Film dla wykształciuchów
"Wreszcie doczekaliśmy się w kinach filmu dla wykształciuchów: inteligentnego, a nawet inteligenckiego" - pisze o "Parę osób, mały czas" Andrzeja Barańskiego recenzentka "Przekroju". Tylko dlaczego czekaliśmy na jego kinową premierę aż dwa lata?
"Wreszcie doczekaliśmy się w kinach filmu dla wykształciuchów: inteligentnego, a nawet inteligenckiego. Nieschematycznego i - choć opowiada o skomplikowanej relacji w skomplikowanych czasach - prostego".
Małgorzata Sadowska, "Przekrój"
"Mały-wielki film. Jeden z najlepszych, jaki zrealizowano u nas w ostatnich latach. To wstyd, że musiał czekać siedem lat na pieniądze na produkcję (te zresztą okazały się bardzo skromne) i kolejne dwa na premierę w kinach. Ani to bowiem hermetyczny portret artystów, ani nostalgiczny obrazek o życiu na przełomie lat 70. i 80. Raczej film współczesny, choć o czasach minionych, uniwersalny, mimo że opowiadający o postaciach autentycznych".
Paweł T.Felis, "Gazeta Wyborcza"
"Dlaczego filmy o artystach udają się tak rzadko? Bo geniusz nie jest fotogeniczny. Filmowy obraz gigantów pióra, pędzla i sceny przytłacza subiektywna wiedza na temat ich dzieła. Pamiętało tym Barański, który pokazał pokazał Białoszewskiego, wielkiego poetę, po przez filtr czasów i uczucia zakochanej w nim platonicznie kobiety. Jadwigi Stańczakowej. Odnalazł w nim człowieka".
Łukasz Maciejewski, "Dziennik"
"Miało być w filmie słodko (czekolada) i strasznie (krew), melodramatycznie i przerażająco. Ale najczęściej jest śmiesznie: bohaterowie zdejmują w transie ubrania, niemal płyną w powietrzu, a potem jeden świetlisty błysk (czarodziejska różdżka reżysera?) i już nie ludźmi są, ale wilkami. Czy nie trzeba mieć poczucia humoru, żeby na początku XXI wieku coś takiego w kinie wymyślić?".
Paweł T.Felis, "Gazeta Wyborcza"
"Wyjściowa koncepcja łączenia horroru, fantasy i romansidła nie wypaliła z powodu braku zakorzenienia w którymkolwiek z gatunków. Filmowi brakuje wizualnej sugestywności w obrazowaniu zwierzęcej natury bohaterów. Wątek miłosny jest za płytki a dramaturgię zabijają bohaterowie kojarzący się z serialami typu Tajemnice Smallville".
Michał Walkiewicz, "Film
"Krew jak czekolada powiela najbardziej zgrane schematy obu gatunków [horroru i romansu], serwuje wydumane dylematy z powaga kantowskich odkryć, proponując klisze krzyżujące potraktowane po dyletancku tradycje kina grozy ze światem wprost wyjętym z Beverly Hills 90210".
Wojtek Kałużyński ,"Dziennik"
"Taxi 4 to najsłabsza część perypetii nieudolnych policjantów z Marsylii i najszybszego taksówkarza świata. Seria toczy się siłą rozpędu (we Francji walą do kin miliony), lecz podąża drogą donikąd. (...) By jechać dalej, Taxi potrzebuje nie tylko małego tuningu, ale już generalnego remontu albo sprawniejszego kierowcy".
Łukasz Figielski, "Dziennik"
"Twórcy tego filmowego cyklu są już chyba mocno zdemoralizowani powodzeniem i zdają się zakładać (boję się, że nie bezpodstawnie), że wystarczy samo słowo taxi w tytule a publiczność i tak przyleci. Z każdym odcinkiem folgują sobie bardziej: scenariusz czwartego wydaje się w każdym razie pisany lewą ręką na kolanie, i to w jadącym samochodzie".
Paweł Mossakowski, "Gazeta Wyborcza"
"Niechby wreszcie ta taksówka rozpieprzyła się na amen. Reżyser Gerard Krawczyk, trochę jak nasz Krzychu Krawczyk , odgrzewa stare kotlety i okrasza je rozmaitymi Smolikami. Taksówka numer dwa niewiele różniła się od trójki, za to czwórka przypomina jedynkę po delikatnym liftingu".
Łukasz Maciejewski, "Film"
"FLYBOYS - BOHATERSKA ESKADRA"
"Flyboys to bohaterska opowieść o amerykańskich pilotach na francuskim niebie podczas I wojny światowej. Film jest tak prosty i klasyczny, że całkiem przyjemnie się go ogląda".
Łukasz Figielski, "Dziennik"
"Scenariusz jest wyjątkowo schematyczny - od początku wiadomo, że amerykański kowboj okaże się wśród kolegów najlepszym pilotem i strzelcem, a bohaterowie ginąć będą według przewidywalnego porządku (czyli najpierw ci, którzy w fabule zarysowani są najsłabiej). Jednowymiarowość postaci i uproszczenie fabuły ma zresztą swoją cenę: sceny powietrznych walk, w czasie których panuje potężny huk, nasuwają mimowolne skojarzenia z komputerową grą. A chyba nie o to reżyserowi, który sam jest pilotem, chodziło".
Paweł T.Felis, "Gazeta Wyborcza"