Ewa Szykulska: Uroda i seksowny głos. Polki opluwały ją na ulicy
Panna Jola z "Hydrozagadki", hrabina Lala Koniecpolska z "Kariery Nikodema Dyzmy" i Karen Petersen z "Samochodzika i templariuszy" - to jedne z jej niezapomnianych kreacji. Ewa Szykulska - wybitna aktorka obdarzona charakterystycznym głosem, początkowo nie wierzyła, że ma szanse na filmową karierę. Tymczasem w sobotę mija 50 lat od jej debiutu.
Urodzona 11 września 1949 roku w Warszawie Ewa Szykulska zaczynała ekranową karierę od występu w komedii Leona Jeannota "Człowiek z M-3" (1968). Widzowie z pewnością pamiętają ją jednak jako pannę Jolę z kultowej "Hydrozagadki" (1970) Andrzeja Kondratiuka. Dwa lata później zagrała w obrazie jego brata, Janusza - "Dziewczyny do wzięcia".
Janusz Kondratiuk niebawem został również... jej mężem. "Dziwię się, jak on wytrzymywał moje płacze i krętactwa, którymi chciałam wymusić dla siebie role w jego filmach" - wyznała po latach Ewa Szykulska
Kondratiukowi wpadła w oko na planie teledysku do piosenki Skaldów "Prześliczna wiolonczelistka". "Kondratiuk znalazł się tam przez przypadek. Chciał jechać do Starego Sącza, a wylądował w Świnoujściu. Stał na plaży i patrzył, jak pływam. Tyle" - uściśliła aktorka.
Na ekranie Szykulską oglądać mogliśmy u boku najprzystojniejszych amantów ówczesnego kina. W 1971 roku partnerowała Stanisławowi Mikulskiemu w pięcioczęściowej serii "Samochodzik i templariusze", gdzie wcieliła się w postać cudzoziemki Karen Petersen.
Dwa lata później na planie serialu "Janosik" w objęciach trzymał ją sam Marek Perepeczko. Szykulska pojawiła się w jednym odcinku produkcji Jerzego Passendorfera w roli panny młodej.
Przygodę z produkcjami telewizyjnymi kontynuowała występem w serialu "Kariera Nikodema Dyzmy" (1980), wcielając się w postać hrabiny Lali Koniecpolskiej.
Aktorka wystąpiła również w popularnym serialu "Jan Serce" (1981). Jej bohaterka, Danuta Uljasz, towarzyszy tytułowemu bohaterowi w dwóch odcinkach o wymownych tytułach: "Pieszczoty" i "Zgryzoty".
Szykulska występowała także w zagranicznych produkcjach. Najwięcej propozycji otrzymała z ZSRR, gdzie oglądać mogliśmy ją m.in. w "Wyznaniu miłości" (1978) czy "26 dniach z życia Dostojewskiego" (1980). Była również gwiazdą polsko-bułgarskiego filmu "Pięć kobiet na tle morza" (1986).
Najgłośniejszym filmem w jej dorobku pozostaje jednak głośny "Nadzór" (1983) Wiesława Saniewskiego, gdzie zagrała jedną z więźniarek, Stachę Wilecką.
Wraz z uwielbieniem części publiczności przyszła nienawiść ze strony zazdrosnych o urodę aktorki, kobiet. Panie nie mogły darować Szykulskiej, że wzbudza tak ogromne zainteresowanie wśród mężczyzn, którzy zaniedbują przez nią obowiązki mężowskie. Aktorka po latach przyznała, że był czas, kiedy zmagała się ze znacznym hejtem ze strony żeńskiej części publiczności. Kobiety najwyraźniej pomyliły filmową fabułę z rzeczywistością. W wywiadzie dla "Wysokich Obcasów" wspomniała o kilku tego typu sytuacjach.
"Pluły na mnie, w autobusie, baby różne. Parę kobiet opluło mnie. Za swoich mężów. 'Jak ku... się pani zachowuje' - mówiły. - 'Męża mi pani deprawuje'. A że na ekranie, to już dla nich nie miało znaczenia" - wspominała Szykulska.
Aktorka przyznaje, że nie dorobiła się na aktorstwie.
"Chrzanić pieniądze. One mnie nie lubią. Jak zarobię większy szmal, los sprawia, że go tracę. Relatywnie duże pieniądze zarobiłam, grając z moją ówczesną bratową Igusią Cembrzyńską i Romkiem Wilhelmim w sztuce 'Kogel-mogel'. Sukces artystyczny był cudowny, ale zarobione pieniądze cudownie znikły" - przyznaje po latach.
Ewa Szykulska już dawno przestała przejmować się upływającym czasem, który - jak twierdzi żartobliwie - sowicie obdarował ją zmarszczkami, gorszym wzrokiem i słabszym zdrowiem. "Znalazłam sposób na oszukanie czasu! Zasypiam późną nocą, budzę się późnym rankiem, jem to, na co mam ochotę. Codziennie, niezależnie od pogody, jestem wyprowadzana na spacer przez moje psy, a złe humory wyładowuję na mężu, który na szczęście jest na nie niesamowicie odporny" - mówiła aktorka.
Ewa Szykulska dziwi się kobietom, które - aby wygrać walkę z upływającymi latami - poddają się operacjom plastycznym. Sama nigdy nie zdecydowałaby się pójść do chirurga, by zmienić swój wygląd. "Kiedyś podczas zimowego urlopu u mojej siostry w Austrii wybrałam się z nią na narty i w pewnym momencie usłyszałam od niej wspaniałe słowa: 'Jak to dobrze Ewka, że wszystko mamy własne, bo na tej wysokości silikon zaczyna trzeszczeć, a nawet pękać'. Święte słowa. Moja siostra wie, co mówi, bo jest konserwatorem zabytków" - żartuje.
I dodaje, że nigdy nie ukrywała swojego wieku.
"Lat nie liczę, ale też nie wstydzę się swego wieku. Często w filmach czy na scenie byłam postarzana i się na to godziłam. A dzisiaj zmywam charakteryzację, a zmarchy na pyszczydełku zostają. Wiem, trzeba się z tym pogodzić. Nie zamierzam wstrzykiwać botoksów, czegoś tam sobie podciągać. Bo nasza twarz opowiada nasze życie. Pracujemy na nią każdym doświadczeniem, nie mam ochoty jej zmieniać. Ciągle jest jednak we mnie tamta dziewczyna i bunt przeciwko dorośleniu, starzeniu się, niegraniu. Bo fajnie od czasu do czasu coś zagrać. Staram się. Gram. Dzięki temu jestem uśmiechnięta!" - powiedziała w jednym z wywiadów.
Na początku 2022 Ewa Szykulska we wzruszających słowach pożegnała zmarłego męża, Zbigniewa Perneja. "Przez kilkadziesiąt lat ochraniał mnie miłością. Przy Nim czułam się bezpieczna i potrzebna" - napisała aktorka.
Zbigniew Pernej był inżynierem zajmującym się motoryzacją i stronił od show-biznesu. "Przy ludziach on mówi do mnie Ewa, a ja do niego Zbyszek. Natomiast kiedy jesteśmy sami, zwracamy się do siebie bezimiennie. Mąż ma na imię tak samo jak mój tata, a ojciec był jeden, wyjątkowy. Zbigniew nie przeszłoby mi przez pyszczydło" - opowiadała jakiś czas temu aktorka w wywiadzie dla "Tele Tygodnia".
"Ale nie traktuję go jak ojca. On jest moim mężczyzną. Mówię do niego Franek, Piotruś albo Misiek. Wygodne, bo gdyby ich było więcej, człowiek się nie pomyli. Jesteśmy ze sobą ponad 40 lat. Nawet nie wiem, ile dokładnie. Słowo daję! Mam taki stary dowód, do którego zaglądam, żeby sprawdzić. Zważywszy, że to moje drugie małżeństwo, trochę się tych lat już uciułało" - mówiła jeszcze przed śmiercią męża.
Kilka miesięcy trwało, zanim aktorka pogodziła się z myślą, że jej "Misia", bo tak nazywała męża, nie ma już obok niej. W wyjściu z psychicznego dołka pomogli jej przyjaciele. Przy życiu - jak mówi - trzyma ją świadomość, że nie jest sama i że ma pracę. Obecnie gra jedną z głównych ról w serialu "Mój Agent".