Reklama

Festiwal Młodzi i Film: Kino odważne

Na półmetku 37. edycji Koszalińskiego Festiwalu Debiutów Filmowych Młodzi i Film objawień brak. Choć debiutującym twórcom trudno odmówić charakteru i odwagi, wciąż nie pojawił się tytuł, który wstrząsnąłby festiwalową widownią.

Na półmetku 37. edycji Koszalińskiego Festiwalu Debiutów Filmowych Młodzi i Film objawień brak. Choć debiutującym twórcom trudno odmówić charakteru i odwagi, wciąż nie pojawił się tytuł, który wstrząsnąłby festiwalową widownią.
Festiwalowa publiczność dopisała podczas seansu "Ataku paniki" /materiały prasowe

W konkursie pełnego metrażu emocje budzą jednak doskonale znane już z kinowych ekranów filmy "Wieża. Jasny dzień" Jagody Szelc oraz "Atak paniki" Pawła Maślony, a wśród produkcji krótkometrażowych serca widzów skradła absurdalna komedia "Atlas" z Tomaszem Kotem i Marianem Opanią.

Czekając na lepsze czasy

- Chcemy, aby ten festiwal, tak jak poprzednie trzydzieści sześć edycji, był festiwalem, który jest "gorący", emanuje dobrą energią i wspaniałą zabawą - przekonywał Janusz Kijowski, dyrektor programowy, podczas poniedziałkowej gali otwarcia koszalińskiego festiwalu. W czasie pierwszych trzech dni te zamierzenia, głównie dzięki pięknej pogodzie i świetnej aurze, udało się organizatorom zrealizować. Ręki do tego nie przyłożyły jednak pokazywane w sekcjach konkursowych filmy - niemal wszystkie bowiem polską rzeczywistość przedstawiły w ponurych barwach. - Bardzo się cieszę, że wśród naszych polskich artystów, którzy w Koszalinie będą prezentowali swoje filmy, ciągle jest duch walki, duch wolności i duch prawdy - podkreślał Kijowski.

Reklama

Zaczęło się już pierwszego dnia podczas projekcji filmu otwarcia. Pokazywana w pozakonkursowej sekcji Kalejdoskop "Cicha noc" Piotra Domalewskiego błyskawicznie przeniosła widzów do brudnej, zabłoconej, zatopionej w alkoholu Polski z wyobraźni młodych twórców. Produkcja, nagrodzona m.in. Złotymi Lwami w  Gdyni oraz dziesięcioma Orłami, w tym dla najlepszego filmu, stanowiła dosłowną ilustrację słów dyrektora programowego, który zapowiadał, iż w prezentowanych na festiwalu dziełach odnajdziemy "złożoną rzeczywistość, nie jednoznacznie czarną czy złocistą". Jak mówił Kijowski, film Domalewskiego nie znalazł się w konkursie głównym festiwalu, by ustąpić miejsca rzadziej docenianym debiutom.

Być może dlatego drugiego dnia w konkursie pełnego metrażu zabrakło mocnych punktów. Obok znakomitego, ale niełatwego w odbiorze dramatu abstrakcyjnego "Photon" Normana Leto, o powstawaniu materii i narodzinach życia, swoje filmy pokazali fatalnie przyjęci na zeszłorocznym Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni Denijal Hasanovic oraz Jakub Pączek. Zarówno "Catalina", jak i "Reakcja łańcuchowa" nie ściągnęły do koszalińskiego Centrum Kultury 105 tłumów, w przeciwieństwie do pokazywanych trzeciego dnia debiutów Bartłomieja Ignaciuka, Jagody Szelc oraz Pawła Maślony.

"Podatek od miłości" Ignaciuka walczył na festiwalu o dobre imię polskich komedii romantycznych. Film z Grzegorzem Damięckim i Aleksandrą Domańską to kolejna po "Planecie Singli" komercyjna produkcja, która stara się szanować inteligencję widza. W kategorii błyskotliwych komedii ustępuje jednak miejsca nagrodzonemu w Gdyni za rolę Magdaleny Popławskiej "Atakowi paniki". Na seansie debiutu pełnometrażowego Pawła Maślony koszalińska widownia dopisała, sam film forując na czoło wyścigu o Nagrodę Publiczności.

Niezaprzeczalnym ulubieńcem tej części widzów, którzy spragnieni byli intelektualnych wyzwań, stała się natomiast "Wieża. Jasny dzień" Jagody Szelc. Debiut studentki Szkoły Filmowej w Łodzi był jak dotąd najlepszym festiwalowym przedstawicielem "kina odważnego", o którym podczas gali otwarcia mówił Janusz Kijowski. O tym, jak ogromne emocje wzbudził on wśród koszalińskich gości, najlepiej świadczy fakt, że poprojekcyjna dyskusja o filmie w ramach cyklu "Szczerość za szczerość" trwała blisko półtorej godziny! - Ja nie lubię realizmu, nie rozumiem realizmu, nie wiem, co to jest realizm. Wydaje mi się, że każdy z nas ma inną rzeczywistość. I dlatego prawdą jest to, że każdy z nas obejrzał tak naprawdę inny film, choć jest przekonany, że obejrzał ten sam film, co wszyscy - przekonywała podczas spotkania reżyserka.

Przekraczając granice

Z jej słowami mogliby się nie zgodzić twórcy, którzy swoje filmy pokazali w ramach sekcji "Na dłuższą metę", poświęconej pełnometrażowym debiutom dokumentalnym. To tutaj pojawiły się jedne z najciekawszych tytułów festiwalu: "Niebo bez gwiazd" Katarzyny Dąbkowskiej-Kułacz oraz "Over the Limit" Marty Prus.

Bohaterem pełnometrażowego debiutu Dąbkowskiej-Kułacz jest Robert Zarzecki, należący do najbardziej aktywnych i najbardziej znanych członków polskiej społeczności osób niewidomych. "Niebo bez gwiazd" opowiada o jego niezwykłej relacji z 7-letnim synem, którego przygotowuje do bycia swoim przewodnikiem. - Poznałam Roberta na rejsie dla niewidomych żeglarzy. Od razu wpadł mi w oko, bo na tle całej grupy bardzo się wyróżniał. Jak się potem okazało, oprócz tego, że żegluje, gra też w tenisa dla niewidomych, organizuje regaty i rajdy samochodowe, gra w teatrze i uczy w szkole. Najbardziej zachwyciła mnie jednak jego relacja z synem -  opowiadała po seansie reżyserka Katarzyna Dąbkowska-Kułacz.

Jeszcze większe emocje wywołał pokaz "Over the Limit" Marty Prus. Film, który swoją premierę miał na Międzynarodowym Festiwalu Filmów Dokumentalnych w Amsterdamie, był dotąd pokazywany w Polsce jedynie na Krakowskim Festiwalu Filmowym. Wtedy reżyserka opuściła festiwal z trzema nagrodami - w tym ze Srebrnym Lajkonikiem dla pełnometrażowego filmu dokumentalnego. W Koszalinie widownia przyjęła dzieło Prus równie entuzjastycznie - choć autorka podczas spotkania nie wspominała pracy na planie dokumentu pozytywnie, widzowie nie szczędzili jej pochwał. W "Over the Limit", opowiadającym o przygotowaniach 20-letniej rosyjskiej gimnastyczki Margarity Mamun do Olimpiady w Rio de Janeiro, zachwycała szczególnie niezwykła relacja między Mamun, a jej dwoma, często brutalnymi i bezwzględnymi, trenerkami.

- Starałam się o ten film trzy lata, dlatego bardzo dobrze wiedziałam, czego się spodziewać i jakie sytuacje mogą mieć miejsce. Ale mimo wszystko były momenty, gdy przeżywałam to, co dzieje się z Ritą - i to nawet nie wtedy, gdy ktoś na nią krzyczał, ale podczas jej startów i zawodów. Ten film był dla mnie bardzo trudny emocjonalnie, zwłaszcza, że to świat, gdzie panuje wielka presja - relacjonowała Prus. - Rita nie chciała tego filmu, dlatego to wszystko było jeszcze trudniejsze. Nie wiem, jak go się udało zrobić. Ktoś się chyba nade mną zlitował u góry... - dodawała.

Podtrzymując niebo

Podczas 37. Festiwalu Młodzi i Film Marta Prus nie tylko poddała się ocenie widzów, ale i sama zajęła się ocenieniem - jako członek jury konkursu krótkometrażowych debiutów filmowych. Jak co roku, to ten konkurs zaoferował gościom festiwalu najwięcej zróżnicowanych wrażeń. Nie dość, że w jednej sekcji organizatorzy połączyli krótkie fabuły, animacje i dokumenty, to jeszcze zagwarantowali widowni emocjonującą podróż przez różne style i gatunki. Wśród tytułów wyświetlanych w ciągu pierwszych trzech dni festiwalu znalazły się m.in. dramaty, komedie, thrillery i horrory, z których znaczna część mogła się poszczycić znakomitymi występami czołowych polskich aktorów w głównych rolach.

Na festiwalowy hit wyrósł fabularny "Atlas" Macieja Kawalskiego. Groteskowa opowieść o szpitalu psychiatrycznym, którego pacjentem zostaje mężczyzna o pseudonimie "Atlas" - całymi dniami stojący z rękami w górze, przekonany, że podtrzymuje niebo - zaskoczyła ogromną ilością humoru i szokującą puentą. Film z Tomaszem Kotem i Marianem Opanią  był prawdziwym powiewem świeżości - jednym z nielicznych przedstawicieli nurtu komediowego dotychczas zaprezentowanych w Koszalinie. Dlatego jego seans - tuż po zakończonym meczu Polska - Senegal na mistrzostwach świata w piłce nożnej - okazał się doskonałym sposobem na poprawienie nastrojów wśród koszalińskich gości przed kolejnym dniem festiwalowych emocji.

Do wartych zapamiętania fabuł z konkursu krótkiego metrażu należały także tytuły ze świetnymi kreacjami polskich aktorek: "Techno" Tadeusza Łysiaka z Danutą Stenką, "Kobieta budzi się rano" Olgi Chajdas z Izabelą Kuną, "Odbicie" Emilii Zielonki z Agatą Buzek oraz "Szczęście" Macieja Buchwalda z Jowitą Budnik. Znaczną część widzów przekonał szczególnie drugi z tych filmów, będący połączeniem absurdalnej komedii i thrillera. W "Kobieta budzi się rano" Izabela Kuna kreuje postać matki i żony, która pewnego dnia morduje swoją córkę i męża. Z kolei poruszające "Odbicie" to opowieść o chorej na bulimię Walerii, której zachowanie rujnuje życie kilkunastoletniej córki - Martyny. Choć filmowi Zielonki można było zarzucić brak satysfakcjonującego rozwiązania, w zamian zaoferował widzom wstrząsającą rolę Agaty Buzek.

W kategorii krótkometrażowych dokumentów zapamiętać dały się: "Rodzina" Patrycji Widłak, "Starość niedobro" Zuzanny Karpińskiej oraz "Świat Marysi" Katarzyny Ewy Żak. Drugi i trzeci z tych filmów przeniosły nas do całkiem odmiennych rzeczywistości - odpowiednio - świata starości oraz rzeczywistości młodych Polaków. "Starość niedobro" jest historią 92-letniej Marty i jej 66-letniego niepełnosprawnego syna, którzy po sześćdziesięciu latach życia w katowickich Borkach muszą się przeprowadzić. "Świat Marysi" to z kolei zadziwiający portret niedojrzałej 20-latki, pozbawionej pomysłu na swoją przyszłość. Oba filmy, mimo różnicy tematów, połączyła bliskość z bohaterami oraz chęć pokazania środowiska osób dotąd w polskim dokumencie pomijanych.

Pod tym względem na czoło wybiła się jednak uniwersalna "Rodzina". Debiut Patrycji Widłak opowiadający o skomplikowanej relacji Polaka ze zmagającą się z chorobą psychiczną Nigeryjką, poruszył tematy wychowania, miłości i rasizmu. Okazał się także reprezentantem kina dokumentalnego, które na krok nie opuszcza swoich bohaterów. - Mój operator, Piotr, przekonał mnie, że nie ma innej drogi. Że po prostu trzeba chwytać te chwile, póki są. Dlatego czasem widać, tak jak w scenie awantury głównych bohaterów, że przestaję dbać o estetykę, a kamera zaczyna latać jak szalona, by uchwycić najważniejsze momenty - tłumaczyła podczas spotkania z widzami reżyserka.

Wśród animacji duże wrażenie robił film Wojciecha A. Hoffmana "Świat, który uleciał na grzbiecie krowy" zrealizowany przy użyciu figurek wydrukowanych drukarką 3D. Bawiła natomiast animacja Aleksandra Filipowicza i Konrada Ożko "No weź Kasia, co ci szkodzi". Utrzymana w stylistyce abstrakcji komedia pokazywała wpływ kamer internetowych na życie współczesnych Polaków.

Po swojemu

Choć tytułów tak zabawnych, jak "No weź Kasia, co ci szkodzi" pokazano w Koszalinie jeszcze kilka, pierwsze trzy dni festiwalu udowodniły, że młodzi polscy twórcy nie stronią od trudnych tematów, dostrzegają absurdy polskiej rzeczywistości i nie boją się z nią rozliczać. Niezależnie od finalnego efektu, trudno uczestnikom festiwalu odmówić oryginalnego spojrzenia na świat i chęci poruszania aktualnych problemów. Czy jednak Polskę można pokazywać tylko w monochromatycznych barwach? Przekonamy się w ciągu kolejnych trzech dni 37. edycji festiwalu Młodzi i Film.

W międzyczasie na widzów czekają liczne okołofilmowe atrakcje. Po bliskich spotkaniach z aktorami: Jowitą Budnik oraz Dawidem Ogrodnikiem, na konfrontacje z publiką czekają wciąż Szymon Piotr Warszawski, Aleksandra Domańska i Michał Żurawski. W sobotę koszalińska publiczność spotka się natomiast z reżyserem Markiem Koterskim - tegorocznym bohaterem sekcji Retrospektywa. Festiwalową scenę ożywią z kolei występy muzyczne. Po środowym koncercie The Fruitcakes, podium zajmą Łona, Webber & The Pimps oraz Hańba!

O tym, kto otrzyma główne nagrody festiwalu - Wielkiego Jantara za pełnometrażowy debiut fabularny oraz Jantara za krótkometrażowy film fabularny, dokumentalny i animowany - przekonamy się już w sobotę, 23 czerwca, podczas uroczystej gali.

Adrian Luzar, Koszalin

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Młodzi i Film
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy