Reklama

Eva Green: Miłość w czasach apokalipsy

- To nie jest typowy, katastroficzny film o końcu świata. Jest w nim coś metafizycznego; bardzo mocne przesłanie traktujące o tym, że trzeba się cieszyć życiem i chwytać każdą chwilę, bo nigdy nie wiadomo, co czeka tuż za rogiem - mówi Eva Green.

Film, o którym opowiada aktorka, to "Ostatnia miłość na Ziemi" w reżyserii Davida McKenziego. Jej bohaterka, Susan, jest naukowcem poszukującym leku na tajemniczą chorobę powodującą u ludzi utratę kolejnych zmysłów, przybierającą rozmiary pandemii. Chociaż filmowa plaga w przerażający sposób niszczy ludzkość, scenariusz "Ostatniej miłości na Ziemi" niewiele ma wspólnego z apokaliptycznymi wizjami Armagedonu znanymi z wysokobudżetowych, katastroficznych kinowych hitów. W opowieści tej wątki dotyczące epidemii są tak samo ważne, jak osobista perspektywa bohaterów.

Reklama

Kobieta o wielu obliczach

Rola opanowanej, profesjonalnej wirusolog to zdecydowana odmiana dla 31-letniej Green, która dotychczas specjalizowała się w rolach kobiet o znacznie bardziej krzykliwej osobowości. Była już podstępną czarodziejką Morgan le Fey w serialu "Camelot" (2011), nauczycielką z elitarnej szkoły dla dziewcząt, która zadurza się w jednej ze swoich uczennic ("Cracks", 2009), latającą czarownicą Serafiną Pekkalą ("Złoty kompas, 2007) i, oczywiście, Vesper Lynd - podwójną agentką, której udaje się uwieść i wyprowadzić w pole samego Jamesa Bonda, czyli Daniela Craiga, w "Casino Royale" (2006).

Przygotowując się do roli w "Ostatniej miłości na Ziemi", Green postanowiła odbyć swoiste zajęcia praktyczne.

- Nie chodzi o to, że postanowiłam zgłębić konkretną dziedzinę wiedzy, bo mój umysł po prostu się do tego nie nadaje - wyznaje. - Ale, ponieważ nie wiedziałam, czym zajmują się epidemiolodzy, wybrałam się do jednego z laboratoriów w Szkocji, by zobaczyć, jak wygląda ich praca. Moją uwagę zwróciło przede wszystkim ich poczucie humoru. Ci ludzie bardzo dużo żartują, nawet jeśli mają do czynienia z bardzo poważnym problemem. Jak sądzę, robią to po to, by chronić samych siebie. To mechanizm obronny, który pozwala im zapomnieć o realiach ich zawodu.

Ona sama w filmie Davida McKenziego dopatruje się "metafory rodzącego się uczucia". Jej bohaterka, Susan, leczy złamane serce po serii nieudanych związków, kiedy poznaje Michaela, szefa kuchni (Ewan McGregor). Ich wzajemne uczucie wybucha z wielką siłą właśnie wtedy, kiedy mieszkańcy Ziemi zaczynają ulegać tajemniczemu wirusowi, który powoduje stopniową utratę zdolności odbierania wszelkich bodźców zewnętrznych. Najpierw człowiek traci węch, później słuch, wreszcie wzrok...

- To tak, jak z zakochiwaniem się - mówi Eva Green. - Kiedy się zakochujemy, tracimy zmysły.

Jednym z objawów choroby są napady dzikiego gniewu. Później dołącza do nich nieposkromiony głód, co świetnie ilustruje niepokojąca, a zarazem w nieoczekiwany sposób humorystyczna scena, w której bohaterowie łapczywie pożerają jedzenie.

- Scenarzysta filmu, Kim Fupz Aakeson, jest Duńczykiem - wyjaśnia Green. - Kiedy po raz pierwszy przeczytałam scenariusz, stwierdziłam, że jest to bardzo czarny i dość osobliwy humor. Świetne poczucie humoru to również cecha Davida, naszego reżysera. Dzięki Bogu, że ten film nie jest tego humoru pozbawiony, bo nie cierpię osób, które traktują siebie zbyt poważnie - nawet w takich okolicznościach, jak koniec świata. Humor w filmie ma ogromne znaczenie, a bohaterowie staja się dzięki temu bardziej ujmujący.


Green i jej partner, Ewan McGregor, gruntownie przygotowali się do czekającego ich zadania.

- Evan to bardzo zwyczajny gość - mówi aktorka. - Zależy mu na tym, aby film był tak dobry, jak to tylko możliwe, a w związku z tym chce, żeby jego partnerka też wypadła dobrze. Naprawdę potrafi do ciebie dotrzeć.

Green miała okazję występować u boku najbardziej pożądanych mężczyzn w Hollywood - Orlando Blooma, Daniela Craige'a, Ryana Philippe'a - i jest przekonana, że dobre relacje pomiędzy odtwórcami głównych ról to kluczowa kwestia dla sukcesu filmu.

- Jeśli twój partner nie spisuje się rewelacyjnie, ty sama też nie wypadasz świetnie, bo brakuje tej właściwej interakcji - mówi. - Ja sama zawsze miałam ogromne szczęście. Moi ekranowi partnerzy zawsze dawali z siebie wszystko.

Erotyczne eksperymenty

Urodzona w Paryżu Green od wielu lat mieszka w Londynie. Jej sposób mówienia zdradza "francuskie" naleciałości, które mieszają się z wyćwiczonym brytyjskim akcentem. Po studiach w paryskiej szkole dramatycznej St. Paul i krótkim okresie spędzonym w Webber Douglas Academy of Dramatic Art w Londynie, przeniosła się na Uniwersytet Nowojorski, a następnie wróciła do Francji, gdzie zaczęła występować w produkcjach teatralnych.

Zobacz zwiastun filmu "Marzyciele":


Przełom nastąpił, kiedy legendarny włoski reżyser Bernardo Bertolucci wypatrzył ją w Paryżu i obsadził w "Marzycielach" (2003), u boku Michaela Pitta i Louisa Garrela. Kontrowersyjny film opowiadał o erotycznych eksperymentach francuskiego rodzeństwa i ich amerykańskiego przyjaciela, który przyjeżdża do nich w odwiedziny w okresie społecznych niepokojów, jakie w 1968 r. wstrząsały Paryżem.

- Miałam szczęście - przyznaje Green. - Przed tą propozycją miałam ochotę rzucić aktorstwo. Owszem, zagrałam w paru sztukach, ale spektakl, nad którym akurat pracowałam, nie był dla mnie źródłem satysfakcji. Nie potrafiłam dogadać się z reżyserem. I wtedy trafił mi się ten film. To było wspaniałe przeżycie - mam na myśli zarówno współpracę z Bertoluccim, jak i z obydwoma moimi kolegami z planu.

- Dzięki Bertolucciemu dostałam swoją szansę. Gdyby nie on, byłabym - sama nie wiem, może nauczycielką angielskiego? - dodaje ze śmiechem. - Byłam mu bardzo wdzięczna.

"Marzyciele" zadebiutowali na ekranach amerykańskich kin w 2004 r. i od razu zaszokowali - liczne nagie sceny z udziałem Green sprawiły, że dzieło Bertolucciego stało się pierwszym po sześcioletniej przerwie filmem, który "zapracował" na oznaczenie NC-17 (przeznaczony dla osób powyżej 17. roku życia). Kategoria ta, niegdyś postrzegana jako zabójcza dla dalszej kariery aktorów zaangażowanych w dany projekt, nie zaszkodziła jednak samej Evie. Już w 2005 r. Ridley Scott zaproponował jej rolę Sybilli, królowej Jerozolimy, w epickim "Królestwie niebieskim", którego akcja osadzona została w czasach wypraw krzyżowych. Wkrótce później aktorka przyłożyła rękę do gruntownego liftingu wizerunku filmów o Jamesie Bondzie poprzez wspomniany wcześniej udział w "Casino Royale".

Zobacz zwiastun filmu "Casino Royale":


Jak sama mówi, od reżyserów, z którymi pracuje, oczekuje przede wszystkim szacunku, zaufania i zapewnienia jej poczucia artystycznej swobody.

- To prawdziwa gehenna, kiedy aktor czuje, że reżyser go nie lubi albo nie rozumie tego, na czym mu zależy - mówi.

Po "Złotym kompasie" Green zainteresowała się rolami postaci o pogłębionym rysie psychologicznym w niskobudżetowych, nieco mrocznych produkcjach, jak "Franklyn" (2008) czy "Cracks".

"Moja postać nie może mi być obojętna"

- Nie dostałam żadnych interesujących propozycji, jeśli chodzi o kino wysokobudżetowe - przyznaje. - Scenariusze, które trafiały do moich rąk, były zbiorem frazesów albo były zwyczajnie nudne. Wybierałam więc projekty, które do mnie przemawiały; projekty z sercem i z interesującymi postaciami. Nie potrafię grać w historiach, których nie rozumiem, albo przyjmować konkretne propozycje tylko po to, żeby zrobiło się o mnie głośniej. Moja postać nie może mi być obojętna.

Kolejnym filmowym wcieleniem Green znów będzie rola czarownicy - już niedługo zobaczymy ją w kinie jako wiedźmę Angelique Brouchard w "Mrocznych cieniach" Tima Burtona. Odtrącona przez obiekt swoich uczuć, Barnabasa (w tej roli Johnny Depp), Angelique poprzysięga zemstę mężczyźnie, który złamał jej serce. Zamienia go w wampira, a następnie grzebie żywcem...

- To rewelacyjna postać, która łączy w sobie cechy Janis Joplin i Bette Davis. Jest absolutnie zwariowana - śmieje się Green. - Dla aktora to prawdziwy prezent od losu. Nieczęsto trafiają się nam takie okazje.

- Właściwie to bardzo zabawny film - dodaje. - Wyglądam w nim jak lalka Barbie. To nowa Eva.

Zobacz zwiastun filmu "Mroczne cienie":


Karl Rozemeyer

"The New York Times"

Tłum. Katarzyna Kasińska

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

The New York Times
Dowiedz się więcej na temat: Nie wiadomo | film | aktorka | Eva Green
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy