Reklama

Ewa Telega: Kobieta-dynamit

Nie jest aktorką, która skupia się tylko na zawodzie. Jest też typem społecznika i lubi pomagać innym.

To kobieta dynamit. Roznosi ją temperament. Jest bardzo dobrą aktorką, ale mogłaby też pracować w fundacji albo... zostać politykiem. Życiowe motto Ewy Telegi (51 l.) brzmi przecież: "Tyle jesteśmy warci, ile dajemy z siebie innym".

Dlatego mimo wielu zajęć pani Ewa zawsze znajduje czas na działalność społeczną. Z koleżankami z podwarszawskiego Komorowa założyła Stowarzyszenie K40. Organizują wspólnie m.in. Salon Poezji K40, który zaprasza na wieczorki poetyckie i koncerty na żywo.

Pani Ewa, jako prezes tego stowarzyszenia, współpracuje także z fundacjami, które spełniają marzenia dzieci dotkniętych chorobą nowotworową. Za swoją działalność aktorka zdobyła nawet nominację do konkursu "Gwiazdy Dobroczynności". - Organizujemy wiele imprez. Ciągle więc jestem w ruchu. Działam. To mnie ładuje pozytywnie i dodaje sił - mówi aktorka.

Reklama

To prawda, że nie może długo usiedzieć w jednym miejscu. Ale też chwali sobie błogi spokój w swoim domu blisko Warszawy, który jest wymarzoną przystanią aktorki. Może tam jednego dnia odpoczywać w fotelu z książką, ale już drugiego... od samego rana organizuje szalone przyjęcie dla przyjaciół. Choć szczerze przyznaje, że kobietą domową nie jest. - Nie jestem wzorem gospodyni. Nie przepadam za sprzątaniem. Nie znoszę prania. Jedyne co lubię, to prace w ogrodzie, gdy kwitną kwiaty, drzewa owocowe. No i chętnie gotuję. Mąż uważa, że robię to po mistrzowsku! - wyznaje aktorka.

Z reżyserem Andrzejem Domalikiem (64 l.) rok temu obchodzili 20. rocznicę ślubu. Ceremonia miała miejsce w sierpniu 1992 roku w Paryżu. Dlaczego tam? - Bo to romantyczne miejsce. Ale był kameralny - bez tłumu, fleszów, blichtru i bez confetti. Taki, jaki sobie wymarzyliśmy. Świadkiem była Dorota Segda, z którą przyjaźnimy się od lat - wspomina.

O sobie i mężu pani Ewa mówi, że są jak ogień i woda. Ona kocha lato, on woli zimę. Ona lubi wodę, on, ponieważ pochodzi z Rabki, lepiej czuje się w górach. Ona lubi się bawić, on nie za bardzo. I niełatwo się zaprzyjaźnia. - Poza tym jesteśmy zwyczajnym małżeństwem. W sprawach istotnych dla rodziny decydujemy wspólnie. Oczywiście, czasem się nie zgadzamy. Ale dom jest dla nas najważniejszą rzeczą na świecie! - zapewnia aktorka.

Córka pani Ewy, Zosia (18 l.), odziedziczyła po rodzicach miłość do filmu i teatru. Być może, jak jej mama, zostanie kiedyś zawodową aktorką? Zagrała już kilka ról, m.in. w serialach "Plebania" i "Czas honoru". Teraz możemy ją oglądać w "Pierwszej miłości". Producenci serialu twierdzą, że Zosia świetnie radzi sobie przed kamerami.

Mamę i córkę łączy też wspólna pasja poznawania świata. - Gdybym wygrała milion, może rzuciłabym aktorstwo i wyruszyła w podróż dookoła świata? Oczywiście z córką i mężem! - gorąco zapewnia pani Ewa.

Zwiedzanie innych krajów aktorka zaczyna od sprawdzania... smaków ich kuchni. - Uwielbiam chodzić po knajpkach, barach, tawernach. To doskonały sposób poznania obyczajów, kultury i historii danego kraju. Kiedy wracam do domu, zaraz sprawdzam we własnej kuchni wypatrzone w podróży przepisy. Ale gdy tylko zaserwuję jakiś "specjał z tropików", mąż jęczy, bo przepada za polską kuchnią: schabowym z kapustą, żurkiem albo rosołem! - opowiada.

Choć mówi, że nie jest kobietą domową, w kuchni spędza bardzo dużo czasu. Bardzo to lubi. Co roku robi zapasy na zimę - ogórki kiszone, przecier pomidorowy do spaghetti, za którym przepada Zosia. Także dżemy i kompoty. Kiedy jest wysyp opieniek, jeździ na rowerze do lasu i zbiera po kilka wiaderek... Prowadzi życie jak miliony kobiet w jej wieku.

ZR

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

Świat & Ludzie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy