Reklama

Figura: Nie lubię siebie na ekranie

Katarzyna Figura była pierwszym gościem cyklu spotkań filmowych w Restauracji Filmowa w Warszawie. Z tej okazji opowiadał m.in. o swoim zawodzie, autorytetach i przeczytanych książkach.

PAP Life: Czy spotkania artysty z publicznością są w ogóle potrzebne?

Katarzyna Figura: - To dla mnie bardzo ważna i zobowiązująca forma kontaktu. Bardzo sobie cenię tę formułę i dobrze, że rozpoczęły się te filmowe spotkania. Często pojawiam się w różnych talk-shows, ale spotkanie z publicznością, to coś zupełnie innego.

Czy musiała pani dojrzeć, żeby nauczyć się godzić swoje codzienne życie z popularnością?

- Wbrew pozorom potrafię chłodno ocenić swoją sytuację i pozycję. Potrafię też docenić swój potencjał. Sprawiły to lata pracy. Doceniam swoją pozycję, ale jej nie wykorzystuję. Często młodym ludziom uderza do głowy woda sodowa, ponieważ wszystko dzieje się w ich życiu za szybko. Mimo tego, że 'Pociąg do Hollywood' zmienił moją pozycję w świecie filmowym, to traktowałam to z dystansem. Wszystko trzeba rozważyć, cenić współpracowników, szanować publiczność i nie można pozwolić sobie na to, żeby kogoś pominąć czy traktować w sposób nienależny. Myślę, że taka jest prawdziwa gwiazda.

Reklama

Po "Pociągu do Hollywood" nie tylko pani kariera nabrała tempa, ale chyba w ogóle zmieniło się całe pani życie.

- To było dawno... Później zaczęło się dużo pracy i filmowej i teatralnej. Muszę przypomnieć, że debiutowałam w teatrze, a film był drugim krokiem. Miałam fantastyczny debiut na scenie Teatru Współczesnego w Warszawie w 'Trzech siostrach' Czechowa, gdzie zagrałam Irinę oraz w 'Widoku z mostu' Artura Millera, gdzie grałam Kate. To były moje dwie przełomowe role, choć bardzo różne. Myślę, że nie ma co wspominać, jak było, bo właściwie niewiele się nie zmieniło. Nadal muszę łączyć rodzinę i pracę. To, co później widzimy na ekranie, to jest synteza mojego życia prywatnego i zawodowego.

Na spotkaniu z publicznością wspominała pani, że ceni bardzo Jerzego Stuhra.

- Tak. To jest wielki aktor i reżyser. Przed kilku laty zaproponował mi rolę. Z charakterystycznym dla siebie wdziękiem powiedział, że muszę się jeszcze do niej jednak zestarzeć. W takim razie starzeję się i czekam, a reżyser ostatnio powiedział mi, że już niedługo da mi znać (śmiech).

Pracowała pani z wieloma twórcami...

- Mam to szczęście, że po kilka razy pracuję z większością reżyserów. Czasem z niektórymi miałam przerwę w pracy nawet przez dekadę, ale wracali do mnie. Jest to dla mnie bardzo ważne, ponieważ dowodzi, że reżyserzy chcą ze mną pracować. To dowód mojego aktorstwa i to jest fantastyczne.

Czy w wolny wieczór ogląda sobie pani czasami "Pociąg do Hollywood" czy raczej "Kilera"?

- Nigdy. Nie lubię siebie na ekranie. Wolę ten czas spędzić nad książką lub obejrzeć film, którego nie zdążyłam zobaczyć w kinie. Nie wracam do swoich filmów.

A śledzi pani nowości kulturalne?

- Staram się, lecz z czasem nie jest najlepiej. Jeżeli chodzi o książki, to głównie tkwię w tytułach poświęconych samorozwojowi. To jest moja pasja. Nieustanny postęp, rozwój, progres. Nie ukrywam, że od lat inspiruje mnie wszystko, co związane ze wschodem. Jeżeli chodzi o filmy, to śledzę różne nowe kreacje aktorskie. Czasem wracam do starszych filmów np. Felliniego, Bergmana, Hassa. Mam wielkie zbiory, ale jeżeli ktoś poprosi o film ze mną, to już jest ciężko...(śmiech)

A jak dba pani o wygląd?

- Od lat jestem związana z Jagą Kupałą oraz Katarzyną Zarembą. Mam swój zespół, któremu bardzo ufam i ze spokojem powierzam im swój wizerunek. Bardzo cenię sobie pracę ludzi, którzy cały czas eksperymentują i tak, jak ja, podchodzą do życia, czyli inspirują się kolejnymi wydarzeniami i współtworzą na nowo Katarzynę Figurę.

Z aktorką rozmawiała Dominika Gwit (PAP Life).

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: Katarzyna Figura | katarzyna
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy