Reklama

Eryk Lubos: Pokazać prawdziwe emocje

"Nie chcę popadać w rutynę" - mówi Eryk Lubos. Film "Dzień kobiet" z jego udziałem walczy o nagrodę za najlepszy debiut w "Konkursie 1-2" na 28. Warszawskim Festiwalu Filmowym.

"Dzień kobiet" to pierwszy film fabularny Marii Sadowskiej. Dlaczego zdecydowałeś się zagrać u debiutantki?

Eryk Lubos: - Aktorzy marzą o tym, żeby grać. Dostałem scenariusz, przeczytałem i zobaczyłem, że Marysia zauważyła we mnie coś, czego nie dostrzegli inni reżyserzy. Przed zdjęciami dużo rozmawialiśmy. Podczas prób staraliśmy się utożsamiać z naszymi postaciami, a później weszliśmy na plan. Eryk, którego gram, to postać niejednoznaczna.

- W związku z tym, że 'Dzień kobiet' to debiut, Marysia została otoczona troskliwą opieką Studia Munka, co jest bardzo ważne. Robienie filmu, to nie taka prosta sprawa.

Reklama

Bohaterami "Dnia kobiet" są pracownicy sieci sklepów "Motylek". Historia opowiada o wykorzystywaniu pracowników i nieprzestrzeganiu prawa pracy. Zagrałeś dyrektora, którego decyzje niejednokrotnie wpływają na życie jego podwładnych. Próbowałeś obronić tę postać?

- System korporacji polega m.in. na tym, że nie zna się najwyższych zwierzchników. Ma się do czynienia z bezpośrednimi przełożonymi. Nad każdym jest szef, który grozi palcem. Mój bohater, jako kierownik regionu, odpowiada za 12 sklepów. Jeżeli one nie robią wyników, on nie dostaje pieniędzy. Żona Eryka, choruje na stwardnienie rozsiane. On jest w sytuacji szczególnej, która sprawia, że daje się sam wykorzystywać i nieświadomie przenosi to na swoich współpracowników. Wydaje mu się, że nie ma ratunku. Nie może zrezygnować z pracy, bo wie, że innej nie znajdzie. Brak dobrego rozwiązania powoduje, że Eryk się poddaje.

Znasz osoby pracujące w takich sieciowych sklepach czy korporacjach?

- Nie tylko znam, ale sam mam podobne doświadczenia. Pracowałem w piekarni, ślusarni, gdzie stałem przy taśmie w jednej z fabryk w Holandii. To była szkoła życia. Bardzo się cieszę, że mogłem zagrać Eryka. Mam nadzieję, że udało mi się jakoś go wybronić.

Kolejną postacią, którą niedawno zagrałeś, jest Stefan Zientecki 'Zbój' - sierżant i pomocnik dowódcy plutonu, który wyjeżdża na misję do Afganistanu. Twój bohater jest dobrym duchem załogi. Uważasz, że ta rola w serialu "Misja Afganistan" także przełamuje twój wizerunek filmowego "twardziela"?

- Myślę, że trochę tak. Przyszedł już czas, w którym mogę grać też inne role, a nie tylko biegać z pistoletem. Może nie jestem piękny, ale Tommy Lee Jones, także nie należy do grona amantów, a trochę już zagrał. Może producenci zechcą mnie zobaczyć w innych rolach. Nie mówię tu o rolach kochanków w komediach romantycznych - do tego się nie nadaję. Szukam ról, w których mogę pokazać prawdziwe emocje. Staram się przyjmować role, w których mogę zaprezentować się z różnych stron. Nie chcę popadać w rutynę. Trzeba prowokować. Nie chodzi mi o sławę i karierę, ale o podejmowanie ciekawych wyzwań.

Dlatego stronisz od mediów?

- Nie stronię, ale ograniczam. Nie widzę sensu w pozowaniu do zdjęć i udzielaniu wywiadów, które dotyczą mojego życia prywatnego. Są ciekawsze tematy.

Rozmawiała Dominika Gwit (PAP Life).

Eryk Lubos - aktor teatralny, filmowy i telewizyjny. Absolwent Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej we Wrocławiu. Znany m.in. z ról w filmach "Boisko bezdomnych", "Moja Krew", "Dom zły", "Skrzydlate świnie", "Wenecja", "Róża" oraz "Zabić bobra". Za rolę w tym ostatnim filmie otrzymał nagrodę za najlepszą rolę męską na tegorocznym Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Karlowych Warach. Jeden z najnowszych filmów z udziałem aktora, "Dzień kobiet", pokazywany jest na trwającym właśnie 28. Warszawskim Festiwalu Filmowym.

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: Eryk Lubos
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy