Franciszkanin polskiego kina
"Pieniądze przekładają się na film, ale nie w ten sposób, że jak jest ich mniej, to powstaje gorszy film. Nic podobnego, o wiele więcej jest wpadek z powodu nadmiaru pieniędzy. Cała sztuka polega właśnie na dostosowaniu się do możliwości" - te słowa Andrzeja Barańskiego z rozmowy-rzeki z Piotrem Mareckim (Krytyka Polityczna, 2009) chyba najtrafniej oddają ducha jego twórczości. "Dodawanie przez odejmowanie" to znak firmowy, ale też i artystyczne credo reżysera "Parę osób, mały czas".
Wydany w ramach cyklu Przewodnik Krytyki Politycznej zbiór rozmów z Andrzejem Barańskim zaskakuje oryginalną optyką spojrzenia na filmową twórczość reżysera, takich obrazów jak "Kobieta z prowincji" czy "Dwa księżyce".
Marecki rezygnuje z właściwego wywiadom-rzekom chronologicznego nurtu opowieści, punktem wyjścia do rozmowy o filmach Barańskiego czyniąc pisarzy, których ekranizował urodzony w Pińczowie twórca. Są to, poza nielicznymi wyjątkami (m.in. Maria Kuncewiczowa) w większości nazwiska niezbyt wiele mówiące nawet miłośnikom literatury. Jakub Wojciechowski, Jan Stoberski, Waldemar Siemiński, Edward Kozieł, Franciszek Kotula - to pisarze, którzy - jak zauważa Marecki - w bibliograficznych zakładkach figurują w przegródkach "etnografia", a nie "literatura piękna". Barański jednak nawet jak zabierał się za twórczość bardziej uznanych literatów, albo wybierał do ekranizacji mało znane utwory (przypadek "Skandalu w Wesołych Bagniskach" Michała Chromańskiego), albo łączył w jedną opowieść wątki z różnych opowiadań danego twórcy ("Dzień wielkiej ryby" według prozy Kornela Filipowicza).
Już sam wgląd w listę ulubionych pisarzy Barańskiego, określa specyfikę jego filmowej twórczości. Jest w fascynacji reżysera literackimi naturszczykami coś głęboko szczerego, co przenika całą jego filmografię. Kiedy w rozmowie dotyczącej filmu "Kramarz" na podstawie powieści Edwarda Kozieła wspomina, że na notatkę o tej książce mógł natknąć się kiedyś w "Przekroju" i kontynuuje: "Mogliby go [Kozieła] drukować obok Borgesa. Według mnie obaj są bardzo dobrymi pisarzami" - brzmi to dla mnie nie jak prowokacja, tylko deklaracja. Czego innego szuka w literaturze Barański, czego innego oczekuje od kina.
"U Czycza nie ma manipulacji pisarskiej, nie ma gry z czytelnikiem, nie ma zwodzenia" - wspomina kolejnego ze "swoich" autorów. "Te cechy cenię najwyżej, mimo że są zupełnie niefilmowe" - dodaje.
Spodziewałem się, że w książce Mareckiego znajdzie się więcej szczegółów "twórczej wierności" Barańskiego, jak autor określił w eseistycznym posłowiu stosunek swojego bohatera do adaptowanych przez niego pisarzy. Pomysł na Przewodnik po Barańskim nosił w sobie potencjał na ciekawą rozprawkę o związkach literatury i kina. Zabrakło fachowych egzegez, na szczęście Barański w interesujący sposób wprowadził nas w świat swojej filmowej poetyki. Ujawnił mi się w rozmowach z Mareckim jako wielki miłośnik słowa. Przyznał, że "Kawalerskie życie na obczyźnie" według książki Jakuba Wojciechowskiego zrealizował wyłącznie dla piękna języka.
"Zdarzenia [w książce] mają wymiar estetyczny - są dla nas interesujące przez sposób, w jaki zostały przez autora opisane" - mówi Barański. W tym podejściu ujawnia się jego reżyserska osobność - jego filmy nie są filmowymi historiami ("Narracja jest drugorzędna", "scenariuszowa wata"), raczej poetyckimi epifaniami ("Pisze się, że film jest doskonały, bo porusza taką ważną sprawę. Zupełnie nie widzi się, że film może sam z siebie być piękny").
Twórczą filozofię Barańskiego idealnie ilustruje jego podejście do kwestii tytułu filmu. Wyjaśniając znaczenie "Parę osób, mały czas" Barański pokusił się o zdefiniowanie swego artystycznego motto: "Nie lubię tłumaczyć tytułu, a nawet czuję przed tym strach. To raczej jest piękny motyl i lepiej przyjrzeć mu się kiedy fruwa, nie starać się go złapać, wziąć w ręce i uszkodzić skrzydła, tylko po to, by mu się przyglądać". Dopełniając obrazu całości tłumaczy też dlaczego zrezygnował z pierwotnego tytułu - "Bohema". "To był efektowny tytuł, podobał się. Był dobry, ale zbyt pomysłowy, ja takie niezbyt cenię".
Skromność, zwyczajność, niespektakularność. Zachwyt dla rzeczy najprostszych. Łaskawszym okiem po lekturze tego wywiadu spoglądam na ostatni film Barańskiego - telewizyjnego "Braciszka". Biografia głównego bohatera - franciszkanina Alojzego Kosiby rymuje się tu z podejściem do reżyserii Andrzeja Barańskiego. Anegdota, którą przytacza przy okazji rozmowy o filmie "Parę osób, mały czas", pasuje zarówno do "Braciszka", jak i całej jego filmografii.
"Jedna z osób, która wie, że nakręciłem ten film [Parę osób...] za połowę budżetu, ponieważ nie otrzymałem pieniędzy z PISF-u, wyraziła żal z tego powodu. Chciała tym samym powiedzieć, że gdybym miał więcej pieniędzy, to film byłby o tyle lepszy. Otóż nic podobnego. Ten film jest całkowicie kompletny, nic tu nie brakuje, zrobiłem wszystko czego potrzebowałem".
Na koniec - kropka nad i: "Rysunek Rembrandta jest tak samo genialny, jak jego obraz olejny". Doczekamy się kiedyś wielkiego płótna Andrzeja Barańskiego?