Reklama

"Gambit": Slapstick Colina Firtha

26 grudnia na ekranach naszych kin zadebiutuje komedia "Gambit, czyli jak ograć króla" zrealizowana na podstawie scenariusza braci Coen. Jako pierwsi prezentujemy polski plakat obrazu, w którym główne role grają Colin Firth i Cameron Diaz.

Głównym bohaterem obrazu w reżyserii Michaela Hoffmana ("Ostatnia stacja") jest Harry Deane (Colin Firth), który planuje okraść jednego z najbogatszych ludzi świata, ekscentrycznego miliardera Lionela Shabandara (Alan Rickman). Brakuje mu tylko jednego elementu - pięknej kobiety, która zagrałaby rolę przynęty. PJ (Cameron Diaz) wydaje się być idealną kandydatką, lecz Harry wkrótce sam ulega jej wdziękom, co w efekcie pokrzyżuje mu plany.

Tytuł filmu Hoffmana zapożyczył swoją nazwę z żargonu szachistów, gdzie oznacza ona podstępny ruch wykonany we wczesnych fazach rozgrywki, w którym jeden z graczy poświęca pionka, żeby uzyskać strategiczną przewagę nad przeciwnikiem w późniejszych partiach gry.

Reklama

"Scenariusz braci Coen to idealny przykład diabelnie inteligentnej, klasycznej komedii o ścieraniu się ze sobą dwóch odmiennych kultur i sposobów myślenia" - opowiada reżyser Michael Hoffman.

Być jak Cary Grant

"Harry Deane to sztywniak, który od dzieciństwa tłumi w sobie różne lęki. Jego postać zostaje skontrastowana z całkowicie bezpretensjonalną i prostolinijną PJ, a jego coraz bardziej desperackie próby trzymania się chyba jednak nie do końca dobrze przemyślanego planu z jej niechęcią do dostosowywania się do odgórnie ustalonych reguł. Ten scenariusz jest napisany tak, jakby Cary Grant z jednej złotej epoki Hollywood spotykał Carole Lombard z innej, równie pięknej i klasycznej" - przyznaje reżyser "Gambita, czyli jak ograć króla".

Warto dodać, że scenariusz braci Coen nawiązuje do obrazu "Gambit" Ronalda Neame'a z Michaelem Caine'em i Shirley MacLaine, ale Michael Hoffman dodaje, że "oba filmy nie mają ze sobą wiele wspólnego poza tym, że opowiadają o człowieku z planem, który może nie być tak fantastyczny, jakby się mogło z początku wydawać".

Colin Firth dostrzega jednak w tekście Coenów coś, czego nie było w filmie z 1966 roku.

"Jest w nim coś unikatowego, coś z dawnego kina, czego nie ma tak naprawdę w oryginalnym filmie Ronalda Neame'a. Założenia scenariusza braci Coen są podobne, ale wszystkie postaci oraz styl filmu to już zupełnie inna historia. Czytając ten tekst, śmiałem się na głos do rozpuku, a niewiele komedii jest w stanie zapewnić taką reakcję na papierze" - przyznał odtwórca głównej roli.

Zagrawszy uprzednio w "Samotnym mężczyźnie" Toma Forda, za którego był nominowany do Oscara, a także w "Jak zostać królem" Toma Hoopera, za który otrzymał upragnioną Nagrodę Akademii, Firth zdecydował, że chciałby wystąpić w czymś zgoła innym. "Pracowałem przy naprawdę poważnych projektach, nadszedł czas na rolę w filmie pełnym mało wyrafinowanych dowcipów i slapstickowych pomysłów. Uwielbiam śmiać się z samego siebie".

Colin Firth ma "śmieszne nogi"

Przekonanie Firtha, że jego ciała, w szczególności nóg, można używać bez większych przeszkód do celów komediowych, narodziło się dawno temu na szkolnym boisku futbolowym. Na planie "Gambit, czyli jak ograć króla" znalazło potwierdzenie w filmowej scenie, w której jego bohater przechodzi nonszalancko przez lobby Hotelu Savoy, nie mając na sobie żadnych spodni. Partnerka Firtha z planu, Cameron Diaz, z radością skomentowała, że aktor ma "śmieszne nogi". Firth wyjaśnia, że zarówno w dramacie, jak i w komedii aktorskie rzemiosło ma takie samo znaczenie. "Nawet jeśli coś jest mocno naciągane, nie oznacza to, że musi być chaotyczne. Jeśli chybisz o milimetr, nie liczy się to, że było blisko, lecz to, że chybiłeś" - wyjaśnia brytyjski aktor.

"Na planie funkcjonujesz często instynktownie, a w komedii nie chodzi tylko o rozśmieszanie" - informuje Firth, wymieniając najważniejsze aspekty udanej filmowej komedii. "Scenariusz musi być precyzyjny i dobrze wymierzony, aktorzy muszą być w stanie dobrze oddać wszystkie jego założenia, reżyser musi pozwalać aktorom na pokazanie ich talentu, a montaż musi opierać się na chirurgicznej wręcz precyzji".

Firth znał wcześniejsze dokonania Michaela Hoffmana. "Byłem pod wielkim wrażeniem Ostatniej stacji. Obaj pracowaliśmy przy filmach o postaciach trapionych różnymi traumami, więc obaj byliśmy gotowi na coś bardziej humorystycznego, na farsę" - mówi aktor, dodając, że praca z Hoffmanem na planie była prawdziwą przyjemnością. "Obaj lubimy przesadnie dużo główkować, mamy również tendencję do zajmowania przeciwnych stanowisk. Mike jest bardzo inteligentnym i wygadanym człowiekiem, a to oznaczało, że prowadziliśmy ze sobą wiele dyskusji. Jestem pewien, że dla innych było to bardzo nużące, ale dla mnie osobiście stanowiło bardzo duże orzeźwienie" - kontynuuje aktor.

"Colin jest błyskotliwym komikiem. Obserwując go w akcji, wielokrotnie przypominałem sobie dokonania Bustera Keatona, Petera Sellersa oraz to, co ze swoim ciałem potrafił wyczyniać Cary Grant. Cały czas wymyślał nowe sposoby na udoskonalanie scen i świetnie panował nad fizyczną stroną tej roli" - rewanżuje się Hoffman.


Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Colin Firth
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy