Elżbieta Zającówna: Co z pogrzebem polskiej gwiazdy?
28 października zmarła ceniona aktorka Elżbieta Zającówna. Gwiazda kina i telewizji miała 66 lat. Pomimo tego, że od śmierci gwiazdy minął już niemal tydzień, wciąż nieznana jest data jej pogrzebu. Wszystko z jednego powodu.
"Z wielkim smutkiem i niedowierzaniem żegnamy naszą koleżankę Elżbietę Zającównę, członkinię ZASP-u, absolwentkę krakowskiej PWST, którą ukończyła grając Dziewczynę i Bajaderę w przedstawieniu dyplomowym 'Pieszo' Mrożka" - taką szokującą informację umieścił Związek Artystów Scen Polskich w serwisie Facebook 28 października.
W sprawie śmierci aktorki zostało wszczęte śledztwo. "To standardowa procedura w przypadku ujawnienia zwłok przy braku świadków śmierci. Prokurator zarządził przeprowadzenie sekcji zwłok - wyjaśnił "Faktowi" prokurator Piotr Skiba, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
"Nie ma jeszcze terminu, w związku z okresem świątecznym zapewne sekcja wykonana zostanie dopiero w przyszłym tygodniu" - dodał.
W związku ze wspomnianą procedurą, rodzina musi wstrzymać się z pogrzebem. Dopiero po jej zakończeniu bliscy aktorki będą mogli rozpocząć przygotowania do uroczystości.
Zającówna urodziła się 14 lipca 1958 roku w Krakowie. We wrześniu 1980 roku debiutowała na deskach Teatru Na Targówku w Warszawie w musicalu "Cabaretro" w reżyserii Andrzeja Strzeleckiego. Z kolei w 1981 roku ukończyła Wydział Aktorski Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie.
W tym samym roku, jeszcze jako studentka, debiutowała w filmie "Vabank" Juliusza Machulskiego. "Jako bardzo młoda, niedoświadczona osoba, byłam zachwycona tym, że mogę pracować z tak fantastycznymi artystami" - wspominała w jednym z wywiadów. W kolejnych latach oglądaliśmy ją m.in. w "Seksmisji", "Nadzorze" i "O-bi, o-ba. Końcu cywilizacji".
Ogromna popularność przyszła wraz z kultowym serialem "Matki, żony i kochanki". Dzięki roli Hanki Trzebuchowskiej Zającówna zyskała ogromną rozpoznawalność. Produkcja okazała się olbrzymim sukcesem. Przytłoczona nagłym zainteresowaniem i brakiem prywatności aktorka postanowiła w znacznym stopniu ograniczyć swoją działalność artystyczną.
Nadal występowała w teatrach, głównie w spektaklach komediowych. "Wolę grać w lżejszym repertuarze, lepiej się w tym czuję. Są aktorzy, którzy sprawiają, że widz płacze i są tacy, którzy widza rozśmieszają. Ja wolę być tą panią, która dostarcza śmiechu" - przyznała.
Zającówna od lat zmagała się z chorobą Von Willebranda, zaburzeniem krzepnięcia krwi. Ona także wpłynęła na jej decyzje dotyczące życia zawodowego. "Kiedy poważnie zachorowałam, zrozumiałam, co jest w życiu najważniejsze. Zmieniło się moje podejście do zawodu" - przyznała w rozmowie z "Vivą".
W 2017 roku pojawiała się gościnnie w serialu "Na dobre i na złe". W 2020 roku wystąpiła w szóstym odcinku "Małego zgonu", którego twórcą był Machulski. Ostatni raz na dużym ekranie mogliśmy ją zobaczyć w filmie "Szczęścia chodzą parami". Wcieliła się w nim w matkę głównego bohatera. "Ogromnym szczęściem jest dla mnie to, że zagrałam [tę rolę] [...]. Jeszcze długo będę się tym żywić. Uważam, że jestem od śmiechu i dlatego tak bardzo lubię występować w lżejszym repertuarze" - przyznała podczas promocji filmu.
Zającówna była także założycielką firmy produkcyjnej Gabi. Produkowała między innymi sitcomy "Daleko od noszy", "Ale się kręci!" i "Synowie". Od 2010 do 2013 roku była również wiceprezesem Fundacji Polsat.
Była żoną Krzysztofa Jaroszyńskiego - reżysera, scenarzysty, satyryka i artysty kabaretowego.