Reklama

Filmowcy ostrzegają: Imprezy szkodzą

Większości z nas nie trzeba powtarzać, że alkohol szkodzi, szczególnie, gdy trwają wakacje… Mimo to, filmowcy, wiedzeni doświadczeniem, nieraz starali się nas ostrzegać przed konsekwencjami nadmiernego imprezowania. Ich wizjom "imprezy życia" w rzeczywistości trudno czasem dorównać, "dzień później" jednak wszyscy przeżywamy tak samo boleśnie. Zamiast więc samemu zmagać się z mdłościami, a potem na własnej skórze doświadczać efektów kaca, prezentujemy osiem filmów, które szybko oduczą was nadmiernego imprezowania. Zasada jest prosta: nie powtarzajcie tego u siebie w domu!

Skoro o imprezach mowa, to trzeba zacząć z hukiem. "Projekt X" (2012) Nimy Nourizadeha w całości poświęcony jest wielkiej zabawie, która wkrótce wymyka się spod kontroli. Dla głównych bohaterów, nastoletnich: Thomasa (Thomas Mann), Costy (Oliver Cooper) i J.B. (Jonathan Daniel Brown), organizacja powalającej domówki ma być szansą na zyskanie popularności i, oczywiście, zdobycie serca odpornej na zaloty wybranki (zgodnie z powiedzeniem, że nieważne jak, ale ważne, żeby mówili)... Jednak, gdy wieść o wydarzeniu rozchodzi się po okolicy, pod dom Thomasa, gdzie odbywa się impreza, schodzą się setki, jeśli nie tysiące młodych ludzi. Wtedy robi się naprawdę głośno...

Reklama

Impreza kończy się wszechogarniającym chaosem. W grę zaczyna wchodzić nie tylko alkohol, ale i narkotyki, a muzyka sprawia, że trzęsą się ściany pobliskich mieszkań. Sąsiedzi bezskutecznie próbują nastraszyć młodziaków policją, a z powstrzymaniem imprezowiczów problem mają nawet jednostki SWAT. Koniec końców, samochód rodziców Thomasa ląduje w basenie, podwórko wypełniają "zalegający" z powodu alkoholu goście, a dom organizatora i najbliższa okolica stają w płomieniach. Imprezę Thomas, Costa i J.B. skończą w porannym materiale informacyjnym. Cel - zdobycie popularności, osiągnęli, ale skutki mogą być trudne do udźwignięcia...

O tym, że za brak umiaru płaci się wysoką cenę, dowiedziały się także młode bohaterki produkcji "Spring Breakers" (2012) Harmony'ego Korine'a. Nastoletnie dziewczyny, w które na ekranie wcieliły się: gwiazdki Disneya - Selena Gomez i Vanessa Hudgens oraz Ashley Benson i Rachel Korine (prywatnie żona reżysera), by spełnić swoje marzenie i wyjechać na wiosenne wakacje na Florydzie, obrabiają restaurację. Jednak po przybyciu na miejsce ślicznotki błyskawicznie tracą kontrolę nad sytuacją: dają się porwać tygodniowemu imprezowaniu, gdzie ograniczenia zdają się nie istnieć...

Niestety (lub stety), nadużywanie alkoholu i narkotyków nie uchodzi im płazem, a dziewczyny wkrótce lądują za kratkami. Z więzienia wyciąga je nieznajomy - Alien (znakomity James Franco), handlarz nielegalnymi substancjami i bronią. Od razu staje się oczywiste, że ta znajomość nie wyjdzie nastolatkom na zdrowie, a boss za uratowanie studentkom skóry będzie oczekiwał zapłaty...

W "Spring Breakers" Korine nie szczędzi nam obrazów pijanego towarzystwa, roztańczonych młodych ciał i zabawy, która zdecydowanie przekracza granice wyobraźni. Bezwzględnie pokazuje nam także i rezultaty "przekraczania imprezowych granic" - dla bohaterek rozrywkowe wakacje zakończą się bowiem czymś znacznie gorszym, niż kac...

Na brak imprezowych wspomnień nie mogliby narzekać również bohaterowie "Kac Vegas" (2009) Todda Philipsa. Najpierw jednak te wspomnienia musieliby mieć! Tymczasem Phil (Bradley Cooper), Stu (Ed Helms) i Alan (Zach Galifianakis) zmagają się z dość znaczącym zanikiem pamięci, spowodowanym, jak łatwo się domyślić, nieprzewidzianym wymieszaniem wszelkiego rodzaju środków odurzających. Wieczór kawalerski, który urządzili przyjacielowi, kończy się dla nich czarną dziurą, a gdy budzą się rano w zrujnowanym hotelowym pokoju, z tygrysem w łazience, zdają sobie sprawę, że zgubili pana młodego... Zbliżające się wesele staje pod znakiem zapytania, podczas gdy bohaterowie przemierzają Las Vegas w poszukiwaniu przyjaciela i... wspomnień.

Szybko na jaw wychodzi, że "melanż poniósł ich" nieco zbyt daleko. Tygrys zdaje się należeć do znanego boksera, oni muszą uciekać przed pościgiem, na domiar złego zostają oskarżeni o kradzież osiemdziesięciu tysięcy dolarów. By znaleźć pana młodego, bez żadnych wspomnień na koncie, będą musieli się sporo napracować. Jak uczy nas film: tak to jest, gdy (nad)używa się zakazanych substancji...

Wśród wad nadmiernego imprezowania nie znajdziemy jedynie kaca i zaników pamięci. Jak pokazują "Sąsiedzi" (2014) Nicholasa Stollera, konsekwencją przekraczania imprezowych granic są także wściekli sąsiedzi. W tej amerykańskiej komedii wcielają się w nich Seth Rogen i Rose Byrne, którym przychodzi zmierzyć się ze... studenckim bractwem.

Studenci pod wodzą Teddy’ego (Zac Efron) wprowadzają się do domu obok i nie zamierzają oszczędzać młodzieńczych sił. Po ich przeprowadzce spokojne podmiejskie osiedle rozbrzmiewa muzyką, śpiewem i krzykami, a gdy jedna domówka się kończy, zaczyna się kolejna - natomiast w domu obok świeżo upieczeni rodzice próbują się do tego przyzwyczaić. W ciągłym hałasie żyć jest jednak niełatwo, dlatego Mac i Kelly wkrótce wypowiadają imprezowiczom wojnę. Niespodziewanie po drodze sami, skuszeni przez młodszych sąsiadów, staną się ofiarami alkoholu i narkotyków. A przecież małe dzieci na kaca rodziców nie zważają! Szybko staje się jasne, że Mac i Kelly nie będą przeżytych imprez wspominać przyjemnie...

Na złośliwe konsekwencje imprezowania nie są odporni nawet bogaci brokerzy z Wall Street. Przekonał się o tym Jordan Belfort (Leonardo DiCaprio), bohater filmu Martina Scorsese "Wilk z Wall Street" (2013). Choć w należącym do niego barze moglibyśmy znaleźć wszystkie najwykwintniejsze trunki świata i jego nie ominęły wspomnienia trudnych poranków. Nieraz brak ograniczeń zawiódł go na skraj wytrzymałości.

Wystarczy wspomnieć jedną z najsłynniejszych scen filmu, gdy razem z przyjacielem, Donniem Azoffem (Jonah Hill), Jordan przeżywa skutki przedawkowania wyjątkowo silnych narkotyków...

Szokujące wizje narkotykowych "odlotów" były znakiem rozpoznawczym amerykańskiego kina kontrkultury lat 60. i 70. Bardzo znaczącego "występu" doczekały się również nieco później w filmie Terry'ego Gilliama "Las Vegas Parano" (1998), którego akcja cofa się do tych pamiętnych czasów. Zgodnie z hasłem, że  "ten, kto wyzwala z siebie bestię, pozbywa się bólu bycia człowiekiem", bohaterowie, dziennikarz Raoul (Johnny Depp) i prawnik Oscar (Benicio Del Toro) do Las Vegas wyruszają z samochodem przeładowanym środkami odurzającymi.

Podczas swoich porażających imprez szybko je wykorzystują, co kończy się nie tylko zawrotami głowy i tajemniczymi wizjami, ale i skradzionymi samochodami oraz zniszczonymi pokojami hotelowymi. Las Vegas tych gości będzie długo pamiętać, oni zapewne ze swoich przygód nie będą pamiętać nic... Nam pozostaje się jedynie modlić, by dożyli finału, bo filmowcy dobitnie pokazują, że zakazane substancje na działają dobrze na nasze bezpieczeństwo. Wskazówka warta zapamiętania!

Bardzo dobrą i swojską lekcję ograniczania spożywania alkoholu dał nam także Wojciech Smarzowski, który w niemal każdym swoim filmie pokazuje z bezwzględnym naturalizmem mroczną stronę picia wódki... Szczególnie wyraźnie można zauważyć to w komediodramatach "Wesele" (2004) i "Pod Mocnym Aniołem" (2014), gdzie cierpiący z powodu pijaństwa bohaterowie to norma.

Tak jak i w pozostałych opisanych dziełach, w filmach Smarzowskiego znajdziemy wiele obrazów zataczających się, brudnych i skompromitowanych ludzi, którzy nie wiedzieli, kiedy powiedzieć stop. Tutaj jednak wszystko jest jeszcze bardziej dosłowne i ponure - dzieła Smarzowskiego to nie letnie komedie, a bohaterowie za przekroczenie tej niewidzialnej, imprezowej linii płacą nie tylko bólem głowy... Jeśli więc potrzeba wam zachęty, by na dyskotece odmówić sobie kolejnego kieliszka, wystarczy seans jednego z tych dzieł. Nie tylko po alkoholu ich oglądanie może przyprawić o mdłości.

Jak bezwzględnie udowadnia Smarzowski, alkohol ludzi niszczy, upadla i uzwierzęca. Dlatego na następnej wakacyjnej imprezie pamiętajcie, by powiedzieć "dość", póki jeszcze wiecie, co się wokół dzieje/ Jeden drink mniej, wyrzutów sumienia brak, a i kolejny dzień stanie się przyjemniejszy! Jak pokazują bowiem filmy, imprezy kończyć się mogą różnie, a najcięższym zawodnikom nie obce są spalone domy, dzikie zwierzęta w mieszkaniu i doprowadzeni do furii sąsiedzi. Tego chyba nie chciałby przeżywać nikt z nas... Co nie zmienia faktu, że jeśli szaleć, to tylko w wakacje, a nam pozostaje jedynie życzyć udanej (i rozsądnej) zabawy.

Adrian Luzar

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy