbowała wykonać jej piosenki na festiwalu w Opolu - i w mgnieniu oka straciła całą popularność. Śpiewać jednak nie każdy może.
KLC
Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!