Reklama

Evangeline Lilly: Elf z pazurem

Po zakończeniu emisji kultowego serialu "Lost: Zagubieni" Evangeline Lilly nie marzyła o niczym innym jak zagubić się samej - i nigdy się nie odnaleźć. Chociaż rola Kate Austen przyniosła jej sławę i uczyniła z niej pełnoprawną aktorkę, gwiazda nie wspomina pracy na planie najlepiej.

Same superprodukcje

- Mój plan był taki, że po zakończeniu zdjęć do serialu kończę z aktorstwem - wyznaje. - Cała ta przygoda niespecjalnie mi się podobała. Wiem, że zagorzałym fanom "Lost" przykro będzie to usłyszeć - to przecież taki genialny serial, prawda? A jednak z wielu powodów nie czułam się komfortowo podczas pracy nad nim.

- Wśród rzeczy, które przeszkadzały mi najbardziej, była popularność, która nieoczekiwanie na mnie spadła. Trudno było mi przyzwyczaić się do życia na świeczniku; do funkcjonowania jako osoba powszechnie znana - dodaje Lilly.

Plany Evangeline, by rozpłynąć się w powietrzu, zostały jednak w zabawny sposób pokrzyżowane przez los. W 2011 r. Kanadyjka została obsadzona w superprodukcji "Giganci ze stali", gdzie zagrała u boku samego Hugh Jackmana. Mniej więcej w tym samym czasie twórcy filmowej trylogii "Hobbit" zaproponowali jej rolę Tauriel - zabójczej łuczniczki dowodzącej elfią strażą.

Reklama

Postać ta, nie mająca swojego pierwowzoru w książkowym oryginale, pojawia się w 2. i 3. części tryptyku Petera Jacksona - "Pustkowiu Smauga" i "Bitwie Pięciu Armii. Teraz z kolei Lilly pracuje na planie kolejnej superprodukcji nawiązującej do uniwersum Marvela. To "Ant-Man", który swoją premierę będzie miał latem 2015 r.

- Zawsze dotrzymuję danego słowa - śmieje się aktorka. - Jeśli mówię, że coś zrobię, to tak będzie. Owszem, zapowiedziałam, że po "Lost" daję sobie spokój z graniem. Rzecz jednak w tym, że "Gigantów ze stali" kręciliśmy mniej więcej w tym samym czasie, kiedy żywot serialu dobiegał już końca. Kiedy więc telewizja wyemitowała ostatni odcinek, a zdjęcia do "Gigantów ze stali" zakończyły się, oznajmiłam wszystkim, że teraz odpoczywam.

Na aktorskiej "emeryturze"

I rzeczywiście. Lilly zrobiła sobie... roczną przerwę od aktorstwa. W tym czasie urodziła synka, któremu nadała oryginalne imię Kahekili. Jak mówi, w tamtym czasie miała najszczerszy zamiar poświęcić się całkowicie wychowywaniu dziecka - i na dobre zniknąć z ekranu.

Wtedy właśnie zadzwonił telefon. Współscenarzystki i współproducentki "Hobbita" - Philippa Boyens i Fran Walsh (która prywatnie jest żoną Petera Jacksona) miały dla Evangeline zaskakujące wieści.

- Usłyszałam, że bardzo chciałyby, abym dołączyła do obsady i zagrała elfkę - wspomina 35-latka. - To było jakieś niesamowite zrządzenie losu, bo "Hobbit" to ukochana książka mojego dzieciństwa. Moimi ulubionymi bohaterami były elfy, a spośród wszystkich elfich ras upodobałam sobie szczególnie elfy leśne. Marzyłam o tym, by być jednym z nich. Czy w tej sytuacji mogłam odmówić? Nie - powiedziałam sobie. Muszę to zrobić.

- Nigdy wcześniej żadna zaoferowana mi rola nie wzbudziła we mnie takich emocji. Ani się obejrzałam, a leciałam na plan do Nowej Zelandii z moim 3-miesięcznym wówczas synkiem. To było wspaniałe doświadczenie, tym bardziej, że Fran, Phil i Peter pozwolili mi współuczestniczyć w tworzeniu mojej bohaterki. (...)

A później z Evangeline skontaktowali się ludzie z Marvel Entertainment. Czy nie miałaby ochoty zagrać Hope Van Dyne w "Ant-Manie", u boku Paula Rudda i Michaela Douglasa?

- Zapowiadało się na niezłą zabawę. Pomyślałam, że będzie fajnie... i oto jestem. Cztery lata po moim "przejściu na aktorską emeryturę" wciąż jestem aktorką...

Inna niż wszystkie

Tauriel, którą Lilly gra w 2. i 3. części "Hobbita", w niczym nie przypomina doskonale nam znanych leśnych elfów. Jackson, Boyen i Walsh stworzyli tę postać po to, by wprowadzić do filmu żeński pierwiastek, którego brakowało w literackim pierwowzorze. Tak narodziła się nie dzielna łuczniczka, perfekcyjnie posługująca się swoją śmiercionośną bronią. Scenarzyści przewidzieli również dla Tauriel wątek miłosny - i wplątali ją w uczuciowy trójkąt z krasnoludem Kilim (Aidan Turner) i elfem Legolasem (Orland Bloom).

Lilly przyznaje, że granie postaci nieobecnej na kartach książki J. R. R. Tolkiena wiązało się dla niej zarówno z poczuciem aktorskiej swobody, jak i ze strachem. - Oczywiście, na początku pojawiło się przerażenie. "Mam wcielić się w postać, której nie ma w książce! Fani zlinczują mnie i znienawidzą na zawsze!" - wspomina aktorka.

- Kiedy już jednak uporałam się z tego rodzaju obawami i zdecydowałam się przyjąć rolę, miejsce strachu zajęła czysta przyjemność, radość i poczucie wolności. Nie ciążyła na mnie presja taka jak ta, z którą musieli zmagać się moi koledzy z obsady, a Martin Freeman w szczególności. Oni musieli zmierzyć się z wyobrażeniami, jakie na przestrzeni wielu dekad narosły wokół książkowych postaci w wyobraźni miłośników Tolkiena, z których każdy inaczej wyobrażał sobie to, jak bohaterowie "Hobbita" mówią czy wyglądają - tlumaczy Lilly.

Aktorka dodaje, iż pewnym obciążeniem był dla niej fakt, że w trylogii "Władca Pierścieni" pojawiły się dwie wyraziste postacie elfów płci żeńskiej: Galadrieli granej przez Cate Blanchett (powraca ona zresztą we wszystkich trzech częściach "Hobbita") i Arweny (Liv Tyler).

Przeczytaj naszą recenzję "Hobbita: Bitwy Pięciu Armii"!

- Liv i Cate spisały się tak znakomicie, że podczas pracy nad rolą Tauriel czułam się tak, jakby przekazano mi jakąś ważną spuściznę, którą muszę teraz pielęgnować - opowiada Lilly. - Na szczęście Tauriel była pierwszą leśną elfką, jaka pojawia się w filmach Petera Jacksona. Zarówno Galadriela, jak i Arwena, należały do Elfów Wysokiego Rodu; były dostojne i eteryczne.

Totalne zaskoczenie

- Moja bohaterka jest wojowniczką; ma w sobie pewne mroczne cechy, potrafi ostro się odezwać, bywa też nieustępliwa. Jest też bardziej zawadiacka - może dlatego, że jest młodsza? W tym właśnie upatrywałam swojej szansy i to podobało mi się najbardziej: budowałam postać elfki, ale nieco innej niż reszta - charakteryzuje swoją postać gwiazda.

Jak zatem potoczą się losy dzielnej łuczniczki w ostatniej odsłonie trylogii "Hobbit"? - To będzie totalne zaskoczenie - obiecuje Lilly. - O ile ci, którzy czytali książkę, wiedzą, co stanie się z pozostałymi bohaterami, to nikt nie ma pojęcia, co czeka Tauriel.

- Bardzo mi się to podoba. Moi koledzy, którzy wcielili się w postacie mające swój literacki pierwowzór, nie muszą albo wręcz nie czują się w obowiązku dochować tajemnicy. Ja natomiast mam świadomość, jak ważna w tym momencie jest moja dyskrecja - dodaje artystka.

- Mogę powiedzieć tylko tyle, że wątek miłosnego trójkąta zarysowany w "Pustkowiu Smauga" będzie miał swoje rozwinięcie. Na razie nie wiemy jeszcze, co Tauriel czuje do Legolasa i do krasnoluda Kiliego. Wszystko rozstrzygnie się właśnie w części trzeciej. Ten wątek będzie stanowił siłę napędową rozwoju mojej postaci - zapowiada Lilly.

- Zdradzę też, że podczas Bitwy Pięciu Armii znów zobaczymy Tauriel w akcji. Położy trupem wielu orków! (...) - podsumowuje aktorka.

© 2014 Ian Spelling

Tłum. Katarzyna Kasińska

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady, a dowiesz się wielu interesujących rzeczy!

The New York Times
Dowiedz się więcej na temat: Hobbit: Bitwa Pięciu Armii | Evangeline Lilly | elfy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy