Filmy, które stały się ofiarami review bombingu. Hejterzy, ogarnijcie się
Jednym z najbardziej toksycznych procederów w internetowej kulturze filmowej jest "review bombing". Polega on na zamieszczeniu w sieci negatywnych opinii i wystawieniu najniższych ocen bez uprzedniego seansu. Powody? Są różne. Może nie lubimy aktora lub aktorki albo nie spodobał nam się ich komentarz dotyczący spraw światopoglądowych? Może film jest częścią serii, której nie lubimy? Może ktoś wstał z łóżka lewą nogą? Do jadu nie potrzeba wiele.
Należy zaznaczyć, że review bombing nie jest jednoznacznym z wyrażeniem negatywnej opinii o filmie po seansie. Nie jest też jednoznaczny z bojkotem filmu np. z powodu traktowania pracowników, jego nienawistnej wymowy lub innych przemocowych/nieetycznych kwestii z nim związanych.
Review bombing jest zwykle uprawiany przez osoby, które nie widziały danego filmu. Często zaniżają one ocenę produkcji z kilku kont na mediach społecznościowych. Osobom pałającym się takową rozrywką dedykujemy nieśmiertelne hasło "Get a life" i polecamy zaparzyć melisę. Natomiast poniżej lista produkcji, które w ostatnich latach stały się najgłośniejszymi ofiarami tego procederu. Niektóre z nich są udane, inne nie. Nie jest to w tej chwili ważne.
Brie Larson deklaruje się jako feministka. Przypadła jej tytułowa rola w "Kapitan Marvel", pierwszym solowym filmie Kinowego Uniwersum Marvela o superbohaterce. Wystarczyło. Serwisy z recenzjami zalały wypociny o feministycznym terrorze i aktorce, która nienawidzi mężczyzn. Było tak źle, że portal Rotten Tomatoes cofnął pozwolenie na zamieszczenie opinii przed premierą filmu.
"Gwiezdne wojny, Epizod VIII: Ostatni Jedi"
Siódmy epizod "Gwiezdnych wojen" o podtytule "Przebudzenie mocy" podzielił fanów, a odpowiedzialny za jego kontynuację Rain Johnson nie ukrywał, że nie zamierza kręcić jej pod dyktando wielbicieli serii. "Ostatni Jedi" doczekał się nie tylko review bombingu. Hejterzy zaczęli atakować także aktorów w ich mediach społecznościowych. Kelly Marie Tran, która wcieliła się w jedną z nowych postaci, usunęła w wyniku tego swoje konta w kilku serwisach internetowych. "The Huffington Post" opublikowało nawet rozmowę z człowiekiem, który przyznał się do ataku botów na serwis z recenzjami Rotten Tomatoes, by jak najbardziej obniżyć ocenę filmu.
Do kin zmierzał film o afrykańskim królestwie, które posiada technologię przewyższającą możliwości innych wysokorozwiniętych krajów, a jednocześnie jest oddane swej tradycji - i świat zapłonął. Facet w zbroi bojowej latającej z prędkością światła? Siada. Bóg piorunów, który mieszka w złotym królestwie z tęczowym mostem? Jest ok. Przygody gadającego drzewa i szopa w kosmosie? Super. Afrykański król obdarzony kocimi supermocami? Głupie, przegięte i — oczywiście — za bardzo woke. Twórcy dedykują hejterom siedem nominacji do Oscara i trzy statuetki, które zdobyli.
Kolejny film Kinowego Uniwersum Marvela na tej liście. Tym razem pewnym przedstawicielom internetowej społeczności nie spodobało się, że jeden z członków tytułowej grupy, Phastos (Brian Tyree Henry), jest postacią homoseksualną. Superbohater ma męża, z którym wychowuje adaptowanego syna. W filmie znalazła się nawet scena małżeńskich czułości między mężczyznami. W komentarzach zaroiło się od oskarżeń o propagowanie homoseksualizmu, ideologii woke i tak dalej.
Komedia romantyczna o dwóch facetach, którzy zaczynają się spotykać. Przed premierą doczekała się ponad 300 jednogwiazdkowych recenzji. Jak do tego doszło, nie wiem.
"Ghostbusters. Progromcy duchów"
Prosty przepis na g****burzę w internecie? Zapowiedzieć remake popularnego filmu, w którym czwórkę męskich bohaterów zastąpią postaci kobiece. Gotowe. Chociaż w obsadzie znalazły się uznane aktorki komediowe — Kristen Wiig, Melissa McCarthy i Kate McKinnon — a za kamerą stanął twórca "Druhen", film od początku mierzył się z hejtem. Jeden z głównych argumentów? "Zrujnowane dzieciństwo". Bo zamiast czterech chłopa w filmie zagrały cztery kobiety. Smutne musiało być to dzieciństwo.
Jednym z wątków melodramatu Terryego George'a była rzeź Ormian, w wyniku której w latach 1915-1917 zginęło ponad 972 tysięcy osób. Niektóre wyliczenia mówią, że liczba ofiar wyniosła nawet 1,5 miliona. Jest to drugie po Holocauście najlepiej udokumentowane i opisane ludobójstwo. Oczywiście w tym wypadku również jest spora grupa osób, która nie wierzy w tragedię. Przed premierą "Przyrzeczenia" film został zalany jednogwiazdkowymi opiniami.
"Legion samobójców: The Suicide Squad"
Review bombing nie zawsze wynika z kwestii światopoglądowych. Czasem chodzi o fanów zawiedzionych faktem, że ich ulubiona seria idzie w nowym kierunku. Gdy James Gunn zapowiedział swoją wersję "Legionu samobójców", niektórzy użytkownicy sieci poczuli się urażeni odejściem przez niego od mrocznej tonacji poprzednich adaptacji komiksów DC. Dali więc wyraz swojej frustracji negatywnych recenzjach, które pojawiły się przed pierwszymi pokazami filmu. Gunn stwierdził, że takie działanie, chociaż głośne, ostatecznie nic nie znaczy. Wierzył, że większość fanów życzy mu jak najlepiej, a jedynie garstka zdecydowała się zmarnować swój czas na hejt.
Ok, w 1972 roku nie było jeszcze internetu. Arcydzieło Francisa Forda Coppoli na swoją chwilę musiało czekać przeszło 36 lat. Ta nadeszła za sprawą "Mrocznego Rycerza" Christophera Nolana, który uzyskał świetne recenzje i szybko zaczął się piąć w górę listy "stu najlepiej ocenianych produkcji" serwisu Internet Movie Database. Batman utknął na drugim miejscu, a pierwsze należało właśnie do rozpoczęcia sagi o rodzinie Corleone. Fani "Mrocznego Rycerza" zaczęli więc masowo oceniać film Coppoli na "1", by zmniejszyć jego średnią ocen i tym samym pomóc swojemu ulubieńcowi w dotarciu na szczyt. To nic osobistego, to tylko interesy.