Ethan Hawke: Gwiazdor mimo woli
Ethan Hawke nigdy nie spotkał Tennesse Williamsa, z którym łączy go dalekie pokrewieństwo. Lubi jednak przywoływać pewien cytat o wchodzeniu w wiek dorosły, autorstwa tego słynnego dramatopisarza (dorosłość to zresztą temat, który absorbuje jego myśli, odkąd skończył 40 lat).
- Williams pisał, że "starzenie się jest dla odważnych, nie dla bojaźliwych" - mówi Hawke, którego mój telefon zastał w jego nowojorskim domu. - Jeśli nie potrafisz wejść w ten etap, świat będzie dla ciebie bezlitosny. Jeśli chodzi o mnie, to czuję, że mi się to udało. Pomogły mi w tym moje dzieci.
Aktor ma ich czwórkę: 13-letnia Maya i 10-letni Levon to dzieci z pierwszego małżeństwa Hawke'a z Umą Thurman; 3-letnia Clementine i 11-miesięczna Indiana to córki, które urodziła mu jego druga żona, Ryan Shawhughes (również aktorka).
- Sposób na świetny drugi akt? Oto jest pytanie! Można odnieść wrażenie, że bardzo dużo mówi się o tym, jak mamy przygotować się na pierwszą część naszego życia, a to, co dzieje się z nami po czterdziestce, jest praktycznie pomijane. Tyle uwagi poświęca się temu, jak nie wyłysieć i nie przytyć... Pieniądze stają się powoli jedynym barometrem, jakim posługują się ludzie, żeby udowodnić, że coś znaczą - ale to fałszywy bożek.
Hawke, który nieustannie lawiruje między aktorstwem, reżyserowaniem i pisaniem scenariuszy, rzadko kiedy kieruje się finansowym aspektem przedsięwzięć, w których bierze udział. Gdyby tak było, z całą pewnością nie przyjąłby propozycji zagrania głównej roli w filmie "Kobieta z Piątej Dzielnicy", niezależnej koprodukcji francusko-brytyjsko-polskiej. Film, który wyreżyserował Paweł Pawlikowski, wszedł na ekrany amerykańskich kin 15 czerwca br. - i wprawił dużą część widowni w niezłą konsternację. - Czy ty też do dzisiaj drapiesz się po głowie z zakłopotaniem? - pyta mój rozmówca.
"Kobieta z Piątej Dzielnicy", którą Hawke porównuje do "Mulholland Drive" Davida Lyncha i "Lokatora" Romana Polańskiego, z całą pewnością stawia więcej pytań, niż udziela odpowiedzi. Bohater grany przez Hawke'a to Tom Ricks, pisarz-amator i nauczyciel akademicki, który właśnie stracił posadę. W obliczu niesprzyjających okoliczności życiowych, Tom postanawia wyjechać do Paryża, by być bliżej swojej sześcioletniej córeczki Chloe, którą jednak może tylko obserwować z daleka, ponieważ jego była żona skutecznie postarała się o to, by sąd zakazał mu kontaktów z dzieckiem. W tej sytuacji Tom może jedynie pisać do córki długie listy.
Tom, zmuszony do podjęcia pracy w charakterze nocnego stróża, wdaje się w niezobowiązujący romans z pochodzącą z Polski kelnerką Anią (Joanna Kulig). Wkrótce poznaje też tajemniczą tłumaczkę Margit, Francuzkę węgierskiego pochodzenia (Kristin Scott Thomas), z którą połączy go osobliwa namiętność. I wtedy właśnie w jego otoczeniu w niewytłumaczalny sposób zaczną ginąć ludzie - a on sam stanie się obiektem zainteresowania policji, która poinformuje go, że Margit nie może być jego kochanką, bo przecież nie żyje od dwudziestu lat... W tej sytuacji nie powinno dziwić, że Tom zadaje sobie pytania o stan swojego zdrowia psychicznego.
- Czułem się tak, jakbym grał w czeskim filmie artystycznym z lat 60. - mówi Hawke. - To było coś bardzo twórczego - i bardzo niekonwencjonalnego.
"Kobieta z Piątej Dzielnicy" okazała się zarazem świetnym pomostem prowadzącym Hawke'a do wspomnianego "drugiego aktu".
- Zawsze byłem tym najmłodszym - wspomina. - Miałem siedemnaście lat, kiedy zagrałem w "Stowarzyszeniu Umarłych Poetów". Zawsze postrzegałem siebie jako uczniaka. To, że wreszcie jestem starszy, niż reżyserzy, z którymi pracuję, jest czymś bardzo interesującym.
Dodatkowo Hawke zdał sobie sprawę z jeszcze jednej ważnej rzeczy: - W dzisiejszych czasach kręci się bardzo niewiele filmów, które nie byłyby zrozumiałe dla 22-latka. Kino stało się medium przeznaczonym dla młodych osób, które wręcz prosi cię, żebyś nie dorósł...
Aktor przyznaje, że jego spojrzenie na życie zmieniło się pod wpływem rodzinnych obowiązków.
- Dzieciaki sprawiły, że jestem wręcz szaleńczo zapracowany. Staram się spełniać swoje marzenia, jeśli chodzi o moją działalność artystyczną, i jednocześnie wywiązywać się z rodzicielskich powinności. Każda z moich pociech potrzebuje ode mnie czegoś innego. Kocham je wszystkie; są źródłem, z którego czerpię - ale nie da się zaprzeczyć, że, odkąd jestem ojcem, wszystko robię wolniej.
Całkiem niedawno Hawke musiał odnaleźć się w niecodziennej dla siebie roli statysty: akompaniował na gitarze swojej najstarszej córce podczas jej występu w jednym z nowojorskich klubów muzycznych. - Maya kocha sztukę w równym stopniu, co jej matka i ojciec - mówi z dumą w głosie (w którym pobrzmiewa także nutka opiekuńczości). - Jako tata dążę do tego, by pomóc jej odnieść sukces w tej dziedzinie i uchronić przed wszystkimi tymi dziwnymi doświadczeniami, jakie wiążą się z takim życiem.
Wielu sławnych rodziców stara się zniechęcić swoje dzieci do pójścia w ich ślady, ale Ethan Hawke nie ma zamiaru odwodzić córki od marzeń o artystycznej karierze. Wolałby jedynie, żeby kariera ta zaczęła się później.
- Uwielbiam chodzić z nią do kina czy do teatru i słuchać, jak pali się do tego, żeby po swojemu kształtować rzeczywistość - mówi. - To fascynujące - ale robienie profesjonalnej kariery odradzałbym każdemu, kto nie osiągnął jeszcze pełnoletności.
- Moje położenie jest dość zabawne - przyznaje aktor - bo ja sam po raz pierwszy wystąpiłem w "prawdziwej", to znaczy nie amatorskiej sztuce, kiedy miałem 12 lat. W wieku 13 lat po raz pierwszy zagrałem w filmie. Byłem bardzo podobny do mojej córki - wiedziałem, że chcę być częścią tego świata, świata sztuki. Ale zaczynanie w tak młodym wieku ma pewne poważne minusy...
On sam uważa się za szczęściarza, że nie przekonał się na własnej skórze o tym, co najgorsze.
- W swoim pierwszym filmie zagrałem u boku Rivera Phoenixa - wspomina (Phoenix zmarł w 1993 r., w wieku 23 lat, w wyniku przedawkowania narkotyków). - Ja dziś rozmawiam z tobą, on nikomu już wywiadu nie udzieli. Show-biznes to autostrada usiana ludzkimi ciałami, nie tylko w sensie dosłownym - mam tu na myśli również utalentowanych młodych ludzi, którzy doznają wypalenia, zanim jeszcze rozwiną skrzydła.
Zobacz zwiastun filmu "Nim diabeł dowie się, że nie żyjesz":
Jak mówi Hawke, tym, co go uratowało, był między innymi fakt, że nigdy nie przejmował się cudzymi opiniami na swój temat. Jego motto od zawsze brzmiało: "Chcę wieść ciekawe życie". Będąc jedynym dzieckiem studenckiej pary, która rozstała się zaledwie trzy lata po jego urodzeniu, nigdy nie marzył o spokojnej, wygodnej i konwencjonalnej przyszłości. - Było dla mnie jasne, że zwykła ścieżka może mnie zawieść jedynie do jakiegoś podłego miejsca. Chciałem w życiu czegoś innego.
- Bardzo współczuję młodym ludziom, którzy czują na sobie presję opinii publicznej - dodaje. - Trzeba zamknąć się na komentarze różnego rodzaju i po prostu robić swoje. Gdyby Elvis przestał śpiewać tylko dlatego, że według niektórych kręcił biodrami w obleśny sposób, świat byłby dziś o wiele uboższy.
Aktor wspomina, że przełom w jego życiu nastąpił, kiedy miał 21 lat.
- Grałem wtedy w sztuce "Mewa" na Broadwayu i w głębi serca czułem, że nigdy wcześniej tyle się nie nauczyłem. Tymczasem zebrałem za swój występ druzgocące recenzje. To była jedna z tych chwil, kiedy pomyślałem: "Jeśli zrezygnuję albo uznam, że cała ta przygoda z aktorstwem nie miała sensu, bo ktoś wypisuje wredne rzeczy na mój temat, będzie to świadczyło o tym, że jestem niepoważnym człowiekiem". Takie sytuacje, umiejętnie rozgrywane, mogą być cenną nauką.
W trakcie swojej 27-letniej kariery Hawke zagrał w ponad 40 filmach. Jego dorobek obejmuje takie tytuły, jak "Orbitowanie bez cukru" (1994), "Gattaca - Szok przyszłości" (1997), "Hamlet" (2000) czy "Nim diabeł dowie się, że nie żyjesz" (2007). Dziś też nie zwalnia tempa - na premierę czekają trzy nowe produkcje z jego udziałem, m.in. "Vigilandia" - fantastyczno-naukowy thriller, w którym partneruje mu Lena Headey. Hawke'a można teraz oglądać także w horrorze "Sinister" i w remake'u "Pamięci absolutnej", gdzie zagrał jeden z bardziej znaczących epizodów.
Zobacz zwiastun filmu "Dzień próby":
Aktorstwo to jednak zaledwie czubek góry lodowej jego aktywności. Hawke reżyseruje obecnie film dokumentalny o życiu wirtuoza fortepianiu Seymoura Bernsteina, a jesienią wystąpi w kolejnej reżyserowanej przez siebie produkcji - off-broadwayowskiej sztuce "Clive". Kolejnym spektaklem, w którym zagra, będzie adaptacja "Iwanowa" Czechowa. Hawke gra również w filmie będącym niezwykłym eksperymentem reżyserskim Richarda Linklatera. To "Boyhood", dokumentowane w czasie rzeczywistym życie pewnego chłopca na przestrzeni dwunastu lat.
Hawke konsekwentnie ucieka przed etykietką gwiazdora, ale fakty mówią same za siebie. On sam przyznaje, że zaczął być postrzegany w ten sposób także dzięki nominacji do Oscara dla najlepszego aktora drugoplanowego za rolę w "Dniu próby" (2001).
- Tamto wydarzeni zmieniło moją karierę, bo świat z szacunkiem podchodzi do wszelkiego rodzaju nagród i wyróżnień - mówi beznamiętnym głosem. - Wspaniale jest zagrać w kasowym filmie, ale, szczerze mówiąc, kiedy człowiek ma tylu wspaniałych przyjaciół-aktorów, co ja, jest mu głupio, że jest na ustach wszystkich z powodu czegoś takiego.
- Dlatego właśnie nominacja do Oscara w kategorii najlepszy scenariusz za "Przed zachodem słońca" była dla mnie tak cenna - dodaje. - Zdjęła ze mnie ciężar tego stygmatu.
Hawke przyznaje również, że "po drodze" przytrafiło mu się kilka filmów, które dziś chętnie wymazałby ze swojej kartoteki. - Bardzo trudno jest pracować w tej branży przez tak długi okres czasu i unikać wpadek. A że nie lubię grać w kiepskich filmach, staram się zawsze mieć coś do roboty. Wtedy jestem wyczulony na jakość składanych mi propozycji.
- Dlatego właśnie tak bardzo angażuję się w teatr i w pisanie własnych scenariuszy. Znudzonego aktora zainteresuje każda historia!
Zobacz fragment filmu "Przed wschodem słońca":
© 2012 Nancy Mills
Tłum. Katarzyna Kasińska
Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!