Frodo już tutaj nie mieszka
Elijah Wood jest wam doskonale znany jako dobroduszny hobbit Frodo Baggins, cichy bohater, wokół którego koncentruje się akcja "Władcy Pierścieni". Poznajcie jego nowe wcielenie - mało rozgarniętego, tchórzliwego Ryana, neurotycznego singla. To postać, w którą Elijah wciela się w swoim pierwszym telewizyjnym serialu, osobliwym sitcomie "Wilfred", który w czerwcu debiutuje na amerykańskim kanale rozrywkowym FX.
Jak wiele z Frodo znajdziemy w tym nowym bohaterze - to pozostaje kwestią otwartą. Wood jednak zdecydowanie podkreśla, że on sam w niczym nie przypomina udręczonego Ryana, który w pierwszych scenach serialu próbuje popełnić samobójstwo.
- Moja odwaga jest teraz większa niż kiedykolwiek - deklaruje 30-letni aktor, którego mój telefon zastał na planie "Wilfreda" w Venice w Kalifornii. - Wyzbyłem się niektórych moich lęków. Mam poczucie zakotwiczenia, co w tej branży sprzyja długiemu życiu i zachowaniu zdrowia psychicznego.
Głos Wooda, nawet gdy analizuje on zakamarki swojej psychiki, brzmi lekko i optymistycznie, odzwierciedlając dystans, którego nabywa się po spędzeniu ponad dwóch trzecich życia w show biznesie.
Wood miał osiem lat, kiedy zagrał swoją pierwszą profesjonalną rolę. Oprócz trylogii "Władca Pierścieni" (2001 - 2003), jego filmografia obejmuje takie tytuły, jak "Avalon" (1990), "Burza lodowa" (1997), "Zakochany bez pamięci" (2004), "The Oxford Murders" (2006) czy "Bobby" (2006). Można go też było usłyszeć - ale nie oglądać - w animowanych produkcjach "Tupot małych stóp" (2006) i "9" (2009). Wkrótce Elijah znów użyczy głosu stepującemu pingwinkowi Mumble w drugiej części "Tupotu małych stóp", która na ekrany kin wejdzie w listopadzie.
Temu, że jest przystojny, nie można zaprzeczyć - reżyser "The Oxford Murders" Alex de la Iglesia mówi, że spojrzenie jego wielkich, błękitnych oczu ma "największą siłę w całej branży". Nie było mu jednak łatwo przeistoczyć się z dziecięcej gwiazdy w dorosłego aktora. Jego chłopięca twarz i 167 cm wzrostu sprawiają, że Wood wygląda raczej na dwadzieścia niż trzydzieści lat.
- Młody wygląd to wielki plus - mówi aktor - ale też czasami działało to na moją szkodę. Zdarzało się, że chciałem zagrać jakąś postać, ale nie dostawałem roli prawdopodobnie dlatego, że byłem postrzegany jako za młody do niej. Jeżeli tak się zdarzało, że miałem trudności ze znalezieniem roli albo z dostaniem angażu do konkretnej produkcji, to działo się tak głównie z powodu mojego wieku.
Po zagraniu przebiegłego laboranta "polującego" na swoją klientkę (Kate Winslet) w romantyczno-fantastycznym "Zakochanym bez pamięci" i amerykańskiego studenta na wymianie, rozwiązującego kryminalne zagadki w "The Oxford Murdrers", Wood sądził, że najtrudniejsze chwile ma już za sobą.
- Pomyliłem się wówczas - przyznaje. - Nie jestem pewien, czy zostawiłem widmo młodzieńczego aktora za sobą. Wydaje mi się, że wciąż jestem postrzegany jako małolat.
Serial "Wilfred" może obalić ten stereotyp, i kilka innych przy okazji. To pierwsza główna rola Wooda w serialu telewizyjnym, a także pierwszy poważny sprawdzian w gatunku, który polega na rozśmieszaniu widza.
"Wilfred" opiera się na rozwiązaniu znanym z wcześniejszych sitcomów z elementami fantastyki: przyjaciel, współmałżonek albo domowy pupil głównego bohatera ma zdolności magiczne, które należy za wszelką cenę utrzymywać w sekrecie. Tym razem jednak fabuła jest bardziej interesująca.
Ryan - głęboko nieszczęśliwy z uwagi na fakt, że żyje pod pantoflem swojej apodyktycznej rodzinki, a jednocześnie zbyt słaby psychicznie, by przejąć kontrolę nad swoim własnym życiem - postanawia położyć kres swojej egzystencji. Wtedy właśnie poznaje Wilfreda, psa swojego nowego sąsiada. Dla otoczenia jest on zwyczajnym psotnym kundlem, ale przed Ryanem - i widzami - odkrywa on swoją prawdziwą tożsamość despotycznego, bluźnierczego, uzależnionego od piwa i marihuany faceta w przebraniu psa, który mówi z australijskim akcentem.
Zobacz Elijaha Wooda w serialu "Wilfred":
Wilfred często zachowuje się jak prawdziwy pies, co nieuchronnie prowadzi do nakreślonych grubą kreską scen pełnych slapstickowego humoru. Z czasem jednak staje się dla Ryana, z którym połączy go "trudna miłość", swoistym nauczycielem życia, mobilizującym go i wypychającym z jego skorupy. Serial jest adaptacją popularnego australijskiego formatu, którego współtwórcą był Jason Gann. To on właśnie gra Wilfreda w amerykańskiej wersji, podobnie zresztą, jak w pierwowzorze.
Zadanie Wooda polega głównie na aktywizowaniu komediowego potencjału Ganna. Mój rozmówca zdążył już się przekonać, że nie jest to tak łatwe, jak się z pozoru wydaje.
- Moja postać to przede wszystkim swoisty reaktor, ale taka sytuacja nie jest wolna od wyzwań - podobnie jak konieczność wypośrodkowywania humoru i realizmu. Komediowe wyczucie nie zawsze przychodzi łatwo.
Jeśli chodzi o przejście ze świata filmu do telewizji, to jeszcze dekadę czy dwie dekady temu byłaby to z pewnością o wiele większa rzecz, mówi Wood. - Telewizja niesamowicie się otworzyła. W przestrzeni telewizyjnej działają dziś niesamowici aktorzy, świetni reżyserowie i scenarzyści. Scenariusz "Wilfreda" nie był podobny do niczego, co kiedykolwiek w życiu przeczytałem.
Inny telewizyjny projekt z udziałem Wooda jest tak odległy od Wilfreda, jak to tylko możliwe. Mowa o brytyjskim miniserialu "Wyspa skarbów" na podstawie powieści Roberta Louisa Stevensona, w którym aktor wciela się w rolę byłego pirata Bena Gunna, rozbitka z bezludnej wyspy. W Wielkiej Brytanii zostanie on wyemitowany już w tym roku; amerykańska widownia obejrzy serial w 2012 r.
Urodzony w Cedar Rapids w stanie Iowa Wood rozpoczął swoją medialną karierę jako dziecięcy model pozujący do zdjęć w katalogach i uczestniczący w pokazach organizowanych w centrach handlowych. Kiedy miał siedem lat, jego matka zgłosiła go do udziału w przeglądzie młodych talentów w Los Angeles, gdzie łowca dziecięcych aktorów zasugerował mu, że powinien spróbować swoich sił przed kamerą. Mały, pełen energii Elijah (przez bliskich i przyjaciół aktor jest nazywany "żywym srebrem") ani się obejrzał, a już wraz z rodziną jechał na zachód, by zmierzyć się z show biznesem. Niemal od razu został zaangażowany do teledysku Pauli Abdul, a nim minął rok zagrał w "Wydziale wewnętrznym", "Dziecku w mroku" i "Avalonie" (1990).
- Od tego momentu rzeczywistość zaczęła nabierać rozpędu - mówi Wood. - W pewnym sensie zakochałem się w aktorstwie od pierwszego wejrzenia.
Chociaż Elijah spędził wczesną młodość w Hollywood, nigdy nie stał się przedmiotem dociekliwych artykułów tabloidów, co sam przypisuje wyłącznie temu, że prasa brukowa nie była nim zainteresowana. - Dokonywałem w życiu takich wyborów, że nie sprowadziły mnie na ścieżkę skandalu - mówi ze śmiechem.
Wood, który obecnie jest singlem (w zeszłym roku rozstał się, po ponad pięciu latach związku, z Pamelą Racine, perkusistką zespołu Gogol Bordello), lubi spędzać wolny czas w swoim domu w Venice, asystując przy opalanym drewnem piecu do wypiekania pizzy i oglądając horrory w gronie przyjaciół.
Fakt, że pracuje praktycznie rzut beretem od swojego domu, to dodatkowy plus. - To dla mnie ogromna wygoda, że "Wilfred" powstaje właśnie w Venice - mówi - i po prostu szczęśliwy zbieg okoliczności.
Wraz z początkiem jesieni Wood przeniesie się do Wellington w Nowej Zelandii, gdzie spotka się z przeszłością: z lekko spiczastymi uszami i włochatymi stopami Frodo Bagginsa zagra w scenach, które trafią do dwuczęściowej superprodukcji "Hobbit" w reżyserii Petera Jacksona. Premiery pierwszej i drugiej odsłony "Hobbita" zaplanowano na 2012 i 2013 rok.
Elijah Wood jako Frodo Baggins:
Czy słyszał pogłoski o tym, jakoby niektórzy fani prozy Tolkiena poddawali się operacjom plastycznym, by zyskać spiczaste uszy?
- Niech każdy robi, co mu się podoba - odpowiada aktor.
A jeśli wkrótce zapanuje moda również na owłosione stopy?
- Z przyjemnością zobaczyłbym to na własne oczy - mówi Elijah Wood. - Byłby to dowód prawdziwej miłości i oddania własnym pasjom. Ja sam nie mógłbym tego zrobić, ale byłbym na pewno pod wielkim wrażeniem.
Jane Wollman Rusoff
New York Times
Tłum. Katarzyna Kasińska